Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czarna ospa we Wrocławiu. Felieton dr Macieja Łagiewskiego

Dr Maciej Łagiewski
Do Wrocławia nie mogły wjeżdżać osoby nieszczepione przeciwko ospie. Podobne tablice informacyjne wisiały na dworcach
Do Wrocławia nie mogły wjeżdżać osoby nieszczepione przeciwko ospie. Podobne tablice informacyjne wisiały na dworcach Archiwum Gazety Wrocławskiej/M. Dołęga
Był 1963 roku. Piękne i upalne lato skutecznie podkreślało wakacyjną atmosferę. Wrocławianie szykowali się do urlopowych wyjazdów, gdy miasto po raz kolejny w historii ogłoszono twierdzą. Tym razem napierały nie wojska, a mikroskopijny wirus.

Nazywał się Variola i w historii już wielokrotnie pokazywał, co potrafi. Odpowiedzialny za chorobę zwaną czarną ospą, w średniowieczu dziesiątkował całe miasta. Również Wrocław w swoich długich dziejach wielokrotnie zmagał się z chorobami wywołanymi przez wirus Variola.

O czarnej ospie oczywiście słyszeli wszyscy, tylko nikt się jej nie spodziewał w drugiej połowie XX wieku, szczególnie w dużym europejskim mieście. W Polsce, podobnie jak w innych krajach, od trzydziestu lat nie było przypadków zachorowań, dlatego Europejczycy zdążyli już o nim zapomnieć .

Jednak wirus dostał się do miasta niczym pasażer na gapę. W czerwcu 1963 roku przyleciał do Wrocławia z pewnym agentem służb specjalnych, który właśnie wrócił z wyjazdu służbowego w Indii i zgłosił się do szpitala przy ulicy Ołbińskiej z oznakami nieznanej choroby. Biorąc pod uwagę objawy i miejsce pobytu badanego, lekarze rozpoznali malarię i po krótkim pobycie w szpitalu pacjent wrócił do domu.

Na tym mogłoby się skończyć całe zamieszanie gdyby nie salowa, która sprzątała izolatkę chorego. Od niej prawdopodobnie zarażały się kolejne osoby. Pierwszą śmiertelną ofiarą zarazy była jej córka. W trakcie trwania epidemii zmarło jeszcze 6 osób, a łącznie zachorowało 99.

Ospę zdiagnozować było trudno, dlatego stan pogotowia przeciwepidemiologicznego ogłoszono dopiero półtora miesiąca po pierwszych zachorowaniach - 15 lipca 1963 roku. Wkrótce atmosfera w mieście przypominała tę znaną z powieści Alberta Camus’a „Dżuma”. Zaczęły powstawać izolatoria – miejsca odosobnienia, do których przywożono osoby podejrzane o kontakt z zarażonymi. Izolowanie odbywało się na niespotykaną skalę.

Bywało, że odseparowywano całe szkoły lub urzędy, raz nawet uczestników jednej uroczystości weselnej. Miastem rządzili lekarze, którzy mieli prawo wysłać do izolatorium każdego, kto wydał im się „podejrzany”. Zarazić się było łatwo, bowiem wirus ospy przenosi się głównie droga kropelkową. Mieszkańcy miasta, nieustannie bombardowani nowymi doniesieni o stanie epidemii, sami unikali kontaktu z otoczeniem.

Życie towarzyskie i kulturalne na pewien czas zamarło. W miejscach publicznych pojawiły się plakaty „Witamy się bez podawania rąk”, a klamki owijano bandażami nasączonymi środkiem dezynfekującym. Nocami po ciemnych ulicach krążyły konwoje złożone z kilku karetek w asyście radiowozów milicji. Przyjeżdżały po mieszkańców podejrzanych o kontakt z chorymi.

Rozpoczęła się wielka akcja szczepień. Każdy wyjeżdżający i wjeżdżający do Wrocławia musiał wylegitymować się zaświadczeniem o szczepieniu i pokazać bliznę na ramieniu, które były przepustką. Wielu wrocławian przebywających wówczas na wakacjach w innych rejonach Polski, wspominało później sytuację unikania ich przez innych urlopowiczów. Zdarzało się, że w stołówce lub na plaży wokół nich nagle robiło się pusto. Na wszelki wypadek wczasowicze woleli nie ryzykować zakażania.

Wkrótce działania prewencyjne zaczęły przynosić efekty, stopniowo malała ilość zachorowań. Oficjalnie Wrocław został ogłoszony miastem wolnym od zarazy dopiero 19 października 1963 roku. Choć minęło tyle lat do dziś o tych wydarzeniach krążą różne opowieści i legendy. Ile w nich jest prawdy, dziś już się nie dowiemy.

Wrocławski „pochód czarnej pani” był jedną z ostatnich epidemii tej choroby w Europie. W 1979 roku Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła ostateczne unicestwienie wirusa prawdziwej ospy. Obecnie próbki z tym wirusem przechowywane są tylko w sześciu instytutach naukowych na świecie. Najbliżej Wrocławia Variola drzemie w laboratorium w Holandii.

Dr Maciej Łagiewski, autor felietonu, jest dyrektorem Muzeum Miejskiego Wrocławia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska