Niepełnosprawny, leczony neurologicznie, częściowo sparaliżowany mężczyzna, po trepanacji czaszki mówi, że został kopnięty w głowę przez wrocławskiego policjanta. Do zdarzenia miało dojść trzy dni po tragicznej śmierci Igora Stachowiaka czyli 18 czerwca ubiegłego roku. W tym samym komisariacie, w którym 15 czerwca umierał Igor - przy ul. Trzemeskiej we Wrocławiu.
- Leżałem na korytarzu, obok toalety - opowiada. - Podszedł policjant i z góry butem uderzył mnie w głowę. Zapytałem czy chcą mieć kolejnego trupa na komisariacie. Wtedy jeden funkcjonariusz powiedział mi: „odsuń głowę to będziesz miał mniej defektów”. To zdanie będę pamiętał do końca życia.
Policja i prokuratura od roku znały przynajmniej część tej opowieści. Ale nie zrobiły nic, żeby wyjaśnić, czy to prawda. I dalej nie zamierzają niczego wyjaśniać. Chyba, że mężczyzna sam złoży doniesienie o przestępstwie.
Dlaczego? Bo Michał C. sam był podejrzany, a dziś jest oskarżony o przestępstwo. W swoich wyjaśnieniach może więc kłamać. Prokuratura nie widzi powodu zajmowania się opowieściami osób, które - broniąc się przed oskarżeniem - mogą mówić wszystko, nie odpowiadając za swoje słowa. Tak brak reakcji tłumaczy nam szefowa Prokuratury Stare Miasto Małgorzata Kalecińska.
Ale kopanie zatrzymanego po głowie przez policję to przestępstwo. I to ścigane z urzędu a nie na wniosek osoby pokrzywdzonej. Zgodnie z prawem prokuratura powinna reagować na takie informacje. Niezależnie od tego, czy pokrzywdzony złoży czy nie złoży zawiadomienia. I czy jest wiarygodny, czy nie.
A może dziennikarz Gazety Wrocławskiej się myli? - W teorii jest tak, jak pan mówi. Prokuratura z urzędu powinna się zająć sprawą - mówi mecenas Janusz Kaczmarek, były Prokurator Krajowy. - Ale w praktyce jest tak, jak mówią w prokuraturze. Omijają zasady, zasłaniają się różnymi argumentami. Ale teoria jest jednoznaczna.
Michał C. został zatrzymany 18 czerwca ubiegłego roku podczas manifestacji przed komisariatem na Trzemeskiej. Stanął przed sądem oskarżony o udział w nielegalnym zbiegowisku, rzucanie kamieniami w policję. W sądzie tłumaczył, że był tam nie po to by rzucać ale by filmować zdarzenie telefonem komórkowym. Przyznał, że zanim się zaczęło, wypił kilka piw.
Rzucać nie miałby jak, bo jest w części sparaliżowany i prawą ręką nie uniósłby kamienia. Trudno mu nawet chodzić. W sądzie wnioskuje o eksperyment procesowy, który miałby dowieść, czy byłby w stanie czymkolwiek rzucać. Albo biec i przeskakiwać przez barierki otaczające torowisko. Jego zdaniem, zatrzymano go gdy filmował zajście telefonem. - Policjant - opowiadał w sądzie Michał C. - przydusił go tak, że na chwilę stracił przytomność.
Fotoreporter Krzysztof Zatycki sfotografował moment zatrzymywania Michał C. Zdjęcie powyżej. Mówi nam, że mężczyzna nie był agresywny.
- Stał przed kordonem policjantów. Coś tam do nich mówił w stylu „Co wyście zrobili, tak nie można”. W pewnym momencie podszedł bliżej do kordonu policjantów. Wyskoczyło dwóch i zaczęło go zatrzymywać. Widać na zdjęciu jak jeden chwycił go za szyję.
Krzysztof Zatycki nie widział, by Michał C. czymkolwiek rzucał albo biegł gdzieś, czy uciekał przed policją. - Chodził raczej flegmatycznie - wspomina.
ZOBACZ TAKŻE: Wiceminister sprawiedliwości: Nie chcę się włączać w medialne dywagacje ws. śmierci Igora Stachowiaka
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?