– Nic dziwnego, że ludzie wolą wyrzucać gruz i śmieci do lasu – mówi rozgoryczony Andrzej Krowicki po przygodzie, jaka spotkała go w Punkcie Selektywnej Zbiórki Odpadów Komunalnych przy ul. Michalczyka. Wybrał się tam w ubiegły wtorek. Robi w domu remont i nazbierało się już sporo gruzu. Zapakował go więc na pick-upa i zawiózł na miejskie składowisko. Wrócił z nim jednak z powrotem.
– Pracownik przy bramie powiedział, że tego nie przyjmie i mam zutylizować we własnym zakresie – wspomina wrocławianin. Poszło o to, że gruz był zmieszany z resztkami wełny mineralnej, stosowanej do docieplenia ścian.
– Zapytałem, gdzie mam to więc oddać, jeśli nie do PSZOK-u? Przecież to miejsce, do którego można przywieźć te odpady, których nie można wrzucić do kontenera lub worka. Poprosiłem o łopatę, by oddzielić to, co nie jest akceptowane, a resztę zostawić. Pan odparł, że mi nie pożyczy, bo powinienem być przygotowany. Straciłem tylko czas, nerwy i pieniądze na dojazd z centrum – kwituje Andrzej Krowicki.
CZYTAJ TEŻ: Bałagan wokół "szkieletora" razi wrocławian
PSZOK prowadzi miejska spółka Ekosystem – to ona odpowiada za odbieranie odpadów od mieszkańców. Z jej perspektywy pracownik postąpił prawidłowo.
– Mieszkańcy mogą do PSZOK-ów przywozić odpady, na zbieranie których punkt ma zgodę i które są ujęte w regulaminie. To między innymi niewielkie ilości odpadów budowlanych, czyli zmieszane odpady z betonu, gruzu ceglanego, materiałów ceramicznych i elementów wyposażenia. Tymczasem wata szklana zalicza się do odpadów budowlanych porozbiórkowych i obecnie nie może być przyjmowana – mówi Anna Bytońska, rzeczniczka spółki.
Trafiają tam więc stare opony, zużyte baterie i sprzęt AGD, farby i kleje czy meble. Natomiast odpadami od pana Andrzeja powinna się zająć wyspecjalizowana firma, na jego koszt.
CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE:
Zdaniem ekologa, to przykład, pokazujący, że nowy system gospodarowania odpadami nie jest do końca przyjazny obywatelowi i trudno się dziwić rozgoryczeniu pana Andrzeja.
– W PSZOK-u powinni z radością witać każdego mieszkańca, który przyjechał do nich, zamiast na dzikie wysypisko. A jeśli trzeba, to nawet pomóć, bo przywożone odpady rzeczywiście powinny być posegregowane – uważa Radosław Gawlik, prezes stowarzyszenia Eko-Unia, były wiceminister środowiska.
– Przepisy wymagają doprecyzowania, ale problemu nie rozwiążą. Zbyt urzędniczo podchodzimy do wielu spraw, zapominając, że elementem całego działania jest też edukacja i przyjazne nastawienie do kogoś, kto przecież chce dobrze – dodaje Gawlik.
Anna Bytońska zapewnia, że tak też będzie we wrocławskich PSZOK-ach przy ul. Janowskiej 51 i Michalczyka 9.
– Poprosimy pracowników, by w sytuacjach, gdy odpady nie są wcześniej odpowiednio przygotowane, w miarę możliwości pomogli mieszkańcom, na przykład przez udostępnienie potrzebnego sprzętu.
Walka z dzikimi wysypiskami śmieci to jeden z ważniejszych problemów ekologicznych Wrocławia, zauważony także przez Najwyższą Izbę Kontroli. W latach 2013-2014 w stolicy Dolnego Śląska zlikwidowano 58 nielegalnych wysypisk, na których składowano ponad 8 tys. ton odpadów, które nie powinny były tam trafić.
ZOBACZ TEŻ: Śmieciowa rewolucja we Wrocławiu bez rewelacji - raport NIK
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?