Czerwiec 2009, "America's Got Talent". Scena.
- Która z was jest bossem w zespole?
- Ola.
- Nieeeee, Iza.
- Zależy w czym...
Za sceną:
- Nie trzeba było się kłócić!
- Spie...j!
- A ty wyluzuj!
***
Sierpień 2007, Las Vegas. Wywiad.
- Gdybyście miały się porównać do zwierzątek?
- Ola byłaby kotem, Iza tygrysem...
- ...Monika koalą. Albo nie, pandą.
- Chyba małpą...
***
Styczeń 2000, Wrocław. Przy tablicy.
- Proszę wskazać stolice państw afrykańskich!
- Sierra Leone, Lusaka, Mogadiszu...
- Profesorze, ja potrzebuję więcej czasu.
- A wiecie, że ja w Stanach przyjaźniłam się z Afrykanką?
- Bardzo dobrze, siostry. A która wymieniała stolice? Ola?
***
5 lutego 1983, Żary. Cesarskie cięcie.
Pierwsza na świat przychodzi dwukilogramowa Ola.
Iza: - Ja byłam druga, miałam kilo coś i trafiłam do inkubatora.
Ostatnia, Monika, ważyła dwa z haczykiem.
Ameryka jest na "yes"
Za trojaczkami nie da się nadążyć. Ich dzikie temperamenty i przekrzykiwania sprawiają, że wszędzie, gdzie się pojawiają, robią zamieszanie. Nic dziwnego, że kilkanaście dni temu, 23 czerwca, rozbawiły do łez i dosłownie postawiły na nogi Davida Hasselhoffa, Sharon Osbourne (żonę Ozzy'ego) i dziennikarza Piersa Morgana. A przy okazji parę milionów Amerykanów, którzy szaleją na punkcie uczestników programu "America's Got Talent", w Polsce znanego jako "Mam talent".
Aleksandra, Izabela i Monika Okapiec, czyli trio skrzypcowo-wokalne Alizma (swój zespół nazwały od imion) są przeciwieństwem Susan Boyle, która zrobiła furorę w brytyjskiej wersji telewizyjnego show. Susan jest brzydka, niezbyt rozgarnięta, ale dysponuje potężnym, powalającym głosem. "Mam talent" jednak nie wygrała.
Trojaczki są po trzykroć: piękne, wykształcone i błyskotliwe. Robią świetne show, znakomicie grają na skrzypcach i tańczą. Śpiewają czysto, ale... siła głosu nie jest ich atutem. Zauważyli to jurorzy. Po czym trzy razy byli na "yes". O Izie, Oli i Monice "from Poland" zrobiło się od razu bardzo głośno. W Ameryce i w Polsce.
Alizma trenuje teraz do półfinału. Ściany, a właściwie tysiące "jednorękich bandytów", im pomogą, wystąpią bowiem w swoim "rodzinnym" Las Vegas.
"Czy my jesteśmy jednojajowe?"
- "Mamo, czy my jesteśmy jednojajowe?" - zapytały mnie ostatnio przez telefon - śmieje się 52-letnia Halina Okapiec, była nauczycielka z Żagania.
Mama sióstr nie wie. Gdy się rodziły, był przecież rok 1983 i "prawdziwy kryzys, nie to co teraz". Dlatego, razem z Janem, wówczas 28-letnim czołgistą, musieli w trudnych czasach zapewnić im dobre warunki do życia.
Potrójne.
- Myśleliśmy o pieluchach, kaszkach, wielkim wózku, nie o badaniach - tłumaczy się mama trojaczków. - Ale dziewczyny strasznie to męczy i chcą wiedzieć. Powiedziały, że w Ameryce zapłacą za badania genetyczne i w końcu to sprawdzą.
Na razie pewne są tylko, że różnią się wzrostem. Sprawdziły już dawno, że tylko pozornie mierzą tyle samo, ale tak naprawdę Ola ma 169 centymetrów, Iza 169 i pół, a Monika 170.
Mejl od hazardzistek
- Hey, Jacek, chętnie porozmawiamy mejlowo. Tylko niestety, nie o programie "America's Got Talent". Podpisałyśmy wiele dokumentów prawnych i nie możemy - piszą ze swojego domu w Las Vegas wieczorem (to znaczy w środku nocy czasu polskiego).
- A o tym, czy jesteście hazardzistkami?
- Tak i nie. Nie zdarza się grać w kasynach w karty, tylko na skrzypcach. Życiowo nie wiemy, czy nazwałybyśmy siebie hazardzistkami, ale na pewno zawsze idziemy za głosem serca. Nie boimy się zmian i podejmowania nagłych decyzji. Kierujemy się instynktem i intuicją. No, rozumem trochę też. Rodzice nauczyli nas, że ciężką pracą dochodzi się wszędzie. Nigdy o tym nie zapominamy i staramy się być jak najlepsze w tym, co robimy. A że życiem trzeba się cieszyć i nie tracić czasu na coś, z czego nie można czerpać radość, więc pracujemy ciężko, ale nad tym, co daje nam szczęście. A że naszym celem i marzeniem jest występowanie dla jak największej publiczności, więc uznaliśmy, że udział w "America's Got Talent" za dobry pomysł.
- Wszystko tak sobie planujecie?
- Nie bardzo, żyjemy z dnia na dzień, bo przeszłość już była, przyszłość nie jest zagwarantowana, więc trzeba cieszyć się każdą chwilą i z każdego dnia czerpać to, co najlepsze.
Bo się nie zakochiwali indywidualnie
Pierwszy publiczny koncert zaliczyły w wieku trzech lat. W przedszkolu. Śpiewały ze starszakami. Gdy miały sześć lat, zaczęły uczyć się gry na skrzypcach. Pierwszą muzyczną szkołę skończyły w Żaganiu. Po kilku przenosinach (za tatą, majorem wojsk pancernych) trojaczki trafiły na stałe do wrocławskich szkół muzycznych i prywatnego ogólniaka "Sigma" o profilu prawno-ekonomicznym.
To tam pan profesor od geografii uznał, że ponieważ nie jest w stanie ich rozróżnić, będzie brał do tablicy trzy naraz.
- Ale raczej nie oszukiwałyśmy nauczycieli, no może ze dwa razy na matematyce, żeby sobie stopnie wyrównać - opowiadały nam trojaczki, zapewniając, że to nie miało znaczenia, bo i tak zawsze wszystko im podobnie wychodziło.
Nauczyciele wspominają, że nie byli tego tacy pewni, bo siostry są zwariowane i zamieszanie robiły wielkie. Także w uczuciach. Chłopaków traktowały okrutnie, podmieniając się. Musiały przecież sprawdzać siłę miłości i szczerość intencji.
- Bo oni się nie zakochiwali indywidualnie, tylko wybierali sobie któreś imię - uzasadniały siostry logicznie.
Trzy szanse na szansę
Rodzice kupili drugie mieszkanie, we Wrocławiu, w którym mieszkały do matury, w 2001 roku. Jan Okapiec, emerytowany oficer, prowadzi z żoną, niegdyś nauczycielką zerówek, biznes w Żaganiu i we Wrocławiu. Trojaczki mówią, że ich rodzice są świetni i do dziś śmieją się z wojskowych powiedzonek taty.
- Zawsze do nas mówił na przykład: "Ustalmy plan działania" - opowiadają.
- Już tak nie mówi i niczego im nie ustala, bo świetnie sobie radzą i bez naszych rad - zapewnia Halina Okapiec. - I to w Ameryce, gdzie trzeba być bardzo silnym, żeby sobie ułożyć życie, zwłaszcza w show-biznesie. Ale nie muszę się o nie bać, bo zawsze były rozsądne w życiu i świetnie się uczyły. Amerykańskie uczelnie się o nie biły. Na każdej dostawały najwyższe stypendia, po kilkanaście tysięcy dolarów.
Trojaczki rozmawiają z rodzicami niemal codziennie. Opowiadają o wszystkim, przesyłają zdjęcia, wycinki z gazet czy "tracki" z nowymi piosenkami do posłuchania. Często przyjeżdżają do Żagania, żeby "poczuć trochę domu" i wpadają do Wrocławia, do mieszkania, gdzie szalały jako nastolatki. Sąsiedzi z bloku do dziś pamiętają i skrzypcowe koncerty Vivaldiego na żywo, i punkowy "Offspring" z głośników.
- Ostatnio odwiedziliśmy córki cztery lata temu, gdy kończyły studia w Los Angeles - opowiadają z dumą rodzice, zaskoczeni tak wielkim zainteresowaniem córkami po ich udanym występie w amerykańskim "Mam talent". - Nie wiedzieliśmy, że jest on tam tak popularny. Poza tym dla dziewczyn nie jest to jeszcze sukces, to dopiero otwarcie szansy na sukces - dodają państwo Okapiec. Swoją drogą, 8 lat temu były w finale polskiej "Szansy na sukces". Wykonywały kawałki Skaldów, ale programu nie wygrały.
Żagańsko-wrocławskie trojaczki od prawie dwóch lat mają duży dom w centrum Las Vegas. Z ochroną i własnym studiem nagrań. To oznacza, że mogą trochę pospać po wielu nocnych koncertach (lokalna prasa w Las Vegas, która nie szczędzi zespołowi Alizma okładek z wielkimi zdjęciami, pisze, że "wynajęcie niezwykłego zespołu kosztuje 10 tysięcy dolarów").
Bo we Wrocławiu miały w przedpokoju grafik pobudek. Wstawały na zmianę. O godzinie 6, 6.30, 7. Żeby nie kłócić się o łazienkę.
- Teraz mamy trzy, więc problemu nie ma - wyznają trojaczki.
Indywidualności nie przeklinają
Dziewczyny od zawsze upierały się, że nie są identyczne, tylko podobne. Że bardzo się różnią. Chodzi im o to, że:
- Człowiek czasem chciałby mieć jakąś...
- ...osobowość...
- ...i indywidualność. A tu zawsze opinia jednej idzie za całą trójką... - wyjaśniały mi parę lat temu trzy siostry "indywidualistki" , jak zawsze wpadając sobie w zdania i mówiąc naraz. Z przekrzykującymi się dziewczętami nie sposób prowadzić rozmowy. Nawet dyktafon kapitulował. Rozdzielałem je więc i próbowałem wyciągnąć coś z nich na osobności.
Wspomagając się zdjęciami, z trudem wynajdowały trojaczkowe różnice.
Ola: - Tylko ja przez pół roku grałam w piłkę nożną. Izka ma najszersze biodra, a Monika najdłuższe włosy i pierwsza je przefarbowała.
Monika: - Ola jest najbardziej poukładana i najdłużej robi makijaż. Iza ma zdolności plastyczne i najfajniejsze lusterko, a ja chyba jestem najbardziej szalona.
Iza: - Monika jest najbardziej statyczna, Ola najbardziej się czepia, a ja w dzieciństwie najwięcej chorowałam.
Teraz mówią, że OK, już dają ludziom wolną rękę do opinii.
- Niektórzy upierają się, że nie da się nas rozróżnić; inni potrafią nas rozpoznać już po pierwszym spotkaniu. Im więcej ludzi, tym więcej poglądów na ten temat.
Kilka razy dziewczyny rozmawiały o tym i uzgodniły, że:
- Bycie trojaczkami, na dodatek razem pracującymi i mieszkającymi, to jak bycie w starym, dobrym małżeństwem. Jesteśmy ze sobą do bólu szczere, co ma swoje złe i dobre strony, ale i zawsze najlepszymi przyjaciółkami. A przede wszystkim kochamy się ponad życie. Oprócz tego jesteśmy wszystkie spontaniczne i nie boimy się pokazywać emocji, co czasem powoduje dużo hałasu, ale to jest w sumie fajne - "napisały" z Las Vegas, śmiejąc się, żebym się nie martwił, która odpowiada na pytania, bo akurat w tej i paru innych kwestiach myślą tak samo.
A ta emocjonalność? Za te wyrażone mocnym słowem a la minister Fedak w wywiadzie po występie oberwało się im troszkę. Nie tylko od internautów, którzy tłumaczyli niekumatym Amerykanom, że trojaczkowe "s...j" znaczyło po prostu "fuck-off". Mama też nie była zachwycona.
- Zachowały się tak jak zachowują się siostry. Były niezadowolone z tego wtrącania się do siebie na scenie i chwilę potem się o to pospierały. Zawsze tak jest, mają to w genach - usprawiedliwia córki, które na co dzień nie przeklinają, Halina Okapiec.
Po 333 333 dolarów na każdą z sióstr?
Hasselhoff czy Osbourn - to dla trojaczków nie pierwszyzna. Aleksandra, Izabela i Monika spotkały już parę znanych osób w USA. Widać to na zdjęciach, które zamieściły na swojej stronie internetowej www.alizma.com.
Fotkę zrobili sobie "z nimi": Kobe Bryant i Toni Braxton, Mike Tyson i David Copperfield, Enrique Iglesias i Paris Hilton, Snoop Dogg i Shaquille O'Neal, Wayne Gretzky i Tom Jones, muzycy z Red Hot Chili Peppers i Kid Rock oraz, co oczywiste, bliźniacy z Golec uOrkiestry.
Dziewczyny pierwszy raz trafiły do Ameryki, gdy miały 15 lat, jako licealistki. W 1997 r. pojechały na roczne stypendia do szkół średnich. Iza żyła pełnią ("szkolnego") życia w Rochester (Nowy Jork), Ola w Wilmington (Delaware), Monika w Levisville (Teksas). Kiedy dziewięć lat temu, jako siedemnastolatki, przeglądały albumy z setkami zdjęć, mówiły, że w Ameryce zafascynowały je m.in. przystojni, świetnie ubrani siedemnastolatkowie we własnych, pięknych samochodach. No i szkolne party.
- Młodzież jest tam wyluzowana, otwarta, po prostu najcoolniejsza - zapewniały.
Po maturze wyjechały więc tam na studia. Na początek do Shenandoah University, gdzie ukończyły "menedżerstwo artystyczne", potem na uniwersytet w Los Angeles, gdzie odebrały tytuły "Masters in music", czyli - w wolnym tłumaczeniu - magistrów sztuki skrzypcowej.
Na swoje miejsce do życia wybrały zwariowane Las Vegas, które pokochały, bo - jak twierdzą - Las Vegas pokochało je.
Zdanie o Ameryce nie zmieniły.
- Odkryłyśmy dla siebie Amerykę już jako nastolatki. Od początku odnalazłyśmy się w jej kulturze i stylu życia, na dodatek ona nas wykształciła, płacąc stypendia za nasze studia. Nigdy nie czułyśmy się samotne. Naprawdę kochamy ten kraj i cudownych ludzi, których tu przez lata poznałyśmy - mówią.
Choć, jak zaznacza ich mama, nie mają czasu na zakochanie się indywidualne, takie na stały związek.
- Bo na razie żyją swoją twórczością, koncertują, nagrywają, ćwiczą, są ciągle na walizkach. Ostatnio koncertowały na Hawajach, na Florydzie, w Nowym Jorku, Miami, zagrały w jednym z odcinków "Hanna Montana"...
A materiał na płytę tria Alizma, która z pewnością zrobi furorę w Ameryce, już czeka.
- Nawet na kilka - śmieją się trojaczki. - Mamy mnóstwo pomysłów i wciąż komponujemy piosenki. Głównie popowe i lekko rockowe. Czasem zmieszane z elementami folku, bluesa lub klasyki. Niektóre są do tańca, inne do zadumy - wyjaśniają.
Na razie przygotowują się do półfinału "America's Got Talent". Choreograficznie, muzycznie, wokalnie. Nie wolno im o tym mówić, ale na ewentualny finał chyba też mają już niezły kawałek. Taki na milion dolarów, który otrzyma zwycięzca programu. W ich przypadku przypadłoby więc 333 333 tysiące z kawałkiem na trojaczka.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?