Policyjne lotnictwo w Polsce w 2021 roku obchodziło swoje 90-lecie. Sekcja lotnictwa Komendy Wojewódzkiej Policji istnieje we Wrocławiu od ponad 20 lat. Obecnie na stanie ma jedną maszynę, ale w planach jest zakup kolejnej - ma latać nad Wrocławiem już na początku 2024 roku.
Obecny śmigłowiec toBell 206 B3, jeden z najpopularniejszych śmigłowców na świecie. Policja wrocławska używa go od 2021 roku.
Czym zajmują się policjanci w helikopterze?
Nadkomisarz Paweł Malec to kierownik sekcji lotnictwa Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu. Służy tu od 2011 roku.
- Wykonujemy różne zadania, np. poszukiwanie osób zaginionych, namierzanie skradzionych samochodów. Były sytuacje, że szukaliśmy ciężarówki, którą znajdowaliśmy w lesie. Są to oczywiście sprawy kryminalne. Szukaliśmy też osób, które zbiegły np. z zakładów karnych - wymienia nadkomisarz Malec, który szkolił się w Dęblinie.
Funkcjonariusze odbywają także loty w celu zabezpieczenia imprez masowych, głównie meczów piłkarskich.
- Możemy być asystą w przejeździe pociągu specjalnego z kibicami. Wykonujemy przelot w rejon stadionu miejskiego. To obserwacja. Bierzemy na pokład przedstawiciela prewencji, który z powietrza zgłasza swoim jednostkom, czy są jakieś wydarzenia na trasie przejazdu pociągu, np. zatory czy niebezpieczne grupy czające się w lasach - opisuje Malec.
Pilotom czasem zdarza się lądować w niecodziennych warunkach, szczególnie w lotach poszukiwawczo-ratowniczych. Oczywiście, muszą mieć do tego odpowiednie warunki - obszar o powierzchni minimum 50 na 50 metrów.
- Najbardziej w pamięci pozostał mi lot poszukiwawczy w rejonie Obornik Śląskich. Moim zdaniem było odnalezienie młodej kobiety z depresją poporodową. Udało się ją zlokalizować w małym stawie. Niestety, już nie żyła. Pamiętam również inny lot poszukiwawczy za starszym mężczyzną, który miał ryzyko zawału. Poszedł łowić ryby nad Odrę w rejonie Polkowic. Udało mi się go znaleźć nad rzeką, także martwego - opisuje kierownik wrocławskiej sekcji lotnictwa.
Jednostka lotnicza wrocławskiej policji może poruszać się poza granicami województwa, w zależności od zgłoszenia i potrzeby.
- Jeśli zajdzie taka konieczność, polecimy i do Białegostoku, ale wiadomo, że z międzylądowaniami. Czas lotu z pełnym bakiem to około 3 godziny. Na co dzień tankujemy w naszym porcie lotniczym, ale także na różnych lotniskach komunikacyjnych, jeśli akcja dzieje się dalej od Wrocławia. Lataliśmy już na poszukiwania do Poznania czy do Katowic - wymienia Paweł Malec.
Jaki ojciec tacy synowie
Wrocławski helikopter policyjny waży 1,5 tony. Prędkość przelotowa, ta najbardziej ekonomiczna, wynosi 100 węzłów, a maksymalna to 130 węzłów (ok. 240 km/h).
Piloci latają na różnych wysokościach w zależności od pozwoleń - czasami to pułap nawet 1,5-2 tys. stóp. Zazwyczaj przelatują nad miastem na wysokości około 600-800 czyli ponad 200 metrów.
Dwie trzecie składu sekcji lotniczej tworzą bracia, starsi sierżanci: Jakub Sławik i Tomasz Sławik. To synowie jednego z najlepszych polskich pilotów śp. Janusza Sławika. Pełnił on służbę w sekcji lotnictwa KWP we Wrocławiu i jako pierwszy z funkcjonariuszy policji został uhonorowany prestiżowym wyróżnieniem "Błękitne Skrzydła". Było to w 2010 r. za działania na rzecz powodzian w Bogatyni.
- Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci. Pasję do latania wynieśliśmy z domu. Wiadomo, że dla dzieci na pewnym etapie wzorem są rodzice i dla nas wzorem był tato. Czasem różnie młodzież wybiera swoją drogę, ale wraz z bratem byliśmy nastawieni na latanie i tak się tutaj znaleźliśmy. Od małego każdą wolną chwilę spędzaliśmy w pracy u taty - w śmigłowcu. Ojciec nie był od początku pilotem policyjnym. Wcześniej gasił pożary, a także wykonywał opryski pól – opowiada starszy z braci Jakub Sławik.
Kiedy sekcja lotnictwa policyjnego postawała we Wrocławiu, funkcjonariusze latali na modelu Mi-2, który już poszedł w odstawkę. Pilotował go m.in. Janusz Sławik. Praca policyjnego pilota była Jakubowi i Tomaszowi znana o dzieciństwa.
- Piloci policyjni wykonują przeróżne zadania. Latają nad morzem, w górach, w mieście. Przewożą organy ludzkie, zajmują się ratownictwem, akcjami poszukiwawczymi, zabezpieczaniem imprez. Nasza praca jest różnorodna i to jest dla mnie duży plus – dodaje J. Sławik.
Razem z bratem wstąpił w szeregi policji w 2019 roku. Obydwaj mieli już licencję na latanie. Wyszkolili się w Stanach Zjednoczonych, w Kalifornii. Tam zdobyli uprawnienia.
- Doświadczenie szacuje się w godzinach nalotów. Ja w tej chwili mam ok. 600 godzin przelatanych. Jak przyszedłem do policji, miałem 360 godzin w powietrzu – opowiada p. Jakub.
Latał śmigłowcem podczas katastrofy ekologicznej na Odrze. Wtedy policjanci w powietrzu poruszali się od Opola aż po Gorzów Wielkopolski.
Coś więcej niż praca
Bracia Sławikowie traktują swoją pracę nie tylko jako zawód. Dla nich to misja i pasja. Dlatego, jak mówią, praca ich nie męczy.
- Przychodząc do pracy chcę po prostu wejść do śmigłowca i latać. Dla mnie się liczy wykonane zadanie, najlepiej z sukcesem. A jaka będzie przyszłość? To się okaże. Lotnictwo policyjne jest niezwykle potrzebne. Pracy w śmigłowcach często z perspektywy ziemi nie widać. A w naszym fachu często ważne są minuty, szczególnie w poszukiwaniach osób starszych czy dzieci lub sprawach kryminalnych, które ważą na bezpieczeństwie mieszkańców. Z ziemi pewnych rzeczy nie dostrzeżemy, z góry zaś możemy pomóc – opowiada starszy sierżant Tomasz Sławik.
On sam zaczął latać w 2003 roku, kiedy szkolił się na szybowcach. Całą szkołę średnią latał na wyczynowych szybowcach treningowych. A potem zrodził się pomysł, żeby wyjechać do Ameryki i szkolić się na śmigłowcach.
- Ciągnęliśmy to do przodu, by realizować swoje marzenia i przede wszystkim czuć się usatysfakcjonowanym. Mieliśmy swój szybowiec i swój śmigłowiec. Kiedy pojawiła się możliwość pracy w policji we Wrocławiu, skorzystaliśmy z okazji – stwierdza młodszy z braci.
Jakie cechy musi mieć dobry pilot? Jak wskazują wrocławscy policjanci, powinien od siebie dużo wymagać, bo to przekłada się na jakość pracy. Na pewno ważna jest odporność na stres.
- Oczywiście każdy pilot nie powinien mieć problemu z lękiem wysokości, nie bać się otwartych przestrzeni. Ważną sprawą jest umiejętność przewidywania wydarzeń. W lotnictwie wszystko dzieje się szybko i trzeba głową wyprzedzać fakty – tłumaczy Jakub Sławik.
Tato nie zmuszał, a inspirował
Czy bracia czują presję postaci ojca, rozpoznawalnej w środowisku lotników i nie tylko?
- Gdyby przyszedł moment , że trzeba by było wykonać takie samo zadanie, to polecielibyśmy służyć ludziom, bo od tego jesteśmy. Owszem, w środowisku lotniczym ludzie rozpoznają nas jako synów Janusza Sławika, ale to nie jest dla nas jakiś dodatkowy ciężar. Wykonujemy nasze zadania jak najlepiej. Jesteśmy dumni z tego, co tato osiągnął i idziemy w tym kierunku, ale nie moglibyśmy żyć jakąś presją, bo to byłoby niezdrowe – oświadcza p. Tomasz.
Janusz Sławik powtarzał synom, że w tym zawodzie nie ma mowy o rywalizacji, bo to się może skończyć tragedią.
- Tato oczywiście pragnął, żebyśmy pracowali jako piloci, ale nie nalegał, nie nakłaniał za wszelką cenę – mówi starszy z braci.
Podkreśla przy tym, że dzisiaj zostanie pilotem śmigłowca wiąże się z wyłożeniem na swoje szkolenie ogromnych pieniędzy. Godzina lotu kosztuje około 2,5 tys. złotych. Budżet dla wielu jest ograniczeniem. Jak oceniają wrocławscy piloci, w tej chwili, żeby zdobyć zawodową licencję i uzyskać niezbędne doświadczenie do pracy trzeba wyłożyć około 500 000 tysięcy złotych.
- Tato nie był nam w stanie tego zapewnić. Sami, własnymi środkami zrobiliśmy licencję. Wszystkie pieniądze wkładaliśmy w lotnictwo. Podjęliśmy wiele wyrzeczeń. Ojciec nas inspirował, ale nie zmuszał nas, bo wiedział, że to nie jego marzenia mamy spełniać, lecz swoje. Czas pokazał, że nasze i jego marzenia były zbieżne – podsumowuje z uśmiechem Tomasz Sławik.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?