Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie wolno bić po twarzy, ale politycy muszą zrozumieć, że life to nie show

Arkadiusz Franas
Na początek dwa cytaty. "Tak nie jest! To, na co patrzą oczy nasze, nie jest jeszcze Polską. Nie o takiej śniły wielkie serca poetów naszych, nie za taką cierpiały, walczyły i ginęły pokolenia". I drugi. "Trzeba przekonywać Polaków, że są żołnierzami Rzeczpospolitej - muszą jej bronić, bo bez nich ona upadnie, a bez niej ich nie będzie. Utrata niepodległości nie jest już tylko zagrożeniem. To się dokonuje na naszych oczach, bardzo podstępnie, bo niemal niewidocznie".

Pierwszy pochodzi z 1923 roku. Są to słowa Eligiusza Niewiadomskiego, człowieka, który zamordował pierwszego prezydenta RP Gabriela Narutowicza. Dla mnie szaleniec, dla niektórych wtedy bohater. Drugi cytat to wypowiedź sprzed kilku dni Jarosława Marka Rymkiewicza. Poety, którego twórczość dane było mi studiować, i człowieka ostatnio mocno zaangażowanego politycznie. Czy coś łączy oba cytaty? Odpowiedź pozostawiam Państwu. Mnie oba przyszły do głowy, gdy podczas Przystanku Woodstock na scenę wdarł się 25-latek i spoliczkował dziennikarza Grzegorza Miecugowa. Mężczyzna, który zaatakował, wymachiwał kartką "TVN kłamie".

I bardzo dobrze się stało, że pan Miecugow postanowił złożyć doniesienie na policję. A jeszcze będzie lepiej, jak sprawca zostanie ukarany. I to surowo. Bo nie wolno bić nikogo. Choć w sprawie surowej kary już nie jestem optymistą. Nasz wymiar sprawiedliwości często bardziej dba o sprawiedliwość dla złoczyńców niż poszkodowanych. Najlepszy przykład mamy ostatnio z niewielkiej miejscowości Pieńsk na Dolnym Śląsku. Tamtejszy burmistrz złapał na swojej posesji złodzieja. Ten jeszcze uderzył samorządowca szpadlem. Burmistrz ujął gagatka, wsadził do bagażnika i dostarczył policji. Teraz przyłapany oskarżył urzędnika o pozbawienie go wolności... i burmistrz ma kłopoty. Ludzie! A co burmistrz miał zrobić? Poprosić przyłapanego, by sam zgłosił się do prokuratora?! I to ładnie go poprosić, by się nie obraził.

Pojawią się hasła, powyciąga się różne haki na konkurentów. A jak ma wyglądać miasto? Tak, by ludzie z obu stron barykady ochronili swoje strefy wpływów, a ty mieszkańcu kombinuj...

Wróćmy na Woodstock. Otóż, okazuje się, że mężczyzna, który spoliczkował dziennikarza, jest rasowym zadymiarzem. W ubiegłym roku wykrzykiwał na tej samej imprezie jakieś obraźliwe słowa pod adresem prezydenta Bronisława Komorowskiego. Może to odwracanie kota ogonem, ale mnie intryguje, co na wielkiej imprezie muzycznej robi tej rangi polityk? Rock'n'roll z natury jest apolityczny. Jak próbują go zawłaszczać partie, to nie dziwmy się, że powstają i inne aberracje. Powtarzam głośno: to w niczym nie tłumaczy tego ataku, ale przecież człowiek myślący musi mieć i taką refleksję: skąd się biorą tacy frustraci? Pomijając przypadki kliniczne to moim zdaniem głównie z zaniku demokratycznej dyskusji, od której politycy uciekają. Uciekają na wielkie show, mecze piłkarskie. Tam, gdzie mogą ich zobaczyć tysiące czy miliony. A po co się wdawać w merytoryczną dyskusję? Jeszcze pojawią się niewygodne pytania...

Dowody? Proszę bardzo. W rządzącej w Polsce Platformie Obywatelskiej trwają wybory szefa. Jarosław Gowin, kontrkandydat Donalda Tuska, namawia premiera na debatę. Nie będzie jej, bo premier nie chce. Bo będzie musiał odpowiadać na pytania o in vitro, o ubój rytualny, o finanse. Rzeczy istotne dla Polaków. Niestety, odpowiedzi tych nie usłyszymy, ale na pewno pana premiera zobaczymy na wielu imprezach, gdzie pomacha do nas ręką. A nawet się uśmiechnie. Ale z drugiej strony sceny politycznej też nie jest lepiej. Pamiętamy, jak premier Jarosław Kaczyński w 2007 unikał debaty z Donaldem Tuskiem (choć do niej w końcu doszło) i jak jej unikał również cztery lata później. Unika do dziś.

Od kilkunastu lat nie mogę doczekać się prawdziwej debaty o Wrocławiu. Prezydent Rafał Dutkiewicz broni się przednią przed każdymi wyborami. Tłumaczy, że nie chce pomagać swoim konkurentom, którzy zyskają punkty atakując go bezrefleksyjnie. Ale jak dobrze pamiętam prawdziwej debaty nie było też w 2002, gdy pierwszy raz zostawał prezydentem.

Z drugiej strony rozumiem Rafała Dutkiewicza, bo w naszym mieście opozycja ma charakter doraźny. Nigdy nie była w stanie wykreować lidera z prawdziwego zdarzenia. Zawsze wyciąga jakiegoś polityka na ostatnią chwilę. I jest to oczywiście kandydat z serii "nie chcem, ale muszem". I gdy się wreszcie pojawi, to jeszcze widać jak ma posiniaczone dłonie od kurczowego trzymania się futryny, gdy wyciągano go na "chętnego" do starcia z Dutkiewiczem. Ponad rok przed kolejnymi wyborami samorządowymi znowu nie widać kandydatów, więc pewnie i tym razem nie będzie debaty. Pojawią się chwytliwe hasła, powyciąga się różne haki na konkurentów. A jak ma wyglądać nasze miasto? Tak, by panie i panowie z obu stron barykady ochronili swoje strefy wpływów, a ty mieszkańcu kombinuj sam. I ciesz się, że wyremontują ci kilka ulic. Efekt braku dyskusji, a co za tym idzie braku informacji o tym, co nas czeka, to coraz niższa frekwencja wyborcza. I coraz więcej frustratów. I tylko od stopnia nasilenia frustracji zależy, czy człowiek sobie tylko pomarudzi, czy też znowu kogoś spoliczkuje. Przyjaciel proroka Mahometa Ali ibn Abi Talib nieprzemyślane zachowania ludzkie podsumował tak: Bóg nie ma głupcom za złe, że się nie uczą, lecz ma za złe mądrym, że nie uczą głupców.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska