Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O polityce miłości z kastetem w dłoni. Prezydent zniknął, a PO niczym tęcza...

Arkadiusz Franas
Nie żebym jakoś specjalnie tęsknił, ale gdzieś nam zniknęli prezydent Rafał Dutkiewicz i Jacek Protasiewicz, szef PO na Dolnym Śląsku. Nowy szef...

Proszę nie dzwonić na policję. Nie ma sensu też informować autora magazynu kryminalnego "997" Michała Fajbusiewicza. Wystarczy Donald Tusk. Znajdą się. Najpewniej po 23 listopada, po zjeździe krajowym Platformy Obywatelskiej, na którym zapadnie decyzja, co ze starym przewodniczącym PO w naszym regionie Grzegorzem Schetyną. Co zapadnie? Tu nawet Fajbusiewicz to za mało, raczej jakiś jasnowidz by się przydał. Nie spodziewałbym się jednak jakiegoś awansu byłego marszałka Sejmu lub nawet pozostawienia tego dolnośląskiego polityka na obecnym stołku, ale znając "miłosierdzie" partii, nie liczyłbym też na jakieś ostateczne rozwiązania. Bo wszak wszystkim (im wszystkim) "zależy na rozwiązaniach najlepszych dla PO i dla Polski". I proszę się nie śmiać. Jak mówią, że zależy, to zależy... A że co innego się nagrało, to ktoś przycisnął nie ten guzik co trzeba.

A co ma z tym wspólnego "zniknięcie" miłościwie nam panującego prezydenta Rafała Dutkiewicza? Normalnie to gra w piłkę z dziećmi, jeździ na łyżwach, śpiewa, tańczy i wszędzie pełno. Jak przystało na rasowego polityka, który zrozumiał, że grunt to promocja. A tu cisza. Wiem, wiem. Usłyszę, że ma mnóstwo zajęć dla dobra Wrocławia. I im się w skupieniu poświęca. W takim przypadku przychodzi mi zawsze do głowy pytanie: A wcześniej nie miał, gdy grał, śpiewał, jeździł?... Mam wrażenie, że pan prezydent ma całkiem niemały orzech do zgryzienia. Po latach życia w politycznym celibacie, gdy bronił się przed wejściem w układ z jakąkolwiek partią jak wegetarianin przed świnią na talerzu, postanowił zmienić przekonania.

I zadeklarował, że przyjął oświadczyny Protasiewicza, który zechciał oddać mu rękę PO. Gdy już obie rodziny powoli szykowały się do zaślubin, wyciekły nagrania...

I zadeklarował, że przyjął oświadczyny Jacka Protasiewicza, który zechciał oddać mu rękę PO. Gdy już obie rodziny powoli szykowały się do zaślubin, wyciekły nagrania... A z nich wynikało, że panna młoda to niekoniecznie osoba uduchowiona, która Puszkina czytała przed snem, a raczej osóbka bardziej interesowna. I Rafał Dutkiewicz odsunął nieco decyzję o utrwaleniu związku. Tak to w każdym razie wygląda. Co więcej, potrząsnął oblubienicą, a wyrazem tego plakat Jarosława Obremskiego, senatora z obozu prezydenta, który nieco naigrawa się z kampanii promocyjnej urzędu marszałkowskiego poświęconego realizacji Regionalnego Programu Operacyjnego na lata 2014-2020. Na plakatach urzędu widnieje marszałek, co zdziwiło nie tylko senatora Obremskiego. A miała być zgoda, co to buduje i polityka miłości obu środowisk. Na razie to ta miłość wygląda tak, jakby zamiast pierścionka zaręczynowego wręczyć kastet. A rodzina, owszem, jak z plakatu, tylko z tego opowiadającego, że w domu zupa znów była za słona...

Dalsza część na 2. stronie [KLIKNIJ]
Zatrzymajmy się jeszcze przy owych na-graniach ujawnionych po zjeździe PO w Karpaczu. Jak pewnie pamiętają Państwo, chodziło tam głównie o załatwianie pracy za głos na Protasiewicza w spółkach powiązanych z KGHM. Wszyscy wszystkiego się wypierają, a to, co słyszymy, to znaczy zupełnie coś innego. Tak twierdzą nagrani... Ale niech tym zajmuje się prokurator, choć mam wrażenie, że usłyszmy coś o niskiej szkodliwości społecznej lub braku znamion... Mnie zdziwił komentarz ministra od kultury, i byłego prezydenta Wrocławia, Bogdana Zdrojewskiego. Otóż pan minister na antenie RMF uczciwie wyznał, że mu wstyd za to, co wydarzyło się w jego partii na jego terenie. I super. A zapytany: Kto za to wszystko odpowiada, odrzekł: "Wiele osób, ale ja największy żal mam do osoby, którą cenię w chwili obecnej - do prezesa (KGHM - mój przypis), bo prezes powinien być blokerem w takich sytuacjach, to on powinien stawiać tamę, a jak się pojawiają takie propozycje, to powinien zgłaszać to swojemu szefowi, czyli radzie nadzorczej i bezpośrednio ministrowi skarbu". Zamarłem. A co ma zrobić, jak dzwoni szef lub szef szefa? Panie ministrze, jak Pana szanuję i cenię, to powtórzę: zamarłem. Toż to sofistyka w stylu popularnego, niestety, ostatnio arcybiskupa Józefa Michalika, któremu myli się ofiara z przestępcą.

To jak ze słynną ostatnio tęczą w Warszawie, która spłonęła 11 listopada. Zresztą raz któryś. I gdyby iść tropem takiej argumentacji, to można by powiedzieć: No cóż, tęcza jak to tęcza, pojawia się i szybko znika. Ta warszawska to kolejny dowód, jak niektóre środowiska szybko zawłaszczają sobie pewne symbole. Otóż jej pomysłodawczyni Julita Wójcik zapytana, co symbolizuje "Tęcza", odpowiada: "wiele rzeczy, jednak najlepiej jest, gdy nie symbolizuje nic, a pojawia się po deszczu wraz z pierwszymi promieniami słońca. Taką tęczą miała być moja instalacja na placu Zbawiciela w Warszawie. Nikt nie złości się na tęczę na niebie". I odcina się od pomysłów, by miała ona być oznaką tolerancji dla LGBT (skrótowiec odnoszący się do lesbijek, gejów, osób biseksualnych oraz osób transgenderycznych).

A ja uważam, że "Tęcza" staje się symbolem braku zrozumienia dla różnych postaw (pomijam te skrajne opierające się na przemocy). Bo są ludzie, którzy nie rozumieją LGBT i dlaczego to środowisko zawłaszczyło wielobarwną instalację. Tym, co nie rozumieją, też trzeba dać szansę. Tak samo, jak czekającym, aż rządząca z ich woli PO przestanie toczyć bitwy o stołki, a przypomni sobie dlaczego jest Obywatelska.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska