Sędzia nie miał wątpliwości, że w tej sprawie mieliśmy do czynienia z grupą przestępczą (choć takiego zarzutu oskarżenie nie sformułowało). Dziś wyrok usłyszało pięcioro oskarżonych (kobieta i czterech mężczyzn - wśród nich były policjant Jerzy N.). Mężczyźni usłyszeli wyroki bezwzględnego więzienia - najsurowszą karę - siedem lat pozbawienia wolności - sąd wymierzył Tomaszowi N. - który razem z Jerzym N. był organizatorem procederu. Pozostali - do 3 lat i 2 miesięcy. Kobieta, która dostała wyrok w zawieszeniu (rok i 3 miesiące).
Tomasz N. od 15 lat nie wykazał, by zarobił choć złotówkę. A nieruchomości kupował zawsze od ludzi schorowanych, samotnych albo od nadużywających alkoholu. Sprzedawał je policyjnemu emerytowi po takiej cenie za jaką kupił, albo taniej. - Jerzy N. dostaje 3 tysiące emerytury, ma sześć nieruchomości i dwa samochody - wyliczał sędzia Tomasz Kaszyca.
Jak działali oszuści?
Wyszukiwano ludzi, którym nie miał kto pomóc, którzy nie mieli kontaktu z rzeczywistością, nie rozumieli znaczenia podpisywanych umów. Prowadzono ich do notariusza. Tu zawierano umowę. Najpierw pełnomocnictwa. Gangster formalnie stawał się "pełnomocnikiem" swojej ofiary. Jako pełnomocnik sprzedawał mieszkanie sam sobie.
O sprawie pisaliśmy tutaj: Kradną ludziom mieszkania. Sprawdź ich metody. Pomagają notariuszka i policjant?
Jeden z poszkodowanych - pan Józef - właściciel połowy domu na Grabiszynku, to wujek jednego z oskarżonych - Kamila K. Schorowany, nadużywający alkoholu. Kamil namówił go na sprzedaż nieruchomości wrocławskiemu adwokatowi. Tak się złożyło, że żona pana mecenasa jest notariuszką. W jej kancelarii Tomasz N. i ekspolicjant byli częstymi klientami. Wiele dziwnych transakcji zawarto właśnie tam. Pan mecenas podpisał umowę, zapłacił - na konto pana Józefa. Ale... gotówkę wybrał Kamil K. W sądzie przekonywał, że w banku był z wujkiem. Ale sąd uznał, że kłamał. Był sam i okradł pana Józefa. Prokuratura nie znalazła dowodów, by mecenas i jego żona wiedzieli o przestępstwie.
Sąd: Tłumaczenia oskarżonych śmieszne
Tłumaczenia oskarżonych sąd uznał za tak samo niewiarygodne co śmieszne. Tomasz N. i jego żona Edyta - też jedna z oskarżonych - przekonywali, że oni opiekowali się tymi ludźmi, pomagali. - W kontaktach z nimi, czyli tylko interes - mówi sędzia Kaszyca.
- Pogoń za pieniądzem powoduje, że nie patrzymy na bezbronnych ludzi potrzebujących pomocy - mówił dziś sędzia Kaszyca. - To dziwne - dodał - chora osoba przychodzi do notariusza, a tu nikt nie sprawdza jej stanu. Nikt nie patrzy, czy jest świadoma tego, co robi. Tak samo sędzia ocenił pracowników banku oraz firm od telefonów komórkowych i telewizji satelitarnej. Ich zeznania - jakoby kontrahenci oszustów byli zdrowi i świadomi swoich decyzji - sędzia Kszyca ocenił za niewiarygodne.
W sprawie notariuszy, u których zawierane były umowy - omawiane dziś przez sąd w wyroku - toczy się osobne śledztwo. Prokuratura bada czy notariusze nie dopuścili się niedopełnienia obowiązków.
A to niejedyne przykłady oszukanych. Więcej o sprawie przeczytasz w jutrzejszym papierowym wydaniu "Gazety Wrocławskiej"
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?