Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Były więzień Auschwitz-Birkenau: Codziennie widziałem zabijanych ludzi. To wszystko zostało we mnie na zawsze [ROZMOWA]

Robert Migdał
Bogdan Bartnikowski jako 12-letnie dziecko trafił do Auschwitz-Birkenau
Bogdan Bartnikowski jako 12-letnie dziecko trafił do Auschwitz-Birkenau fot. Maciej Stanik/wyd. Prószyński i Spółka
"Mamy domy, mamy rodziny, dzieci, wnuki, pracę, zadowolenie, ale w naszej podświadomości ciągle jesteśmy w obozie. Moja koleżanka obozowa powiedziała kiedyś: Tak, prawdę mówiąc, to ja z obozu wyjdę wtedy, kiedy wydam ostatnie tchnienie. I to jest prawda" - mówi nam Bogdan Bartnikowski, który jako 12-letnie dziecko trafił do Auschwitz-Birkenau. Przeczytajcie rozmowę z nim poniżej.

Co pan, jako "dziecko wojny", które przeżyło koszmar obozu koncentracyjnego, czuje teraz, kiedy widzi to, co dzieje się na Ukrainie?
Wojna... Pamiętam, co znaczy wypędzenie z domu, pożary. Jestem głęboko zaniepokojony tą sytuacją i obawiam się, że los Ukraińców będzie przez długi czas bardzo trudny.

Ta trauma pozostanie w nich na całe lata?
Na pewno będą o tym pamiętać, tak jak ja pamiętam okropieństwa wojny. Oni tak samo będą je latami wspominać. Oby ten konflikt trwał na Ukrainie jak najkrócej, żeby to się nie przeciągnęło na całe lata.

Koszmar wojny, który przeżył pan jako mały chłopiec, ciągle do pana wraca, przez całe życie. Cały czas w panu jest.
To prawda. To jest to największe nieszczęście, że tego nie da się pozbyć, tego nie można zapomnieć, to głęboko utkwiło w nas, dzieciach. W dorosłych też, ale dzieci przeżywały wojnę bardziej. Byliśmy oderwani od rodziców, na co dzień nie było przy nas mamy, która towarzyszyła nam od dzieciństwa i kształtowała w jakiś sposób nasze charaktery. Nie było domu, nie było niczego, do czego byliśmy przyzwyczajeni: nie było szkoły, nie było możliwości zmiany ubrania. Poza tym widoki, codziennie widzieliśmy zabijanych ludzi. To wszystko we mnie i w moich rówieśnikach zostało na zawsze.

Strasznie cały czas z tym żyć.
My, wypędzeni z domów i osadzeni w obozie w Birkenau, czy w innych obozach - bo dzieci w obozach było bardzo dużo - ciągle jesteśmy zamknięci w obozie, przez całe życie. Ten obóz całe życie jest w nas, on w nas został. Mamy domy, mamy rodziny, dzieci, wnuki, pracę, zadowolenie, ale w naszej podświadomości ciągle jesteśmy w obozie. Moja koleżanka obozowa powiedziała kiedyś: "Tak, prawdę mówiąc, to ja z obozu wyjdę wtedy, kiedy wydam ostatnie tchnienie...". I to jest prawda, ja się z tym zgadzam całkowicie.

Ten obóz miał wpływ nie tylko na pana, ale i pewnie na pana rodzinę, na to, jak się pan zachowywał całe życie.
Ludzie bardzo różnie reagowali - po wojnie, po wyzwoleniu, po powrocie do domu - na to, co przeżyli, co widzieli. Niektórzy byli więźniowie obozów chcieli wszystkim dookoła opowiedzieć o tym, co ich spotkało: jak cierpieli, jak ciężko pracowali, głodowali, jak spodziewali się śmierci i patrzyli na tę śmierć. A inni zamykali się w sobie na całe lata, w ogóle nie chcieli mówić na temat tego, co przeżyli. Jeden z moich najbliższych kolegów, do dziś żyjący, dopiero 2, 3 lata temu wyzwolił się na tyle z tych przeżyć, że zaczął o nich mówić. Przez całe życie nie dzielił się ze swoimi przeżyciami, opowieściami z rodziną, z najbliższymi, z żoną, dziećmi. Dopiero teraz, mając już blisko 90 lat, zaczął na ten temat mówić. I takich osób, jak on, znam sporo.

Pan zaczął mówić o tym, co przeszedł, jak wyglądało pana życie w obozie. To była forma terapii, żeby wyrzucić z siebie te wspomnienia?
Tak. Spodziewałem się, że jeśli spróbuję to wszystko opisać, to może w jakiś sposób pozbędę się tych tych wspomnień.

Pana obozowe wspomnienia są czytane też dzisiaj, kilkadziesiąt lat po ich wydaniu, przez kolejne pokolenia.
To jest dla mnie bardzo miłe, że sięgają po nią młodzi ludzie, że książka ciągle jest czytana, ale jej napisanie nie spowodowało tego, że zapomniałem o tym, co mnie spotkało. Jestem w sytuacji szczególnej, bo nas - byłych więźniów z Birkenau, polskich dzieci jest bardzo mało i nikt nie spisał swoich wspomnień. Poza tym, jestem bardzo częstym gościem w Muzeum Auschwitz-Birkenau, bo jestem tam potrzebny: opowiadam, jak było, co widziałem, co przeżyłem. To jest dla mnie bardzo trudne, ale robię to, bo zdaję sobie sprawę, że spotkania z ludźmi zwiedzającymi muzeum - młodymi, starymi, Polakami, obywatelami innych państw - są bardzo ważne. Że moja opowieść, byłego więźnia, jest dla nich ważniejsza, bardziej wartościowa, niż zapoznanie się ze zwykłymi dokumentami.

Na czym polega dla pana największa trudność związana z tymi fizycznymi powrotami do obozu? Wspomnienia wojenne, obozowe, wracają ze zdwojoną siłą?
Te straszne wspomnienia nie wracają do mnie tylko w obozie, one wracają w najróżniejszych sytuacjach, miejscach. Piszę o tym w mojej najnowszej książce "Powroty do Auschwitz". Wystarczy jakieś jedno słowo wypowiedziane przez kogoś obok, żeby wzbudziło to we mnie wspomnienie jakiejś konkretnej sytuacji związanej z obozem. Albo zobaczenie czegoś, nawet zwykłego, nagle powoduje skojarzenie z obozem.

Na przykład?
Patrząc na przepiękny zachód słońca nad morzem, zamiast się zachwycać tym widokiem, to mnie się on skojarzył z blaskiem płomienia z krematoryjnego komina, z taką czerwoną smugą. To są bardzo dziwne momenty, wspomnienia. Niechciane wspomnienia. Albo, gdy widzę pasiaste ubranie, na przykład piżamę, albo jakąś marynarkę w paski, które jest podobne do obozowych, to też od razu powracają wspomnienia z wojny.

To musi być straszne…
Niestety, te skojarzenia mam ciągle, te obrazy powracają. I ja tak mam, i moje koleżanki, moi koledzy. Ci, którzy przeżyli obóz, też tak mają.

Jak pan sobie z tym radzi?
Te wspomnienia staram się traktować jako coś chwilowego, jako "błysk", bo przecież trzeba żyć dalej, spotykać z ludźmi, nie żyć wyłącznie obozem, ale tym, co nas otacza. I choć jesteśmy naznaczeni na zawsze wspomnieniami obozowych czasów, to przecież żyjemy współcześnie, mamy swoje rodziny, codzienne problemy, działamy społecznie w różnych organizacjach. Ja też próbuje pisać nie tylko o obozie, ale wydałem też szereg książek z mojego ukochanego zawodu - byłem pilotem wojskowym. Nie można się całe życie zasklepiać w poobozowej traumie, w nienawiści do obywateli państwa, z którego wywodzili się nasi prześladowcy. Trzeba żyć dalej.

Gdy po latach patrzy pan na to, co przeżył jako 12-letnie dziecko, to jakie było najtragiczniejsze wydarzenie z obozu?
Było tego mnóstwo. Na przykład pierwszy dzień i widoki, które zobaczyłem i zrozumienie, że to, co widzę, to nie jest fabryka z kominami, tylko, że to są kominy krematoryjne. Albo czas, kiedy byliśmy traktowani jak niewolnicy. Albo jak nas, dzieci z Powstania Warszawskiego, określali Niemcy, kiedy wrzeszczeli na nas: "Mali, polscy bandyci z Warszawy".

A oprócz tych dramatycznych wspomnień, były jakieś miłe chwile? Chwile radości?
Bardzo radosne były spotkania z dorosłymi polskimi więźniami, którzy przychodzili do nas, do baraku, w którym byliśmy więzieni. I oni - w miarę swoich przecież bardzo małych możliwości - starali się otoczyć nas opieką i pomagać nam. Podnosili nas na duchu: mówili o tym, że to nasze więzienie na pewno potrwa niedługo, że ono już się kończy, że będzie normalne życie, że będziemy razem z rodzicami w domu. W miarę swoich marnych możliwości wspierali nas chociażby tym, że czasem udawało im się ukraść dla nas trochę jedzenia, trochę zupy - takiej prawdziwej, a nie polewki z brukwi. Starali się też temperować naszych oprawców, grożąc im, że jeżeli będą się nad nami znęcać, okradać nas czy bić, to czeka ich obozowy samosąd i nie przeżyją. Najwspanialsza jednak była ta chwila, kiedy po trzech miesiącach niewidzenia się z mamą - bo była w części kobiecej obozu w Birkenau - mogłem się z nią spotkać, podbiec, przytulić się, popatrzeć, przekonać się na własne oczy, że oboje żyjemy. To był cudowny dzień, wspaniała chwila w tym ponurym, jesiennym, deszczowym, zimnym obozie.

Na koniec chciałem wrócić do Ukrainy. Dzieci są świadkami śmierci, ataków, opuszczają swoje domy.
Ukraińskie dzieci w całej tej dramatycznej sytuacji, jaka tam panuje obecnie, jednak przeważnie są razem z ojcem, z matką, z rodzeństwem. One czują, że są pod opieką - to szalenie ważne. Czują, że w jakiś sposób są bezpieczne. Niestety, na pewno te biedne dzieci będą długo pamiętać to, co się stało w ich kraju...

Biogram

Bogdan Bartnikowski miał 12 lat, kiedy w nocy z 11 na 12 sierpnia 1944 roku znalazł się z mamą na rampie KL Auschwitz-Birkenau. W obozie został zarejestrowany jako więzień 192731. Przebywał w Birkenau: najpierw w bloku dziecięcym obozu kobiecego, następnie w sektorze B11a obozu męskiego, gdzie byli więzieni chłopcy z Warszawy. 11 stycznia 1945 r. został razem z matką ewakuowany do Berlina-Blankenburga (komando robocze obozu Sachsenhausen), gdzie do wyzwolenia w dniu 22 kwietnia 1945 r. pracował przy odgruzowaniu miasta. Po wyzwoleniu powrócił wraz z matką do Warszawy. W Powstaniu Warszawskim stracił ojca. Przerwaną przez wojnę naukę kontynuował w Państwowym Gimnazjum i Liceum im. Stefana Batorego. Po odbyciu służby wojskowej pracował jako dziennikarz. Bogdan Bartnikowski, mając w pamięci przeżycia z okresu okupacji i uwięzienia w obozach koncentracyjnych, napisał i wydał książki o losach polskich dzieci w latach wojny: zbiór opowiadań "Dzieciństwo w pasiakach" (1969, 1972, 1989) oraz powieści "Daleka droga" (1971), "Powrót nad Wisłę" (1972) i "Dni długie jak lata" (1989). Obecnie jest na emeryturze. Pracuje społecznie w Związku Literatów Polskich i Związku Powstańców Warszawskich. Odznaczony został Krzyżem Oświęcimskim, Krzyżem Kawalerskim i Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Najnowsza książka Bogdana Bartnikowskiego - "Powroty do Auschwitz" - (wyd. Prószyński i Spółka) trafi do księgarń 15 marca 2022 roku. Cena: 42 złote.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska