To spotkanie od samego początku zanosiło się na prawdziwą bitwę, czego zresztą można było się spodziewać, znając obie drużyny. Walka toczyła się praktycznie o każdą piłkę, ale lepiej w obronie pracowały zawodniczki Wisły Can-Pack. Świetnie przesuwały się w strefie podkoszowej i na półdystansie, zamykając drogi ataku Ślęzie.
W ofensywie krakowianki wykorzystywały swoją przewagę fizyczną. Na domiar złego z boiska dość szybko zeszła Nikki Greene, która w 4 minucie pierwszej kwarty po akcji w obronie upadła na kolano i uskarżając się na ból opuściła parkiet. Bez najlepiej zbudowanej podkoszowej Ślęza nie była w stanie powstrzymywać gry wysokich Wisły. Świetnie prezentowała się przede wszystkim Ziomara Morrison. Wraz z Eweliną Kobryn robiły co chciały i przy stanie 3:12 Arkadiusz Rusin wziął czas.
Uspokojona Ślęza znalazła swój rytm i błyskawicznie odrobiła straty, wychodząc na prowadzenie jeszcze przed końcem pierwszej kwarty. Jednak w drugiej odsłonie Wisła rozpracowała plan defensywny swoich rywalek, które musiały brak siły nadrabiać szybkością i obroną strefową. Znów zrobiło się +11 dla Wisły, ale dzięki Sharnee Zoll-Norman Ślęza zmniejszyła te straty do „zaledwie” pięciu punktów.
Druga połowa to już zupełnie inna historia. Wrocławianki zdały sobie sprawę z tego, że nie wygrają spotkania przewagą fizyczną. Musiały zatem biegać więcej, pracować ciężej i walczyć o każdą piłkę. W tym celu trener Ślęzy, Arkadiusz Rusin, wprowadził na parkiet Agnieszkę Skobel.
Reprezentantka Polski miała problem ze znalezieniem swojego rzutu, ale na parkiecie była dosłownie wszędzie – jej łupem padały bezpańskie piłki w ataku, a w defensywie albo wymuszała straty albo notowała przechwyty. To rzeczy, które niekoniecznie przykują uwagę widzów, ale stanowią bardzo cienką granicę między zwycięstwem a porażką.
Marissa Kastanek w rozmowie z nami mówiła, że to nie będzie efektowna seria. I rzeczywiście, nie brakowało walki, przepychanek i niecelnych rzutów. Wrocławianki w trzeciej i czwartej kwarcie stały twardo na nogach, nie odpuszczały ani na centymetr i frustrowały koszykarki „Białej Gwiazdy”. To wystarczyło, żeby nie tylko odrobić straty, ale także wyjść na siedem punktów przewagi przed ostatnią kwartą.
Ta była kwintesencją play-offów. Dość powiedzieć, że po niecałych pięciu minutach obie drużyny zdobyły łącznie osiem punktów. Wiślaczki nie potrafiły znaleźć swojego rytmu, a to była woda na młyn Ślęzy. W końcówce obie drużyny grały punkt za punkt, a wrocławianki dowiozły przewagę do końca. Pierwsza wojna nerwów wygrana, trzeba powtórzyć to jeszcze dwa razy.
Ślęza Wrocław - Wisła Can-Pack Kraków 71:65 (21:20, 9:15, 20:8, 21:22)
Ślęza: Zoll-Norman 18, Kastanek 16 (2x3), Rymarenko 13 (3), Treffers 8, Skobel 7 (1), Sklepowicz 4 (1), Majewska 4, Kaczmarczyk 1, Greene, Koperwas
Wisła: Morrison 17 (1), Ygueravide 13, Kobryn 13, Ben Abdelkader 10 (2), Gidden 5, Ziętara 4, Simmons 2, Szott-Hejmej 1, Szumełda-Krzycka, Pop
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?