Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ratownicy w czarnych koszulkach. Rozpoczyna się ogólnopolski protest

AB
Lucyna Nenow / Polska Press
O godzinie 16.00 ratownicy medyczni w całym kraju wkładają czarne koszulki i oflagowują karetki, stacje pogotowia i SOR-y. Wszystko na znak protestu, który ma trwać tak długo, aż ministerstwo nie ugnie się pod żądaniami prawie 14 tys. ratowników w całym kraju.

Tomasz Wyciszkiewicz, dolnośląski koordynator Komitetu Protestacyjnego Ratowników Medycznych, od 22 lat pracuje jako ratownik w karetce. Dziś, tak jak 99 procent wszystkich ratowników na Dolnym Śląsku, założy koszulkę na znak protestu i oflaguje kartkę. - Środowisko jest sfrustrowane - podkreśla.

Ratownicy zapowiadają, że w czarnych koszulkach będą jeździć od dziś od godziny 16.00 (na znak żądania 1600 zł podwyżki) aż do skutku, gdy ministerstwo się nie ugnie pod ich żądaniami. - My nie chcemy niczego nadzwyczajnego. Chcielibyśmy jedynie być na równi traktowani z pielęgniarkami, które wywalczyły 1600 zł podwyżki - przyznaje Wyciszkiewicz i wylicza, że postulaty ratowników medycznych to podniesienie płacy o 1600 zł brutto, upaństwowienie ratownictwa medycznego oraz przyspieszenie prac nad "dużą" ustawą o ratownictwie medycznym (regulującą m.in. zawód ratownika medycznego).

Ministerstwo przystało na jedno z żądań - upaństwowienie systemu. Resztę odrzuciło. Ratownicy się więc zbuntowali, bo resort zdrowia chciał im przyznać 400 zł brutto (czyli ok. 230 zł netto) podwyżki w tym roku i kolejne 400 zł brutto w następnym.

- Dziś zakładamy czarne koszulki i razem z ratownikami z całej Polski protestujemy - przyznaje Kacper Mazurkiewicz, dyspozytor i ratownik medyczny z Wrocławia. - Chcemy równego traktowania z pielęgniarkami. Nasi koledzy - pielęgniarze pomimo tego, że wykonujemy identyczną pracę w zespole ratownictwa medycznego mają mieć 1600 zł podwyżki, a nam proponują 800 zł. To niesprawiedliwe i najzwyczajniej nie w porządku - podkreśla ratownik.

Jego zdaniem zawód ratownika to ciężka i niedoceniana praca. - Zajmujemy się zarówno noworodkami, dziećmi, dorosłymi oraz seniorami. Oglądamy śmierć, czasem nam grożą, biją, często niestety też ludzie na nas krzyczą. To wszystko za tak niskie płace. Na tyle wyceniane są nasze usługi ratujące życie. Dobrze, że satysfakcja z uratowania człowieka, jest wielka. Niestety nie najemy się nią, a nasze dzieci nie pojadą za to na kolonię - mówi z żalem Mazurkiewicz.

Protest aż do skutku

We Wrocławiu ratownicy pracujący na etat otrzymują od 3100 do 3400 zł brutto podstawy plus dodatki. Ratownicy pracujący we Wrocławiu, na kontrakcie, przez 220 godzin w miesiącu, otrzymują pensję 5 500 zł brutto.

Warszawa, Wrocław. Wciąż ratują życie, choć robią to na własną odpowiedzialność. Ratownicy medyczni od nowego roku działają intuicyjnie, bo rozporządzenie prawne mówiące, co mogą robić, jakie leki podawać - wygasło. Nowego rozporządzenia jeszcze nie ma. Projekt jest, ale utknął w ministerstwie, a ratownicy muszą działać po omacku.

- Brak samego dokumentu powoduje, że musimy dwa razy się zastanowić, jaką czynność chcemy wykonać - mówi Maciej Solski, dyrektor Centrum Ratownictwa we Wrocławiu. - Minister zaopiniował, żebyśmy działali jak dotychczas - informuje Michał Górny, ratownik medyczny w Fundacji Wsparcia Ratownictwa RK.

- To jest decyzja środowiska ratowników medycznych. Wiem, że wrocławscy ratownicy będą się solidaryzować z pozostałymi ratownikami w kraju - mówi nam Wincenty Mazurec, dyrektor pogotowia ratunkowego we Wrocławiu.

W ostatnich miesiącach dyrekcja pogotowia we Wrocławiu przyznała ratownikom po 300 zł brutto premii co miesiąc. Ratownicy przyznają, że na Dolnym Śląsku jest lepiej niż w innych rejonach Polski, ale do protestu się przyłączą.

Wyciszkiewicz zapowiada jednak, że ratownicy nie zakończą protestu aż do chwili, gdy ministerstwo nie przyzna im podwyżek. - Zaczynamy od protestu i mamy zaplanowanych kolejnych dziewięć kroków, które będziemy czynić, co dwa tygodnie, jeżeli Warszawa nie zareaguje - deklaruje koordynator protestu na Dolnym Śląsku.

Co jednak najważniejsze, zarówno dyrektor wrocławskiego pogotowia, jak i koordynator akcji protestacyjnej na Dolnym Śląsku zapowiadają, że nie ucierpi żaden pacjent. - My nie mamy możliwości odejścia od karetek, zresztą nie chcemy tego robić. Akcja protestacyjna nie jest wymierzona w pacjentów, lecz w rządzących. Chorzy nie odczują naszego protestu. Będziemy normalnie pracować. Nasz protest odczują tylko rządzący - wyjaśnia Tomasz Wyciszkiewicz i dodaje, że ostatecznością jest strajk głodowy ratowników w całej Polsce.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska