Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szpital na Wiśniowej - tutaj pacjent musi radzić sobie sam

Agata Wojciechowska
Szpital im. Marciniaka przy al. Wiśniowej
Szpital im. Marciniaka przy al. Wiśniowej fot. Janusz Wójtowicz
Chorzy leżący godzinami w wymiotach i moczu, pacjenci, którym inni odwiedzający muszą zmieniać pampersy, czy chorzy leżący przez kilkadziesiąt minut w jednej sali ze zmarłym - tak, według relacji naszej Czytelniczki, wygląda "opieka" na oddziale wewnętrznym w szpitalu im. Marciniaka przy al. Wiśniowej we Wrocławiu. Dyrekcja szpitala: musimy wybierać, komu pomóc w pierwszej kolejności.

Mąż Leokadii Marciniak w styczniu został przewieziony na szpitala im. Marciniaka przy al. Wiśniowej (dawny szpital kolejowy). Pan Witold po pobiciu nie może się ruszać, nie mówi, jest karmiony pozajelitowo, jest bezbronny, ale świadomy.
- Przez dwa tygodnie byłam u męża w szpitalu trzy, cztery razy dziennie - opowiada pani Leokadia. - Myłam go, karmiłam, zmieniałam pieluchy, przekładałam na boki, gdyż ma odleżyny i nie może leżeć w tej samej pozycji zbyt długo - dodaje.

Przez ten czas miała okazję dokładnie przyjrzeć się opiece nad pacjentami. Była w szoku.

- Pierwszego dnia po przyjęciu mój mąż, gdy przyszłam do niego rano, leżał w wymiotach, z rurki tracheotomijnej (umożliwiającej oddychanie) wyciekała krew, połowa bluzy, w którą był ubrany, leżała pod jego głową, na sali pięcioosobowej był odkryty z genitaliami na wierzchu. Sam przecież się nie odkrył, bo się nie rusza - ze łzami w oczach mówi pani Leokadia. Widziała, że mężowi z oczu ciekły łzy. Łkał. Sama wszystko poprawiła.

ZOBACZ TEŻ: Proces lekarzy oskarżonych o śmierć noworodka

Pielęgniarki, które miały umyć jej męża, przyszły, ale z zimną wodą w misce. - Szkoda tylko, że same myją się w ciepłej, a mój mąż się głośno nie poskarży - komentuje. - Na papierosa i ploteczki to zawsze mają czas, ale kiedy pytałam dlaczego nikt nie wymienił mężowi wkładki i leży cały w moczu, słyszałam, że nie było czasu.

Pani Leokadia opiekowała się nie tylko mężem. Pomagała też staruszce z sali obok zmienić pampersa, bo nikt, mimo iż pacjentka prosiła o pomoc, nie przyszedł. Naszcza Czytelniczka odprowadzała też inną chorą, poruszającą się przy pomocy balkonika, do toalety. Tam zmieniła jej pampersa. Gdy zwróciła uwagę pielęgniarkom, które mogłyby jej pomóc, usłyszała, że "przecież pacjentka jest chodząca".

- W szpitalu nikt mnie nie słuchał, ani innych osób - wyjaśnia pani Leokadia. - A to przecież rodziny znają najlepiej swoich chorych.

Czytaj dalej na kolejnej stronie

Podobnych historii było więcej. - Młoda kobieta z sali obok leżała kilkadziesiąt minut w jednym pomieszczeniu ze zmarłym, bo nikt z personelu go nie zabrał. Zorientowali się, iż osoba nie żyje dopiero po interwencji innych pacjentów. Rodzice tej dziewczyny poszli na skargę do NFZ, a ona tak ciężko to przeżyła, że przez dwa dni wolała leżeć na korytarzu.

To wszystko wydarzyło się w ciągu zaledwie dwóch tygodni. Gdy pani Leokadia pytała pacjentów, dlaczego nie proszą o pomoc pielęgniarek, usłyszała, że się boją, bo te później na nich krzyczą.

- Na sam koniec, gdy męża przywieziono ze szpitala, przyjechał w samej koszulce, bez butów ani bluzy, a było wtedy minus 5 stopni. On łatwo łapie zapalenie płuc - denerwuje się żona.

- Tylko jedna pielęgniarka na oddziale wewnętrznym okazała nam serce - mówi pani Leokadia. - W tym samym szpitalu mój mąż leżał na oddziale urologii i tamtejsze pielęgniarki to rzeczywiście anioły.

Choć zarzuty są bardzo poważne, pielęgniarki ze szpitala przy al. Wiśniowej nie chciały z nami o nich rozmawiać.
Zawód pielęgniarki jest zaliczany do zawodów zaufania publicznego. Obowiązuje kodeks etyki. - Jest w nim zapisane, że pacjent jest najważniejszy - mówi Urszula Olechowska, przewodnicząca Dolnośląskiej Okręgowej Rady Pielęgniarek i Położnych we Wrocławiu. - Inna sprawa, to stworzenie pielęgniarkom odpowiednich warunków, by mogły zapisy kodeksu realizować.
- Jest mi przykro, że taka sytuacje miały miejsce - dodaje Urszula Olechowska. - Ale trzeba pamiętać, że za mało pielęgniarek pracuje na oddziałach wobec tak dużej liczby pacjentów, którymi muszą się opiekować.

I rzeczywiście. Na 12 - godzinnym dyżurze w szpitalu przy al. Wiśniowej pracuje 7 pielęgniarek na 49 łóżek - często są jednak dostawki. Okazuje się, że jedna pielęgniarka ma pod opieką aż siedmiu pacjentów. Z kolei w szpitalu przy ul. Koszarowej na 152 łóżka na trzech oddziałach wewnętrznych przypada 83 pielęgniarek i 10 opiekunek medycznych. Tam jedna pielęgniarka przypada na dwóch pacjentów (nie wliczając opiekunek medycznych).

Z taką opinią nie zgadza się dyrekcja szpitala. Maciej Ziombka, zastępca dyrektora ds. lecznictwa twierdzi, że oddział wewnętrzny przy al. Wiśniowej "ma zapewnioną odpowiednią liczbę pielęgniarek". Na czym polega więc problem?

Dyrektor Ziombka na skargę złożoną przez naszą Czytelniczkę odpisał: "Niestety szpital nie jest w stanie zapewnić każdemu pacjentowi indywidualnej opieki medycznej, zwłaszcza w przypadku, gdy w oddziale przebywa od 7 do 10 pacjentów więcej niż jest łóżek oraz w przypadku, gdy 80 procent pacjentów oddziału to pacjenci w stanie ciężkim, często zagrażającym życiu [...] Zdarza się niestety, iż personel staje przed koniecznością wyboru, którą z czynności wykonać w pierwszej kolejności. Czy najpierw podejść z pomocą do pacjenta samotnego, całkowicie zdanego na opiekę szpitalną, czy też pomóc pacjentowi otoczonemu troskliwą opieką ze strony rodziny".


Opiekunów zbyt mało
Kilka lat temu stworzono stanowisko, które ma pomagać pielęgniarkom. To opiekun medyczny. Ma on przede wszystkim odciążyć je z wykonywania zabiegów higienicznych. Jest jednak za mało chętnych, by go wykonywać. Poza tym niewiele oddziałów może sobie pozwolić na zatrudnienie ich. Pielęgniarki w szpitalu pracują na 12 - godzinnych dyżurach. Miesięcznie zarabiają średnio od 1600 złotych do 2500 złotych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska