Nawet osiem lat więzienia grozi 51-letniemu głogowianinowi, który na kilka godzin zablokował pracę kopalni ZG Rudna i postawił na nogi odpowiedzialne za bezpieczeństwo służby. Mężczyzna w rozmowie telefonicznej z pracownikiem zakładu zakomunikował, że na terenie kopalni jest bomba.
Włodzimierz N. był emerytowanym pracownikiem ZG Rudna. Feralny telefon wykonał w nocy ze środy na czwartek (6/7 kwietnia) o godz. 2.57. Dzwonił z numeru zastrzeżonego na centralę zakładu i chciał koniecznie rozmawiać z nadsztygarem. Był zły, bo nie dostał na konto ekwiwalentu za deputat węglowy. Na zakończenie kilkuminutowej rozmowy powiedział, że w kopalni jej bomba.
Dyrekcja ZG Rudna zdecydowała o ewakuacji górników oraz pracowników administracji. Łącznie przed zakładem wylądowało około 300 osób. Na teren kopalni nie wpuszczono też górników z kolejnej zmiany.
O zdarzeniu powiadomiono komendę policji w Polkowicach oraz ABW w Warszawie. Na miejscu pojawiła się grupa rozpoznania minersko-pirotechnicznego polkowickiej komendy, straż pożarna oraz przewodnicy z psami do wyszukiwania materiałów wybuchowych z komendy policji w Zielonej Górze, jak też jednostki Straży Granicznej portu lotniczego we Wrocławiu. Po kilku godzinach sprawdzania szybu okazało się, że alarm był fałszywy.
W czasie, gdy sprawdzano szyb, policja intensywnie szukała sprawcy zamieszania. Jeszcze tego samego dnia, około godz. 13 funkcjonariusze zatrzymali Włodzimierz N., w jego mieszkaniu w Głogowie. Miał około 1,5 promila alkoholu. Z uwagi na stan zdrowia trafił on jednak do szpitala w Lubinie na odział intensywnej terapii. W sobotę rano, gdy już lepiej się poczuł, prokurator zjawił się na szpitalnym oddziale i postawił Włodzimierzowi N. zarzut.
- Podejrzany jest o to, że zawiadomił telefonicznie pracownika ZG Rudna w Polkowicach o podłożeniu bliżej nieokreślonych ładunków wybuchowych na terenie szybu R1, wiedząc że zagrożenie nie istnieje, czym stworzył sytuację, mającą wywołać przekonanie o zagrożeniu dla życia i zdrowia wielu osób znajdujących się na terenie zakładu oraz mieniu w znacznych rozmiarach, czym wywołał czynności instytucji użyteczności publicznej i organu ochrony bezpieczeństwa, porządku publicznego, w postaci przeprowadzenia stosownych sprawdzeń przez Policję, Straż Pożarną oraz Straż Graniczną, mające na celu uchylenie zagrożenia - wyjaśnia Liliana Łukasiewicz, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Legnicy.
Włodzimierz N. częściowo przyznał się do popełnienia przestępstwa. Twierdził jednak, że w rozmowie z jednym ze sztygarów powiedział jedynie, że zakład trzeba wysadzić z uwagi na bałagan jaki w nim panuje.
- W toku postępowania ustalono, że i taka rozmowa tej nocy miała miejsce. Nie ulega jednak wątpliwości, iż podejrzany później zadzwonił również na centralę zakładu podając informację o podłożeniu bomby.
Prokuratura Rejonowa w Głogowie, która nadzoruje postępowanie w tej sprawie z uwagi na obawę matactwa i ukrywania się podejrzanego przed organami ścigania, mając na uwadze jego wcześniejszą karalność za przestępstwo przeciwko życiu i zdrowiu, skierowała do sądu wniosek o tymczasowe aresztowanie mężczyzny, ale sąd go nie zastosował. Prokurator zdecydował się je zaskarżyć.
Górnicy, którzy znają „bombiarza” nie zostawiają na nim suchej nitki. - Nieciekawa jednostka - mówią. - Zarówno w pracy jak i w domu. Awanturnik, zawsze miał do wszystkich pretensje. Teraz też miał o to, że komornik zabrał mu cały deputat za węgiel.
Wstępne straty ZG Rudna spowodowane m.in. zatrzymaniem wydobycia, ewakuacją i kosztami transportu pracowników oszacowano na około 500 tys. zł. Prokurator zwrócił się też do instytucji, które brały udział w akcji o podanie poniesionych kosztów.
Z pewnością oskarżyciel oprócz kary pozbawienia wolności będzie domagał się też od Włodzimierza N. naprawienia szkody wyrządzonej przez wywołanie alarmu w kopalni KGHM.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?