Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prosili o poród rodzinny. Usłyszeli: "Zakaz wejścia, walizki proszę zostawić pod windą"

Celina Marchewka
Celina Marchewka
zdjęcie ilustracyjne
zdjęcie ilustracyjne Joanna Urbaniec / Polska Press
Wrocławianin, Paweł Narwojsz, chciał widzieć, jak jego dziecko przychodzi na świat. Zdecydowali się więc z żoną na poród rodzinny, bo sprawdzili, że Narodowy Fundusz Zdrowia i Ministerstwo Zdrowia takiej metody, mimo pandemii, nie zabraniają. Zostały nawet przeznaczone na ten cel dodatkowe środki z państwa. Jednak w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu porodu rodzinnego im odmówiono. Nikt małżeństwu nie wytłumaczył, jaki jest powód takiej decyzji, a kiedy mężczyzna nalegał na podanie przyczyny, był straszony wyprowadzeniem ze szpitala przez ochronę.

Państwo Julia i Paweł Narwojszowie zgłosili się do szpitala przy ulicy Borowskiej w nocy z 17 na 18 lipca, kiedy zaczęła się u kobiety akcja porodowa. Na miejscu poprosili o poród rodzinny, którego im jednak odmówiono.

- W szpitalu zostałem w bardzo arogancki sposób poinformowany przez pielęgniarkę dyżurną na izbie przyjęć położniczo-ginekologicznej, że nie mogę wejść na oddział i porody rodzinne nie są dozwolone z powodu epidemii. Poinformowałem panią że zalecenia NFZ są inne. Przy prośbie o wyjaśnienie uzyskałem tylko informację, że dyrektor szpitala nie zezwala na wstęp na oddział położniczy. Następnie byłem straszony wyprowadzeniem przez ochronę, pomimo że tylko prosiłem o informację, na jakiej podstawie prawnej nie mogę towarzyszyć rodzącej żonie - opowiada Paweł Narwojsz.

Mężczyzna próbował porozmawiać także z lekarzem odbierającym poród jego żony, ale ten nawet się nie zatrzymał, żeby cokolwiek wyjaśnić i rzucił tylko "może pan walizkę pod windę podstawić".

Porody rodzinne - dozwolone czy zabronione

Na stronie Narodowego Funduszu Zdrowia czytamy, że "osoba towarzysząca ma prawo uczestniczyć w porodzie rodzinnym mimo epidemii COVID-19. Prezes NFZ przeznaczył dodatkowe środki finansowe dla świadczeniodawców na udzielanie świadczeń w podwyższonym reżimie sanitarnym."

Zalecenia odnośnie wykonywania i przebiegu porodów rodzinnych wydało także ministerstwo zdrowia. Miało to miejsce 11 maja. Na końcu wpisu znajduje się jednak informacja, że "decyzję dotycząca obecności osoby towarzyszącej przy porodzie, mając na uwadze względy organizacyjne oraz powyższe zalecenia podejmuje kierownik podmiotu udzielającego świadczeń zdrowotnych lub upoważniony przez niego lekarz."

I właśnie na tej podstawie władze Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego zdecydowały, że w placówce porody rodzinne nie będą na razie wykonywane.

- Wszystko zależy bowiem od możliwości przeprowadzenia porodu rodzinnego. A możliwości szpitali są bardzo różne. W jednych odbywa się kilka porodów tygodniowo i nie są to porody obarczone dużym ryzykiem, w innych, jak w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym - kilkanaście dziennie, wśród których większą część stanowią porody ciężkie. Porody ciężkie, a więc takie, gdy mamy do czynienia z poważnymi patologiami ciąży, gdy na świat przychodzą wcześniaki lub noworodki z wadami wrodzonymi, a rodzące mają obniżoną odporność, bo są na przykład po przeszczepach. Lekceważąc reżim sanitarny narażamy te kobiety i dzieci na śmierć - tłumaczy prof. Mariusz Zimmer, kierownik kliniki ginekologii i położnictwa Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu.

Placówka oświadczyła także, że nie korzysta z dodatkowych pieniędzy, jakie ministerstwo zdrowia przeznaczyło na organizację porodów rodzinnych.

Paweł Narwojsz bardzo chciał uczestniczyć w porodzie, ale argumenty szpitala na pewno by zrozumiał, gdyby mu je przedstawiono. Nikt z personelu niestety nie zadał sobie tyle trudu, aby z mężczyzną chwilę porozmawiać.

- Cała sytuacja przebiegała w enigmatycznej atmosferze, w której lekarz "uciekał" ode mnie nie chcąc odpowiedzieć na żadne pytanie. Każdy pacjent w takiej sytuacji jest na przegranej pozycji z bezduszną instytucją szpitala. Podczas porodu wystąpiły komplikacje, które skutkowały wydłużeniem finalnej akcji porodowej do 2h (a ostatecznie skończyło się cesarskim cięciem). W tak trudnej i intymnej sytuacji moja żona była zdana wyłącznie na obcą chłodną instytucję - żali się.

Nie wiadomo jeszcze, jak długo potrwa taki stan rzeczy.

- Wiemy, jak ważne jest dla rodzących przywrócenie porodów rodzinnych oraz odwiedzin na oddziałach ginekologiczno-położniczych i doskonale to rozumiemy. Dopóki jednak stan zagrożenia epidemicznego nie został odwołany, nie możemy świadomie narażać ani pacjentek i ich nowonarodzonych dzieci, ani ich bliskich, ani pracowników szpitali. Porody rodzinne z udziałem osób zarażonych COVID-19 mogą doprowadzić do rozwoju epidemii na oddziałach i konieczności zamykania ich - mówi prof. Mariusz Zimmer.

We Wrocławiu miejsc na porodówkach cały czas brakuje. Lekarz podkreśla, że zamknięcie kolejnych oddziałów mogłoby się wiązać z ogromnymi trudnościami w funkcjonowaniu opieki okołoporodowej w mieście i regionie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Giganci zatruwają świat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska