Skąd taka popularność? - Wszyscy od lat obracamy się w tyglu muzyki popularnej, dźwięków bardzo podobnych do siebie. Powrót do ludowości to naturalna potrzeba szukania oryginalności - tłumaczy Małgorzata Majeran-Kokott.
Niedzielny, wczesnoporanny program w Radiu Wrocław jest czymś zupełnie innym niż komercyjna sieczka. Słuchacze cenią go za życzliwość, prostotę i rodzinną atmosferę. Choć mogliby się wyspać w niedzielny poranek, wstają i słuchają radia.
Niewątpliwie popularność "Koko Euro spoko" ma swoje korzenie w tęsknocie za prostotą i życzliwością, której brakuje chyba przede wszystkim mieszkańcom dużych miast.
Posłuchaj zespołu Marciny z Marcinowa koło Trzebnicy
Posłuchaj zespołu Smolniczanie ze Smolnika w gminie Leśna
Posłuchaj zespołu Sobótczana Biesiada z Sobótki
Posłuchaj zespołu Jaczowiacy z Jaczowa
- Nie mamy się czego wstydzić - zapewnia Krzysztof Skiba, znany showman, happener, rockowy muzyk i kulturoznawca. - Wszyscy jesteśmy ze wsi, skąd pochodzą nasze babcie. Wieś nosimy w sercu. Nie da się z Polaków masowo zrobić fanów hip-hopu. Muzyka ludowa gra nam w duszy, choć czasem się do tego nie przyznajemy - dodaje.
Na poparcie teorii o tęsknocie do ludowości Krzysztof Skiba przypomina karierę Kayah. - Nagrywała bardzo dobre płyty, doceniane przez krytyków, ale niewiele osób je kupowało. Była niszowa, dopóki nie przyjechał tajemniczy mężczyzna z Bałkanów (Goran Bregović, kompozytor, autor muzyki i producent ich wspólnej płyty "Kayah i Bregović" - przyp. red.), z bałkańskimi dźwiękami, a wszyscy usłyszeli ludową piosenkę "Prawy do lewego". Kluczem do jej popularności stała się muzyka ludowa - tłumaczy Skiba.
Krzysztof Skiba fenomenu popularności "Koko Euro spoko" upatruje także w autentyczności bijącej ze śpiewających kobiet. - Starsze panie nie robią sesji do plotkarskich portali, śpiewają radośnie. Może i są to częstochowskie rymy, ale z całości tryska autentyczność, prawda i radość życia - uważa.
A co stało się z polskim uwielbieniem dla celebrytów? - Niektóre gwiazdy nam się znudziły, Polacy są przecież przekorni. W końcu głosowali kiedyś na Stana Tymińskiego, nieznanego biznesmena startującego w prezydenckich wyborach - śmieje się znany showman.
Wojciech Krzak, antropolog kultury, współzałożyciel Kapeli ze Wsi Warszawa, dziś współautor projektu incarNations uważa, że "Koko Euro spoko" nie ma wiele wspólnego z powrotem do korzeni. - To, niestety, nie ma nic wspólnego z korzeniami. To są jakieś dziwne wizje przaśnej zabawy. Muzyka korzeni to nie zabawa, ale "uświadamianie" - mówi. - Wybór tego utworu jest symptomatyczny. Bo o ile te miłe panie po prostu wykonały jakiś utwór, co jest ich świętym prawem (choć twórcy powinni się wstydzić kopiowania tego zespołu z Rosji), o tyle fakt wyboru go przez gawiedź jest po prostu dowodem na upadek wychowania, kształcenia muzycznego - dodaje.
Jego zdaniem mówienie, że to pokazuje naszą tradycję, że Europa na to czeka, to... jest próżna nadzieja. Jak przekonuje, najpierw musi być jakość, a potem dorabianie ideologii. - Jeśli faktycznie Polacy chcieliby poznać muzykę korzeni, można by im puścić nagrania jakiegoś "korzennego" skrzypka. Myślę, że po 20 sekundach nagranie zostałoby wyśmiane przez większość. U nas po prostu ładnie się kojarzy żenująca muzyka opakowana w ludowy papierek - tłumaczy Krzysztof Krzak. Ale - dla uspokojenia emocji - dodaje: - Żeby tak nie pomstować, myślę, że trzeba po prostu za muzykę ludową XXI wieku uznać disco polo i w sumie wszystko się będzie zgadzać. Koko spoko... - konkluduje.
A co z fenomenem popularności muzyki ludowej? - Słowem "fenomen" możemy posługiwać się w przypadku kultur mających ciągły kontakt z tradycją - twierdzi Wojciech Krzak. - Przez lata ona ewoluuje, staje się częścią kultury współczesnej - jak w Stanach czy Wielkiej Brytanii. W Afryce kultura ludowa jest stałym elementem społeczeństwa. Fenomenem wówczas staje się przyjście na koncert artysty z Mali czy Armenii tysięcy ludzi - wylicza. Jak dodaje, w Polsce Peter Gabriel gra z zespołem Kroke, a Trebunie Tutki z Jamajczykami. I to jest fenomen. Natomiast to najczęściej ciągota do łatwej, prostej zabawy, czego przykładem są wyrastające tu i ówdzie "ludowe" przeboje, jak choćby ten na Euro. - To przeboje, które nie przeszkadzają w tańcu i wychyleniu kolejnego kielicha - podsumowuje antropolog kultury.
Na Dolnym Śląsku zespoły ludowe mają się coraz lepiej. Małgorzata Majeran-Kokott ocenia, że jest ich tutaj nawet 250, a osobiście zna około 200.
Jedna z najpopularniejszych dolnośląskich grup to Zespół Folklorystyczny Kostrzanie. - Po trzech latach udało nam się zdobyć nowe dzieci, te najmłodsze, z klas 1-3 - cieszy się Zbigniew Suchyta, burmistrz Strzegomia, pracujący z Kostrzanami ponad 20 lat.
Zespół pokazał dzieciom ludowe stroje, zabrał je na wycieczkę do schroniska w Lubachowie. Było fajnie, dzieci się zaprzyjaźniły, spodobały im się stroje. I zostały. Jest ich w zespole prawie czterdzieści.
Chyba najciekawsze jest, że w prawie czterdziestoletniej historii Kostrzan jego członkowie nie uciekają od muzykowania. Aleksandra Suchyta ma dziś 28 lat, studiuje we Wrocławiu, nie wybrała żadnego z wrocławskich zespołów. Woli wracać na próby do rodzinnej miejscowości.
Zespół starannie przygotowuje swoje programy, czerpiąc pełnymi garściami z muzycznej ludowej tradycji. Śpiewają i tańczą na nutę krakowską, z okolic Przeworska, Łowicza, Rzeszowa, tańczą narodowe tańce z Mazur. Właśnie przygotowują program rodem ze Spisza. Są swoistym tyglem, lustrem dla mieszkańców Dolnego Śląska, przybyłych tu przecież z wielu stron.
Kostrzanie nie tylko śpiewają i tańczą, pielęgnują też inne regionalne tradycje. Chodzą z traczykiem, czyli drewnianym barankiem z piłą przy nóżkach, pochodzącym z dawnego krakowskiego zwyczaju związanego ze Zmartwychwstaniem Chrystusa i zbierają datki. Prezentują łowickie obyczaje dożynkowe, pokazują, jak bawiono się w karczmie w okolicach Rzeszowa. - Ale najwięcej jest tańca i śpiewu - podkreśla Zbigniew Suchyta.
- Oprócz sztuki ludowej, dbamy też o inne tradycje: szanujemy się wzajemnie, pokazujemy młodym, jak spędzać czas wolny. U nas od dziecka nie śpiewa się na ludowo w domach, trzeba przyjść do zespołu. Tradycje śpiewania w domu są przecież wciąż żywe na Podhalu, na Kaszubach - dodaje.
Z folkloru góralskiego czerpią Golec uOrkiestra - grupa założona przez braci Golców pochodzących z Żywca, Zakopower - dziś superpopularna grupa Sebastiana Karpiela-Bułecki. Ta ostatnia łączy tradycyjne góralskie melodie z muzyką klubową. Tworzący ją muzycy współpracowali z Kayah i Mamadou Dioufem - wokalistą z Senegalu. I jakoś nikt się nie czepia, że nie są autentyczni...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?