Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wrocław: Zmarła, bo lekarze nie chcieli jej pomóc? Śmierć 21-latki bada prokuratura

Eliza Głowicka
Anię rodzice pochowali na cmentarzu na Swojczycach. Dzień po jej 21. urodzinach. Przychodzą tu niemal codziennie
Anię rodzice pochowali na cmentarzu na Swojczycach. Dzień po jej 21. urodzinach. Przychodzą tu niemal codziennie fot. Paweł Relikowski
Nieprawidłowa diagnoza? Zlekceważenie objawów przez lekarzy? A może splot nieszczęśliwych okoliczności? Na razie nie wiadomo, co doprowadziło do śmierci niespełna 21-letniej Anny Ruda z Wrocławia. Sprawę wyjaśnia wrocławska prokuratura. Dziewczyna zmarła 16 lipca.

Ania Ruda zmarła trzy tygodnie temu. Od dziecka chorowała na cukrzycę. Gdy dostała bolesnej miesiączki i zaczęła wymiotować, nikt nie przypuszczał, że po trzech dniach zakończy się to tragedią. Najpierw zbadał Anię lekarz dyżurny szpitala na Koszarowej. - Bardzo bolał ją brzuch, więc dał jej zastrzyk przeciwbólowy, zrobiono EKG i odesłano do domu, choć ledwo szła - opowiada Jacek Ruda, ojciec Ani.

Nazajutrz rodzice zapisali ją do lekarza rodzinnego, ale nie była w stanie iść. Prosili, by lekarka przyjechała do domu, ale ta odmówiła. - To nie wyglądało na nagły przypadek, na przykład zawał - tłumaczy lekarka Urszula Faligowska. Ania czuła się coraz gorzej, więc rodzice wezwali pogotowie. - Ale powiedziano nam, że karetka z lekarzem będzie za cztery godziny, więc wezwaliśmy lekarza z Koszarowej. Zbadał, zapisał leki i uznał, że nie trzeba brać Ani do szpitala, bo dobrze wygląda - żali się matka Elżbieta Ruda. Następnego ranka pogotowie zawiozło 21-latkę do szpitala przy ul. Borowskiej, ale na ratunek było już zapóźno. - Gdyby lekarze szybciej zareagowali, Ania by żyła - mówią rodzice.

Urszula Małecka, rzeczniczka szpitala przy ul. Koszarowej: Lekarze, którzy badali pacjentkę, nie stwierdzili powodów do hospitalizacji - twierdzi.

Rodzice 21-latki nie mogą się pogodzić ze śmiercią córki. Pochowali ją w ubiegłą sobotę. - Teraz chcemy poznać prawdę i dowiedzieć się, na co umarła Ania. Lekarze ze szpitala na ul. Borowskiej nie chcą nic powiedzieć, dopóki nie będzie wyników sekcji zwłok. Mówią, że to dla nich też jest zagadka - żalą się państwo Ruda.

Bezradna i zaniepokojona matka, wobec stanu Ani, zadzwoniła do lekarki rodzinnej, a wtedy ta wezwała karetkę. Ania trafiła do szpitala na Borowskiej. - Poprzedniego dnia prosiłam rodziców, żeby zawieźli ją sami do szpitala, nie czekali na pogotowie. Wiedziałam, że choruje na cukrzycę i bierze insulinę, a do tego wymiotuje. Powinna więc być hospitalizowana. Moja wizyta nic by nie dała - uważa Urszula Faligowska, lekarz rodzinny.

Ale na ratunek było za późno. - Zdążyłam zapytać się Ani jak się czuje. Potem dostała maskę tlenową i straciła przytomność - płacze matka. Ania trafiła na OIOM, po kilku godzinach, mimo wysiłków lekarzy i operacji zmarła. Jaka była przyczyna? W szpitalu mówią, że wyjaśni to dopiero sekcja zwłok.

Rodzice chcą znać przyczynę tej tragedii. Obwiniają lekarzy o zaniedbania i znieczulicę. Dlatego powiadomili prokuraturę. - Wszczęliśmy postępowanie w sprawie narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i nieumyślne spowodowanie śmierci - potwierdza Beata Łęcka, szefowa Prokuratury Rejonowej Wrocław Psie Pole. Na wyniki sekcji zwłok czeka się do kilku miesięcy. A od tego zależy los śledztwa.

- Bardzo mi żal rodziców, wiem, że szukają winnych. A tu najbardziej winna jest śmiertelna choroba, jaką jest cukrzyca i jej powikłania - twierdzi doktor Faligowska.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska