Pierwsze trzy marmozety dotarły do wrocławskiego zoo pod koniec 2010 roku. Były to same samce odrzucone od stada. Wiosną 2011 roku małpki były słabe i chorowite, miały problemy z sierścią i poruszaniem się.
- Jak się okazało, miały niedobór witaminy D. Przyczyniło się to do choroby zwanej z angielskiego skrótem MWS, czyli marmoset wasting syndrome. Witaminy D nie mogły przyjmować w tabletkach, bo by jej nie przyswajały. Do tego konieczne były promienie UV, czyli słońce. Nasz dach z poliwęglanu przepuszcza promienie UV, ale jak się okazało, nie te, co trzeba. Promienie UV są bowiem różne: UVA, UVB, UVC. To pokazuje, że ogrody zoologiczne wciąż muszą prowadzić badania. U marmozetów zamontowaliśmy lampy, które dają odpowiednie światło UV - tłumaczył dyrektor Ratajszczak.
Czytaj też: Sześć małpek z wrocławskiego zoo nie żyje. Winni są ludzie?
Przez MWS zginęły trzy osobniki. Kolejne dwa zostały znalezione martwe w tym roku. Przyczyna śmierci obu nie jest znana - u jednej wykryto obrażenia wewnętrzne i urazy mechaniczne.
- Ogrody zoologiczne na całym świecie dążą do tego, by redukować barierę między zwierzętami a ludźmi. Człowiek staje się coraz bardziej obcy przyrodzie. Jedną z naszych ról jest edukacja społeczeństwa. Mamy nadzieję, że pokazywanie zwierząt na wybiegach, gdzie mogą się spotkać z człowiekiem bez żadnej siatki, jest dobrą metodą. Rocznie przez nasze zoo przewija się nawet 700 tys. ludzi, dziennie jest 10 tys. zwiedzających, czasem więcej. Mogło się zdarzyć tak, że ktoś chwycił te marmozety za ogon, bo małpka go ugryzła i miotnął zwierzęciem. Uderzył nią w coś, bo chciał ją strącić. Być może to był konflikt w grupie małp - spekuluje dyrektor i tłumaczy, że podobna sytuacja zdarzyła się u lemurów wari, które trzeba było rozdzielić na kilka stad, bo zaczęły ze sobą walczyć.
- Krzywdę mogły zrobić im też inne małpy, które są odgrodzone dwoma siatkami, ale na tyle silne, że są w stanie je wygiąć. Mogły dosięgnąć do marmozetów. Nie wiemy co się stało, ale to nie jest powód do wstydu. Takie rzeczy się zdarzają. Nie mam zamiaru zwalać winy na zwiedzających. Wypadki z ich udziałem to margines. Tłumaczenie śmierci zwierząt ingerencją gości ogrodu do niczego nie prowadzi. Analizujemy, przeprowadzamy sekcje zwłok, staramy się dowieść co było przyczyną - przekonuje Radosław Ratajszczak.
Czy zamontowanie w pawilonie małpiarni monitoringu coś by dało? Według dyrektora nie, bo pawilon to istna dżungla.
- Sami czasem mamy trudność by znaleźć małpy. Kamer musiałoby być kilkadziesiąt. To nie jest wyjście - tłumaczy dyrektor.
Śmiertelność kręgowców we wrocławskim zoo wynosi 11%. Kiedy Radosław Ratajszczak zaczynał pracę na obecnym stanowisku wynosiła ona 37 %. Twierdzi więc, że nie jest źle, bo wypadki nie są nagminne.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?