Co ciekawe, sam detektyw przekonuje, że nie korzystał z tajnych informacji. I w ogóle nie prosił policjanta o jakiekolwiek dane z bazy zwanej Krajowym Systemem Informacji Policyjnej. - Informacje, które potrzebowałem przekazać mojemu klientowi uzyskałem z jawnych źródeł. Tak też zeznałem w prokuraturze - powiedział nam. Detektyw przed wielu laty był oficerem policji, naczelnikiem wydziału. Potem skończył studia. Był nawet na prokuratorskiej aplikacji. Od wielu lat prowadzi własną firmę.
Z uzasadnienia aktu oskarżenia wynika, że cała sprawa to banalna damsko - męska historia. Pewien wrocławski przedsiębiorca był w związku z Bogumiłą S. Pracownica przedsiębiorcy chciała udowodnić szefowi, że wybranka jego serca to zła kobieta. Wynajęła do tego detektywa. Był początek maja 2012 roku. Po kilku dniach do zleceniodawczyni trafił raport z informacjami m.in. o kłopotach z prawem karnym Bogumiły S. Kobieta dowiedziała się, że była sprawdzana przez detektywa i zawiadomiła prokuraturę. Zaczęło się śledztwo.
Kluczowe dla tej historii wydarzenia rozegrały się 4 maja 2012 roku rano. O godzinie 6 rano do Krzysztofa C. - policjanta sekcji kryminalnej Komisariatu Wrocław Fabryczna - zadzwonił detektyw. Trzy godziny później detektyw zadzwonił do swojej klientki. Później jeszcze kilka razy rozmawiał z policjantem.
Baza danych zwana Krajowym Systemem Informacji Policyjnej działa tak, że nie da się wyciągnąć z niej informacji bez pozostawienia śladu. Każdy policjant, który ma uprawnienia by tam zaglądać, ma specjalną kartę i indywidualny kod - numer PIN. Musi wpisać do jakiej sprawy wyszukiwał konkretnych informacji. Tak się złożyło, że 4 maja 2012 - czyli w dniu w którym policjant Krzysztof C. odebrał telefon od detektywa - w bazie KSIP poszukiwano informacji na temat Bogumiły S. Czyli kobiety, której prześwietlenie zlecono detektywowi. System zanotował, że informacji tych szukał policjant sekcji kryminalnej. Siedzący na co dzień w tym samym gabinecie, co oskarżony dziś Krzysztof C. Ów policjant zeznał w śledztwie, że 4 maja miał wolne a jego karta i numer PIN były szufladzie w biurku w komisariacie na Połbina. Tego akurat dnia służbę miał Krzysztof C.
Prokuratura twierdzi więc, że Krzysztof C. zalogował się do systemu wykorzystując kartę i numer PIN kolegi z pokoju. Sprawdził Bogumiłę i dwie inne osoby - zarejestrowane w systemie jako jej znajomi. A informacje przekazał detektywowi. Krzysztof C. do zarzutu się nie przyznał i odmówił wyjaśnień. Sprawą zajmie się teraz wrocławski sąd.
Problem w tym, że jeśli detektyw poprosił policjanta o ustalenia - jak zdaje się sugerować prokuratura w akcie oskarżenia - to też popełnił przestępstwo. Tymczasem jemu żadnych zarzutów nie postawiono. - Ma pan rację, to niekonsekwencja - przyznaje detektyw. Jednocześnie zaprzecza, by prosił o jakiekolwiek informacje. Owszem, zna Krzysztofa C. z komisariatu na Połbina. Bo wiele razy przekazywał mu informacje, które mogłyby być przydatne dla policji. Ale do żadnych przestępstw nigdy go nie namawiał.
Rzeczniczka Prokuratury Okręgowej Małgorzata Klaus nie potrafiła nam powiedzieć, dlaczego detektyw zarzutów nie usłyszał. Prowadząca śledztwo pani prokurator z Prokuratury Rejonowej Krzyki Wschód jest na urlopie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?