Tytuł: "1241" - czyli rok oblężenia Wrocławia przez Tatarów. Bohater pozytywny: Błogosławiony Czesław, który miasto ocalił. Cudem ocalił - dodajmy. Bohater negatywny: Najeźdźcy. Okrutni i źli. Brrr...
Komiks o Wrocławiu - na początek - łyk historii
Oto, jak Jan Długosz opisał to wydarzenie w swoich "Rocznikach Królestwa Polskiego": "(...) Tatarzy (…) oblegają zamek wrocławski. Lecz gdy przez kilka dni przeciągali oblężenie, nie usiłując zdobyć, brat Czesław z zakonu kaznodziejskiego, z pochodzenia Polak, pierwszy przeor klasztoru św. Wojciecha we Wrocławiu (...), modlitwą ze łzami wzniesioną do Boga odparł oblężenie. Kiedy bowiem trwał w modlitwie, ognisty słup zstąpił z nieba nad jego głowę i oświetlił niewypowiedzianie oślepiającym blaskiem całą okolicę i teren miasta Wrocławia. Pod wpływem tego niezwykłego zjawiska serca Tatarów ogarnął strach i osłupienie do tego stopnia, że zaniechawszy oblężenia, uciekli raczej niż odeszli (...)".
- No i przyznaj, czyż to nie piękna historia? Działa na wyobraźnię. Aż chce się pokazać, jak to wtedy wszystko wyglądało... - uśmiecha się Juliusz Woźny. Od kilku miesięcy, w pocie czoła, pracuje nad swoim najnowszym komiksem historycznym. Najnowszym, bo już rok temu światło dzienne ujrzał jego komiksowy debiut "Orędzie" - opowieść o kardynale Bolesławie Kominku.
Tym razem Juliusz Woźny wziął na warsztat czasy bardziej odległe, choć temat bardzo bliski jego sercu - pisał bowiem pracę magisterską (ukończył historię sztuki na Uniwersytecie Wrocławskim) o kaplicy błogosławionego Czesława.
32 strony, ponad 120 obrazków
Komiks ma mieć 32 strony. Wszystko ręcznie malowane - ponad 120 obrazów i obrazków. Komiks (czytelnik pochłonie go w 10-15 minut) robiony jest "metodą ręczną". Powstaje około sześciu miesięcy. To wielki trud: bolą nie tylko oczy od skupienia przy malowaniu, ale także nadgarstek od pracy.
- Taki komiks to wręcz benedyktyńska robota - mówi Juliusz Woźny. - Stron jest 32. Na każdą wchodzą minimum dwa obrazki. A do tego są takie strony, z tzw. marginesami, które mają zdobienia, przypominające średniowieczny rękopis - dodaje. Najpierw musiał pojawić się pomysł. Potem autor gromadził ikonografię, pisał scenariusz (trzeba było stworzyć całą fabułę, bo nie wystarczyło zacytować średniowieczną legendę, bo to tylko kilka zdań), i jednocześnie tworzył pierwsze szkice: bo najpierw rysuje ołówkiem, potem nakłada farby. Akrylowe, bo z olejnymi jest więcej zamieszania - długo schną, trzeba pędzle rozpuszczalnikiem czyścić tak, że śmierdzi w całym domu.
Sześć miesięcy temu Juliusz Woźny usiadł do pierwszego obrazu. Nakreślił postać błogosławionego Czesława, który ciska kulą płonącą. Dziś na stole w jego pracowni leży stos kilkudziesięciu szkiców i obrazków. Do skończenia dzieła zostało mu jeszcze tylko 10 rysunków i komiks będzie gotowy. No, prawie gotowy...
Do pracy, dopiero w fazie końcowej, kiedy trzeba wszystkie obrazki połączyć, poukładać jak puzzle i zrobić z nich książkę, zostaje zaprzęgnięty komputer. - Wtedy muszę wszystko dokładnie rozplanować: przewidzieć, gdzie będzie tekst, jak rysunki mają być ułożone - które pionowe, które poziome - opowiada rysownik.
Kolejne sceny biją kolorami (i scenami okrucieństwa, wszak Tatarzy słynęli z okrucieństwa). Każda postać jest inna, wyjątkowa. Każda ma inne rysy twarzy. - Kto pozuje? Kim jest zakonnik? Kim agresor? Kogo ma twarz? - Znajomi, rodzina. Ba. Jest i moja żona, i córka. Przychodzę do nich z aparatem fotograficznym i proszę: a to o odpowiedni grymas, minę, pozę... Robię zdjęcia, a potem przenoszę obraz zatrzymany w kadrze na papier. Żeby było naturalnie. Prawdziwie.
- Sam wyszukujesz "modeli"? Prosisz o pozowanie?
- Już teraz nie. Tak było kiedyś. Dzisiaj sami przychodzą i proszą, żeby ich uwiecznić... (uśmiech)
Juliusz Woźny i jego farby, rysunki, sztalugi
Juliusz Woźny komiksy zaczął malować dość późno. Po pięćdziesiątce.
- Żałuję, że debiut przyszedł tak późno. Ale szybko przypominam sobie historię o pewnej artystce z Korei Południowej. To była pani, która całe życie chciała malować, ale miała wrednego męża i on jej malować nie pozwalał. I ona pokornie podporządkowywała się woli męża, ale gdy miała 70 lat, mąż zmarł. Wtedy zaczęła się na poważnie zajmować malarstwem. I zanim odeszła, w wieku 90 lat, została jedną z bardziej znanych artystek Korei - opowiada Woźny.
- Tobie żona kołków na głowie nie ciosa, że cały czas tylko farby, rysunki, sztalugi?
- Na szczęście nie.
- Pytam, bo malujesz od lat: teraz komiksy, a wcześniej obrazy, ikony.
- Już w wojsku moje malowanie się przydało. To, że zostałem we Wrocławiu i nie zostałem wysłany gdzieś daleko, do jednostki nad morzem, to zawdzięczam łapówce: namalowałem pewnemu wojskowemu cztery obrazki pt. "Cztery pory roku" i pan oficer mnie zostawił w rodzinnym mieście. Potem miesiącami pracowałem... w komórce plastycznej. Malowałem hasła: "Niszcz wroga pierwszym pociskiem" - okraszone bombami oczywiście. A największe moje dzieło to były dwa wielkie orły, o wymiarach 6 metrów na 9, które zawisły w Hali Ludowej z okazji zjazdu kombatantów.
Komiks o Wrocławiu zobaczysz już w październiku
Po wojsku nie skończył z malowaniem. Jego obrazy i obrazki rozchodziły się wśród znajomych. Szło mu tak dobrze, że zaczął malować na handel, za granicę.
- W Niemczech handlowałem martwą naturą, kopiami dzieł mistrzów. Jednemu Japończykowi, pod katedrą w Akwizgranie, sprzedałem obraz za 100 marek. Dobry to był interes... - wspomina.
Skąd się pojawił pomysł na robienie komiksów historycznych? Po pierwsze - od 6 lat Juliusz Woźny pracuje w Ośrodku Pamięć i Przyszłość (jako rzecznik prasowy), więc z historią ma do czynienia dzień po dniu. Po drugie - komiks to jest dla niego taka namiastka filmów, o których robieniu myślał od lat. - Zawsze mi się marzyło, żeby reżyserować różne historie, żeby je opowiadać. A przy robieniu komiksu jesteś wszystkim: reżyserem, scenarzystą, aktorów wybierasz... Cudowne jest to stwarzanie świata od samego początku do końca. Zabawa bez ograniczeń - mówi Woźny.
Opowieść o błogosławionym Czesławie powinna trafić do sprzedaży na przełomie października i listopada tego roku. W głowie autora jest już jednak kolejny komiks.
- Marzy mi się opowieść, której akcja rozgrywa się po 1945 roku, kiedy na Dolny Śląsk przyjeżdżają wypędzeni z Kresów - zapowiada Woźny.
Komiks to nie tylko wiek XX i XXI...
Pierwsze komiksy powstały już w... jaskiniach. Były to opowieści obrazkowo-malunkowe o polowaniach ludzi pierwotnych, o zwierzętach, na które polowali.Tak samo komiksem można nazwać rysunki w egipskich królewskich grobowcach - bo oprócz nich są podpisy hieroglifami.
W Polsce pierwsze komiksy pojawiły się w lutym 1919 roku we Lwowie w tygodniku satyrycznym "Szczutek" i nosiły tytuł "Ogniem i mieczem, czyli przygody szalonego Grzesia - powieść współczesna". Ukazało się w sumie 28 powiązanych odcinków (w każdym było 6 różnych obrazków).
Komiks opowiadał o walkach polskiego żołnierza z Rosjanami, Ukraińcami, Niemcami i Czechami. Jego autorami byli Kamil Mackiewicz i Stanisław Wasylewski.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?