Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Były radny: Wrocław dla aut lub powieśmy napis "skansen"

Redakcja
Zdj. ilustracyjne
Zdj. ilustracyjne Pawel Relikowski / Gazeta Wroclawska
Były radny miejski mec. Krzysztof Bramorski, apeluje do sklepikarzy, właścicieli lokali gastronomicznych, punktów usługowych i kierowców oraz mieszkańców o sprzeciw wobec polityki miasta. Urzędnicy likwidują miejsca postojowe, a tam, gdzie parkingi znikają, padają sklepy, lokale użytkowe stoją puste. – Klienci i goście tych punktów, gdzie zabrano miejsca parkingowe, coraz częściej widzą ogłoszenia "na sprzedaż". Z centrum wynoszą się wszystkie usługi i biura. Albo udostępnijmy miasto dla aut, albo zróbmy w centrum bramę i powieśmy na niej napis "skansen" lub "muzeum" – mówi. I dodaje, że kierowca to równorzędny uczestnik ruchu. – Polityka miasta jest demagogiczna. Nie da się doprowadzić do tego, że sto procent osób będzie jeździć MPK i rowerami – podkreśla Bramorski.

Mecenas Bramorski zauważa, że już podczas jego kadencji radnego, w latach 2010-14, widać było dążenie prezydenta i wrocławskich urzędników do ograniczania ruchu samochodów w całym mieście, nie tylko w centrum. Likwidowano miejsca parkingowe, zamykano ulice. W ciągu ostatnich lat ograniczono postoje m.in. przy Nowowiejskiej i Kazimierza Wielkiego, gdzie poupadały sklepy, Włodkowica, Podwalu, św. Antoniego, Krupniczej i innych ulicach w pobliżu centrum, Wróblewskiego, Mickiewicza, Parkowej, Kopernika i w okolicach Hali Ludowej. Upada handel na Piłsudskiego, puste lokale stoją na Świdnickiej. Ulic można wymieniać jeszcze dużo. Te działania są zgodne z polityką miasta, ale czy słuszne?

Czytaj więcej: Miasto zabrania parkować, biznes pada (KLIKNIJ)

– Zaczęło się od zmniejszania dostępności centrum Wrocławia dla aut. Pamiętam, jak miasto forsowało pomysł zamknięcia ul. Krupniczej dla samochodów i jak urzędnicy zmieniali koncepcję. Krupnicza miała być deptakiem, ale po moich interpelacjach i reakcji mediów, zrezygnowano z tego pomysłu. Pamiętam też zamknięcie części placu Solnego, co nie do końca jest zrozumiałe – opowiada Bramorski. – Był też drastyczny pomysł zamknięcia dla aut ul. Kiełbaśniczej, z którego na szczęście miasto się wycofało - dodaje.

LIKWIDUJĄ PARKINGI, ZMNIEJSZA SIĘ RUCH PIESZY
Zdaniem byłego radnego, brak parkingów namacalnie zabija ruch w centrum, nawet turystom jest trudniej dostać się do Rynku, by go pozwiedzać. – Nie ma gdzie zaparkować a miasto powołuje się na Narodowe Forum Muzyki i komercyjne parkingi, np. w Renomie i Galerii Dominikańskiej. Tymczasem z Renomy jest już dość daleko do Rynku i jeśli ktoś ma pójść na spacer po centrum, to niestety coraz częściej wybiera w zamian rozrywkę w centrum handlowym, tam się bawi, tam idzie na kawę i załatwia swoje sprawy – martwi się mecenas.

– Nie ma alternatywy. Pamiętam, jak lata temu urzędnicy obiecywali budowę parkingów wielopoziomowych wzdłuż ul. Kazimierza Wielkiego, m.in. przy skrzyżowaniu z św. Mikołaja. Tymczasem zrobiono odwrotnie, zabrano miejsca wzdłuż tej ulicy, także w pobliżu pałacu królewskiego, gdzie jest to zupełnie niezrozumiałe i niepotrzebne – mówi. Bramorski zauważa też, że na ul. Kazimierza Wielkiego były kiedyś trzy pasy.

- W momencie gdyby ścisłe centrum było oflankowane takimi parkingami, może działałoby tu coś więcej niż gastronomia i filie banków. Klienci i goście tych punktów, gdzie zabrano miejsca parkingowe, coraz częściej widzą ogłoszenia "na sprzedaż". Tak jest na Ruskiej, Kazimierza Wielkiego, Kiełbaśniczej, Oławskiej. Z centrum wynoszą się wszystkie usługi i biura. Albo udostępnijmy miasto dla aut, albo zróbmy w centrum bramę i powieśmy na niej napis "skansen" lub "muzeum" – oburza się Krzysztof Bramorski.

ROWERZYŚCI SĄ "TRENDY" KOSZTEM INNYCH UCZESTNIKÓW RUCHU
Bramorski podaje też przykłady ograniczania ruchu aut i możliwości parkowania, oddalone od centrum miasta. Na Nowowiejskiej ograniczono ruch, zmniejszono o połowę liczbę miejsc postojowych, a w zamian powstało wydzielone torowisko i ścieżka rowerowa. Właśnie upada tam trzeci sklep spożywczy w ciągu ostatnich kilku miesięcy, a interesy zamknęli już m.in. fryzjer i wieloletni fotograf. Jak tłumaczą najemcy: to wszystko wina braku miejsc parkingowych.

– Inny przykład to Zwycięska. Walczyliśmy, by było tu po dwa pasy w każdym kierunku, tymczasem wybudowano drogę z układem pasów 2+1. Po lewej stronie patrząc od Karkonoskiej, jest dość wąski chodnik, a obok bardzo szeroka ścieżka rowerowa. Co więcej, ścieżka dla cyklistów jest także po drugiej stronie jezdni! Dwa wózki nie zmieszczą się obok siebie na chodniku, nie ma dodatkowego pasa jezdni, a dla rowerzystów zrobili autostradę – grzmi Bramorski. – Nie wiem, kto wymyślił, że będą się tam odbywać Wyścigi Pokoju, ale to kompletnie idiotyczna koncepcja. Rozumiem, że jest taki trend i lobby rowerowe, ale rowerzyści są beneficjentami kosztem innych uczestników ruchu, tymczasem te dwie ścieżki są tam kompletnie niepotrzebne – uważa.

Miasto ma oficera rowerowego, a kilka lat temu Bramorski optował za stworzeniem stanowisk oficera pieszego i samochodowego. Wtedy urzędnicy się śmiali, a potem powołali pierwsze z tych stanowisk. Kierowcy nadal nie mają jednak swojego przedstawiciela w ratuszu.

– To dyskusyjne czy urząd wybiera dobre rozwiązania. W centrum mnożą się ścieżki rowerowe i progi zwalniające dla kierowców jak zapory przeciwczołgowe. Śluzy rowerowe powodują, że kierowcy są spowalniani. Dlaczego rowerzyści nie mogą się ustawiać jeden za drugim jak kierowcy? A jeśli już stoją na śluzie, to dlaczego nie na jednym pasie a na obu, kompletnie tamując ruch? Jesteśmy w środku półmilionowego miasta! – podkreśla. Dodaje, że nie chodzi o wytaczanie wojny rowerzystom, ale na pogodzenie interesów kierowców, pieszych, rowerzystów, sklepikarzy i o jednoczesne polepszanie komunikacji zbiorowej. Miastu tymczasem ta sztuka nie wychodzi. – Można wszystkim utrudnić życie, ale nie dziwmy się potem, że ludzie przenoszą firmy – mówi były radny.

– Sklepikarze, przedsiębiorcy, kierowcy i mieszkańcy powinni się przeciwstawiać takim rozwiązaniom. Spotykać z urzędnikami próbować tłumaczyć swoje interesy – apeluje Krzysztof Bramorski. Ale czy urzędnicy zechcą słuchać? Świadomie wybierają takie rozwiązania, które powodują ograniczanie liczby aut w mieście. To zapis wrocławskiej polityki mobilności. – Znam tę argumentację nawiązującą do polityki mobilności, ale zapisano w niej promowanie transportu zbiorowego, a nie zwalczanie wszystkich innych form transportu. Polityka miasta jest demagogiczna. Nie da się doprowadzić do tego, że sto procent osób będzie jeździć MPK i rowerami – zauważa Bramorski. – Sklepy nie upadają dlatego, że klient tak wybrał, ale dlatego że został do tego zmuszony przez urzędników – podsumowuje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska