Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Katedra we Wrocławiu - najgodniejszy kościół w mieście

Katarzyna Kaczorowska
Wrocławska katedra – warto odkryć jej tajemnice
Wrocławska katedra – warto odkryć jej tajemnice Paweł Relikowski
Katedra we Wrocławiu, jeden z obowiązkowych punktów każdej wycieczki. To nie tylko bogactwo architektoniczne, ale też i ogrom historii, i cała masa zaskakujących ciekawostek.

Pierwszy geograf Śląska, XVI--wieczny zakonnik Bartholomeus Stenus, nie miał wątpliwości w swoim dziele „Descripto totus Silesiae et civitas regie Vratislaviensis” – wrocławska katedra pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela była najwytworniejszym kościołem nie tylko 1000-letniego miasta, które zdobiła.
Bartłomiej podkreślał wspaniałość samej budowli, ale też i znaczenie – dzisiaj pewnie powiedzielibyśmy – administracyjne świątyni. Było nie było, Ostrów Tumski był siedzibą biskupów wrocławskich, a w tamtych czasach rangą byli oni równi księciom krwi.
Ciekawe historie o katedrze zebrał (i uporządkował) Wojciech Chądzyński, który od lat opisuje wrocławskie legendy i rozmaite tajemnice z dawnych wieków, a do Ostrowa ma stosunek szczególny. To dzięki jego staraniom, jeszcze w czasach, kiedy był dziennikarzem „Słowa Polskiego”, w duchowym sercu miasta ostały się gazowe latarnie, które co wieczór zapala prawdziwy latarnik. Tym razem do rąk czytelnika oddaje – wraz z wrocławską oficyną Via Nova – książkę zatytułowaną „Tajemnice wrocławskiej katedry i Ostrowa Tumskiego. Fakty i mity”.

Dwóch patronów
Po zjeździe gnieźnieńskim w 1000 roku, pozycja księcia Bolesława Chrobrego – dzięki przyjaźni z cesarzem Ottonem III – była na tyle silna, że zapadła decyzja o utworzeniu arcybiskupstwa w Gnieźnie. W księstwie, którego władca zaledwie 34 lata wcześniej ochrzcił się, nowa wiara umacniała legitymację rządzącego rodu. Potrzebne były jeszcze biskupstwa i te powołano we Wrocławiu, Krakowie i Kołobrzegu. To wtedy niewielki drewniany kościółek zbudowany na Ostrowie Tumskim został podniesiony do rangi katedry, sukcesywnie przebudowywanej zgodnie z obowiązującą modą,remontowanej po pożarach, wreszcie odbudowanej po ostatniej wojnie.
Katedra, o czym nie wszyscy wiedzą, ma dwóch patronów. Pierwszy to oczywiście Jan Chrzciciel, który obok błogosławionego Czesława jest też patronem Wrocławia. Drugi to św. Wincenty, patron kapituły katedralnej, którego późnogotycką figurkę z 1470 roku można zobaczyć w południowej nawie świątyni. Rzeźbę ufundowali kanonik Johann Paschkowitz von Schwandel i niejako Prockendorf.

A może skandalik?
Do katedry prowadzą ogromne drzwi, wspaniałe dzieło sztuki snycerskiej, same w sobie warte osobnej książki. Ale tropiciele zagadek powinni przyjrzeć się uważnie nie tylko im. Po lewej stronie wrót wejścia do kościoła pilnuje kamienny lew – pozostałość po XIII--wiecznym portalu. Co prawda lew jest szczególny, bo nie ma grzywy, co tłumaczy jedna z wrocławskich legend, ale bardziej zastanawiająca jest niewielka płaskorzeźba przy oskubanym królu zwierząt, przedstawiająca… akt zoofilii. Czy to ostrzeżenie dla grzeszników, że skończą w ogniu piekielnym, jak nieprzymie-rzając mieszkańcy Sodomy i Gomory? A może złośliwy żart jakiegoś bezimiennego artysty? Nie tylko tę zagadkę może próbować rozwiązać badacz dawnych historii.
Wyjątkowe pamiątki

Z książki Chądzyńskiego dowiemy się, dlaczego organy we wrocławskiej katedrze to wyjątkowy w skali Polski instrument. Ale też poznamy dzieje obrazu Matki Boskiej Sobieskich, nazywanej też Matką Boską Bolesną lub Wrocławską Madonną, autorstwa Giovanniego Battisty Salvi. Papież Klemens XI podarował go w 1713 roku mieszkającemu w Rzymie królewiczowi Aleksandrowi Sobieskiemu – na pamiątkę 30. rocznicy wielkiego zwycięstwa jego ojca Jana pod Wiedniem.
Madonna przez kilkanaście lat zdobiła prywatną kaplicę rodu Sobieskich. Odkupił ją od nich kłodzki baron Antoni Goltz, a w 1750 roku odsprzedał za 150 dukatów Michałowi hr. Altanowi, właścicielowi Międzylesia. Hrabia ofiarował ją później międzyleskiemu kościołowi, gdzie modlono się do niej aż do 1952 roku. Do Wrocławia Matka Boska Sobieskich została uroczyście przeniesiona 8 kwietnia 1952 roku – wierni modlą się do niej przed ołtarzem po lewej stronie balasków oddzielających prezbiterium od nawy głównej. W 1997 roku obraz koronował Jan Paweł II, który nadał też Madonnie nowy tytuł – Matka Adorująca.

Kaplica królowej
Wędrując z książką Chądzyńskiego w ręce, dowiemy się nie tylko, kto jest pochowany w katedrze, co przedstawiają stalle przed głównym ołtarzem i skąd tak naprawdę wzięły się w świątyni. Poznamy też wiele ciekawostek, jak choćby i tę, że zachwycająca wielu swoją urodą kaplica św. Elżbiety węgierskiej zrobiła też wrażenie na przyszłym prezydencie Stanów Zjednoczonych. John Quincy Adams – bo o nim mowa – jeszcze jako ambasador swojego państwa w Prusach, latem 1800 roku zorganizował swojej żonie Ludwice Katarzynie wyprawę po Dolnym Śląsku.
Państwo Adamsowie pojechali raczyć się urodą Kotlin Jeleniogórskiej i Kłodzkiej. 29 lipca stanęli na nocleg w Jordanowie, a 30, po wczesnej wycieczce na Ślężę, ruszyli do Wrocławia. Kilka dni później tak ten wyjazd Adams relacjonował swojemu bratu w liście:

„Przed wyjazdem z Berlina przestrzegano nas, żeby wcale przez Wrocław nie jechać. Mówili nam, że to wielkie, stare miasto, podobne do wszystkich starych miast, że nie zawiera nic ciekawego dla podróżujących, dlatego nie mieliśmy go w pierwotnym planie naszej wędrówki. Skoro jednak znaleźliśmy się o parę mil od niego, pomyśleliśmy, że po tak długim objeździe prowincji okazalibyśmy jej stolicy zbyt wielki despekt i postanowiliśmy poświęcić jej parę dni w drodze powrotnej. Nie ma powodu żałować naszego postanowienia, bo choć Wrocław jest, jak mówiono, tylko wielkim, starym i bardzo brudnym miastem, chociaż pogoda od samego początku była taka, że większą część naszego pobytu musieliśmy spędzać w domu, znaleźliśmy dość rzeczy ciekawych, żeby nas zainteresować przez parę dni, jakie przeznaczyliśmy na zwiedzanie Wrocławia”.
W tych paru dniach nie zabrakło wizyty w katedrze, gdzie uwagę Adamsów zwrócił cenny relikwiarz św. Elżbiety, ale też wielkiej urody, wspaniała rzeźba królowej węgierskiej w kaplicy jej poświęconej.

Pora na zwiedzanie
Z książki Chądzyńskiego dowiemy się też, że o zmarłym we śnie 2 sierpnia 1520 roku biskupie Johannie Turzo, kilkaset lat później niemiecki historyk Werner Marshall napisał: „Był dzieckiem swojej epoki, tak w dobrym, jak i w złym, jako człowiek i jako biskup – prawdziwy renesansowy książę Kościoła”. I nad znaczeniem i sensem tych słów zastanowić się można, patrząc na jego figurę nagrobną w kaplicy św. Jana Chrzciciela.
Johann był bowiem niezrównanym protektorem nauki i uczonych. Znał się z Marcinem Lutrem, Erazmem z Rotterdamu i Filipem Melanchtonem. I chyba nie przeczuwając, że Europa stanie w ogniu wojen religijnych, jeszcze w duchu renesansowej tolerancji dla dociekliwych umysłów, dał zgodę na wydanie w 1518 roku we Wrocławiu pierwszych kazań zbuntowanego Lutra o odpustach i łasce.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska