Chyba z pięć minut musiałem skrobać szyby w samochodzie. Głos w tej sprawie (to znaczy nie w sprawie drobinek lodu na szybie mojego auta, lecz zamarzających trakcji kolejowej w całym kraju) zabrała żelazna dama polskiej polityki, Elżbieta Bieńkowska. Była niewstrząśnięta i niezmieszana. "Sorry, taki mamy klimat" - stwierdziła rozbrajająco. I dodała, że 3998 pociągów w Polsce przyjechało "mniej więcej" o czasie, a tylko dwa miały opóźnienia, w tym jeden ośmiogodzinne. Pani premier, która słynie z tego, że potrafi liczyć (fundusze unijne) tym razem się przeliczyła. Okazało się bowiem, że w "pierwszym dniu zimy" spóźniły się nie dwa, a osiemdziesiąt dwa pociągi. No, sorry, pani premier, ale to tak jakby ktoś napisał, że z Unii dostaliśmy 35, a nie 350 miliardów.
Niektórzy uważają, że nasze PKP plus te wszystkie kolejowe spółki, w których poza specjalistami, nikt już się nie orientuje, to jakiś polski fenomen. Cokolwiek by nie wyremontowano, ilekolwiek torów czy trakcji nie wymieniono, pendolinków nie zakupiono, dworców i peronów nie odrestaurowano, chyba na zawsze pozostanie peerelowskim skansenem. A podróże koleją, zwłaszcza gdy jest zimno (upalnie, śnieżnie, wietrznie, deszczowo - niepotrzebne skreślić) będą przypominały Montypythonowski absurd. Sorry Batory, takie (a)trakcje, to tylko w Polsce. Bo przecież taki mamy klimat. "Jak jest zima, to musi być zimno, tak? Takie jest odwieczne prawo natury". To "Miś".
Jest chyba coś w złośliwych opiniach, że nie starania Jarosława Kaczyńskiego, ale straszliwy polski klimat (latem za gorący, zimą za zimny, ciągłe powodzie, susze, huragany) i nasze koleje, mają największy wpływ na coraz słabsze notowania rządu. Ekipa premiera Tuska co roku drży przed nadejściem zimy (pewnie dlatego w tym roku "została przesunięta"), a przygotowanie kolejnych rozkładów jazdy okazuje się przedsięwzięciem trudniejszym niż skonstruowanie budżetu całego kraju. No cóż, była nadzieja, że kiedyś uda się doprowadzić do tego, by pociągi jeździły punktualnie jak w zegarku. Sorry, ale nadzieja prysła wraz z odejściem ministra Nowaka i jego szwajcarskich zegarków.
Jak się nie da nic zrobić z kolejami, to trzeba chociaż poradzić sobie z kolejkami. Bo przecież służba zdrowia, to kolejna postkomunistyczna koleina, przez którą opóźnia się rządowe pendolino, wiozące nas ku świetlanej przyszłości. Minister zdrowia dostał więc zadanie do wykonania - w kilka miesięcy skrócić kolejki do specjalistów. Bartosz Arłukowicz oświadczył ostatnio, że wszystko idzie w dobrym kierunku, bo spotkał się z lekarzami i wszyscy są optymistami. Fantastyczna wiadomość, zwłaszcza dla mojej znajomej, która zrobiła sobie zdjęcie (USG) i stanęła w kolejce do urologa. Wyznaczył jej termin na luty. Tyle, że 2015 roku. Sorry, ale taką mamy służbę zdrowia - powinien powiedzieć minister. Ludziom, bo premierowi pewnie się nie odważy.
To była niefortunna wypowiedź pani minister - gdy premier Tusk ratował wczoraj sytuację pijarową, niektóre pociągi już w ogóle przestały jeździć po Polsce. Sorry, taki pech, że spadł zimny deszcz.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?