Ostatecznie, po wielu godzinach zabiegów i kilkudziesięciu telefonach, zrobił to wezwany prywatnie lekarz. Ciało mężczyzny zostało zabrane z mieszkania przez firmę pogrzebową dopiero po ośmiu godzinach od jego śmierci.
- Tato zmarł nad ranem, 10 czerwca, we własnym mieszkaniu przy ulicy Orbitalnej - opowiada Katarzyna Giergiel. - Chorował na raka. Wiedzieliśmy, że to jego ostatnie godziny życia, dlatego chcieliśmy, by odszedł wśród bliskich i miał najlepszą opiekę, jaką możemy mu zagwarantować.
Całą noc z poniedziałku na wtorek pani Katarzyna była przy ojcu. Przysnęła na chwilę, a kiedy się nad ranem obudziła, zobaczyła, że ojciec już nie oddycha.
- Było parę minut po godzinie 5, tato był jeszcze ciepły, więc musiał odejść niewiele wcześniej - wyznaje z trudem kobieta.
W pierwszym odruchu zadzwoniła na pogotowie, ale dyspozytorka odesłała ją do pomocy wieczorowej, by lekarz dyżurny stwierdził zgon. Umowę z NFZ na pomoc wieczorową, świąteczną i nocną ma firma Medyk Star, która wynajmuje pomieszczenia w Przychodni Specjalistycznej przy ul. Kościuszki. Tej nocy dyżurowała tam doktor Danuta Seretna-Krall.
LEKARKA POWIEDZIAŁA, ŻE NIE PRZYJEDZIE - PROSZĘ SOBIE DZWONIĆ DO PRZYCHODNI - CZYTAJ NA KOLEJNEJ STRONIE
- Powiedziała, że nie przyjedzie i mam sobie dzwonić do przychodni, w której tato się leczył - opowiada pani Katarzyna.
Kobieta wykonała telefon na policję, by spytać, co ma robić. Dyżurny potwierdził, że powinien to zrobić lekarz z pomocy wieczorowej. - Poprosiłam więc drugi raz panią doktor, by przyjechała. Niestety, nie chciała o tym słyszeć - mówi córka zmarłego.
Kiedy o 7 rano przychodnia, do której należał jej ojciec, była już otwarta, kobieta nie mogła się tam dodzwonić. Gdy się to wreszcie udało, dowiedziała się, że lekarz taty będzie dopiero po południu.
- Tego dnia był straszny upał - wspomina Katarzyna Giergiel. - Ciało taty leżało w domu już kilka godzin, a słońce niemiłosiernie nagrzewało mieszkanie.
Po godzinie 11 zdesperowana rodzina Giergielów postanowiła wezwać prywatnie lekarza, który wyda kartę statystyczną, bez której żaden zakład pogrzebowy nie zabierze ciała z domu.
- Wystawienie dokumentu zajęło lekarzowi kilka minut - opowiada pani Katarzyna. - Ciało taty zabrano z domu dopiero przed godziną 13.
Katarzyna Giergiel bardzo przeżyła całą sytuację, podobnie jak jej mama i reszta rodziny. Twierdzi, że oprócz traumy związanej ze śmiercią ojca, doszła jeszcze jedna.
- Szarpanie się z lekarzami, którzy powinni stwierdzić zgon, a tego nie zrobili.
LEKARKA SIĘ TŁUMACZY - KOBIETA ZADZWONIŁA DO MNIE PO 5 RANO I BYŁA BARDZO NIEPRZYJEMNA... - CZYTAJ NA KOLEJNEJ STRONIE
Po pogrzebie Romana Giergiela, jego córki były u kierowniczki Medyk Star i opowiedziały o całej sytuacji. Nam się to nie udało, ponieważ szefowa przebywa na urlopie. Zapytaliśmy natomiast doktor Danutę Seretną-Krall, dlaczego nie pojechała do rodziny Giergielów.
- Kobieta zadzwoniła po godzinie 5 rano i była bardzo nieprzyjemna - mówi lekarka. - Powiedziała do mnie: Pani się zbiera... Jestem uczynnym lekarzem i zawsze chętnie pomagam ludziom. W tym przypadku też bym pojechała, ale nie po tym, co usłyszałam. Zresztą ciało, zanim trafi do kostnicy, powinno leżeć minimum dwie godziny, więc do tego czasu przychodnie były już otwarte i zgon mógł stwierdzić lekarz rodzinny.
Katarzyna Giergiel zapowiada złożenie skargi do NFZ na zachowanie głogowskiej lekarki.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?