Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Hugo Steinhaus - niezrównany król równań

Redakcja
Hugo Steinhaus, Wrocław, 1967 rok. W tym roku mija 40. rocznica śmierci i 125. rocznica urodzin uczonego
Hugo Steinhaus, Wrocław, 1967 rok. W tym roku mija 40. rocznica śmierci i 125. rocznica urodzin uczonego Bogdan Lopienski / FORUM
25 lutego minęła 40. rocznica śmierci Hugona Steinhausa, legendarnego lwowskiego matematyka i wzorca... humanisty, który po wojnie tworzył wrocławską naukę. Tę niezwykłą postać przypomina Jacek Antczak

Określenie Hugona Steinhausa mianem wybitnego polskiego matematyka, nawet z dopiskiem "światowej klasy", byłoby zubożeniem wspomnienia o tym wielkim człowieku. Jego przyjaciele, uczniowie, współpracownicy, wyliczając jego osiągnięcia czy zalety, dodają też: arystokrata ducha, przenikliwy obserwator życia we wszelkich jego przejawach, oryginalny myśliciel, obdarzony ciętym dowcipem mistrz słowa i wielki uczony, który nie tylko za pomocą zastosowania wzorów matematycznych potrafił rozwiązywać i perfekcyjnie analizować najbardziej skomplikowane zadania, stające przed człowiekiem XX wieku. Czasem wystarczyło jedno zdanie, by trafić w sedno naszej egzystencji. Udawało się to właśnie jemu, gdyż:
Większość ludzi jest zbyt ostrożna, żeby nabrać się na prawdę

Pełen niewiadomych i trudnych rozwiązań życiorys profesora Steinhausa można odbierać także jako indywidualny przykład dramatycznej historii Polski dwudziestego stulecia.

Urodził się 14 stycznia 1887 roku w Jaśle (w tym roku przypada więc także 125. rocznica urodzin), gdzie mieszkał do rozpoczęcia studiów matematycznych na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie. Tytuł doktora filozofii uzyskał w Getyndze. Był legionistą, walczył w I wojnie światowej, potem pracował w Centrali Odbudowy Kraju w Krakowie, a w 1917 roku habilitował się na lwowskiej Alma Mater.

W 1920 r. został profesorem i kierownikiem I Katedry Matematyki lwowskiego uniwersytetu. Stał się jednym z współtwórców słynnej do dziś na całym świecie "lwowskiej szkoły matematycznej", autorem dziesiątek, a potem setek publikacji naukowych i popularnonaukowych, legendarnym wykładowcą. Ale również jedną z najbarwniejszych, niezapomnianych postaci intelektualnego środowiska ówczesnego Lwowa i uczestnikiem spotkań uczonych w kawiarni Szkockiej, gdzie poza kwitnącym życiem towarzyskim powstawały też najoryginalniejsze teorie, z których słynęli polscy matematycy. Przy-najmniej od czasu, gdy żona Steinhausa kupiła im zeszyt, by ich "twierdzeń" i odkryć zapisanych na kawiarnianych serwetkach nie sprzątały im sprzed nosa i nie wyrzucały do śmieci kelnerki Szkockiej, co się nieraz zdarzało. Bo jak pisał Steinhaus:
Łatwo z domu rzeczywistości zajść do lasu matematyki, ale nieliczni tylko umieją wrócić.

Marek Krajewski, wrocławski pisarz i filolog klasyczny, niezwykle dbający o realia epoki, którego bohater, komisarz Edward Popielski jest niespełnionym matematykiem, nie omieszkał umieścić postaci uczonego w "Głowie Minotaura" (pierwszy z kryminałów osadzonych w przedwojennym Lwowie).

- O Steinhausie opowiadał mi wielokrotnie mój mistrz, profesor Jerzy Łanowski. Czytałem też jego wspomnienia i dostrzegłem, jaki to był wielki mistrz słowa, którego paradoksy językowe z punktu widzenia literackiego są fascynujące. Postawiłem to wykorzystać - tłumaczy Krajewski. - W scenie spotkania lwowskiego Towarzystwa Matematycznego Steinhaus zabiera więc głos i używa łacińskiego sformułowania, które idealnie oddaje sytuację. To sformułowanie nie istnieje, wymyśliłem je, ale mam wrażenie, że profesor, obdarzony niezwykłym poczuciem humoru, nie miałby mi tego za złe.
W 1938 roku Steinhaus publikuje "Kalejdoskop matematyczny", przetłumaczony na dziesięć języków. Ale rozgłos zagłusza zawierucha wojenna. We Lwowie najpierw rządzą Sowieci, potem Niemcy.

W czasie okupacji niemieckiej uczony pochodzenia żydowskiego wykazuje się niezwykłą odwagą. Zmienia tożsamość, przyjmuje pospolite nazwisko i stara się upodobnić do chłopa, "pomocnika wiejskiego organisty", i ukrywa się pod Lwowem, żyjąc w nędzy. Potem przenosi się do Berdechowa, gdzie prowadzi tajne nauczanie geografii, francuskiego i matematyki. Po latach, jak zwykle zwięźle i trafnie, podsumuje: Tuż po kapitulacji Niemiec Steinhaus trafia do Breslau, które przeistacza się we Wrocław.

"Nie widziałem, żeby ktoś bił lub potrącał Niemców, a są tam w milicji polskiej i tacy, co pod batem we Wrocławiu plantowali lotnisko. (...) Zagadnienie niemieckie nie jest rozwiązane przez to, że 10 000 Polaków rządzi kolonialnie, i to bez widocznej siły, dwustoma tysiącami Niemców. Bo ci Polacy nie mogą opanować niemczyzny, która jest w owych willach (...) i w dziełach Hoelderlina, Goethego, Schopenhauera, w mieszkaniach, gdzie szabrownicy zdarli obicia, ale zostawili genius loci" - odnotowuje 16 października 1945 roku w swoim pamiętniku.

Staje się jednym z wielkiej czwórki matematyków, którzy organizują nie tylko wydział matematyczno-chemiczny, ale i całą uczelnię, na początku będącą "Uniwersytetem - Politechniką" oraz środowisko naukowe i intelektualne w "nowym" polskim mieście.

Prowadzone przez Steinausa niemal przez całe życie "Wspomnienia i zapiski", które ukazały się po raz pierwszy dopiero po 1989 roku w Londynie, to pełna błyskotliwych spostrzeżeń, pasjonująca panorama epoki. To opowieść nie tylko o samym Steinhausie, ale i o setkach bliskich mu ludzi, dramatycznych wydarzeniach. O polityce i prywatności. O Polsce i matematyce. O wojnie i życiu intelektualistów w stalinizmie i PRL-u. I o Wrocławiu.

"Pojechałem do Wrocławia 14 listopada (1945 roku - przyp J.A.) rano. Jechała z nami Żydówka o pełnym głosie ucharakteryzowana na lwowiankę z Warszawy - mówiła cały czas, tzn. od 8 do 6 godziny, bez przerwy; kiedy przerywała, to tylko żeby śpiewać (...) Piłem herbatę w Opolu, właśnie wtedy Sowiety rabowały mieszkanie restauratora. (...) Profesor Konopiński twierdzi, że najwięcej »rabuje« bezpieka, potem »milicja«, potem szabrownicy, a Moskale dopiero na czwartym miejscu. (...) Objąłem urzędowanie dziekana, 19 listopada zaczynam wykładać. (...) Wrocław zaczyna być miastem. Co się dało skraść, skradziono. (...) Na placu Grunwaldzkim bezustanna bitwa pod Grunwaldem. Z jednej strony tysiące łapserdaków w butach z cholewami, obarczonych plecakami, kanciarze, szabrownicy, rozwłóczeni żołnierze, Sowiety, Żydzi-wszystkoroby, paniusie skromnie spekulujące i pospolici złodzieje, z drugiej Niemcy z białymi opaskami, Niemki w spodniach wlokące jakieś wózki, manatki, tłumoczki; mówią wolapikiem, szachrują, oglądają, oddają, wracają, pakują i popychają się, największa kupa dziadów na największej kupie cegieł i rumowiska w Europie".

Matematyka podobna jest do wieży, której fundamenty położono przed wiekami, a do której dobudowuje się coraz wyższe piętra. Aby zobaczyć postęp budowy, trzeba iść na piętro najwyższe, a schody są strome i składają się z licznych stopni. Rzeczą popularyzatora jest zabrać słuchacza do windy, z której nie zobaczy ani pośrednich pięter, ani pracą wieków ozdobionych komnat, ale przekona się, że gmach jest wysoki i że wciąż rośnie - napisał kiedyś w tekście "Czem jest matematyka". Był niestrudzonym wykładowcą i wychowawcą wielu wybitnych uczonych (na przykład dwóch późniejszych wrocławskich rektorów - profesorów Romana Dudy i Kazimierza Urbanika). Kiedyś poprowadził wykład dla dwóch studentów, uzasadniając to łacińską sentencją "Tres faciunt collegium" ("Troje czyni kolegium"), ale gdy innym razem powołał się na to hasło jedyny student, który przyszedł na jego zajęcia, a uczony i tak rozpoczął dla niego wykład, Steinhaus ripostował: "Jest nas przecież trzech, przecież Bóg jest obecny zawsze i wszędzie".

Profesor Hugo Steinhaus kochał matematykę, ale chyba jeszcze bardziej polszczyznę. To była miłość bezkompromisowa do tego stopnia, że jeszcze przed wojną, po reformie ortograficznej, której nie akceptował, zastrajkował i wszystkie swoje teksty pisał według dawnych reguł. Był przecież autorem "Słownika racjonalnego", w którym genialnie ("geniusz - gen i już") bawił się językiem ("pies owczarski - hitlerowiec") i rozbrajał czytelników dowcipem ("Czytelnik tego słownika - mój wróg za - żarty").

Wybitnemu uczonemu, który jak nikt potrafił wdrażać i pokazywać zastosowania matematyki w wielu dziedzinach (medycynie, przemyśle, statystyce itd.), niezbyt podobały się komunistyczne sposoby na upowszechnianie oświaty w latach powojennych. Jak wspomina profesor Roman Duda, student Steinhausa, a potem rektor Uniwersytetu Wrocławskiego, stwierdził wtedy ostro:
"Że można dziś czytać, pisać i publikować, nie przestając być analfabetą".

To (s)twierdzenie Steinhausa, podobnie jak dziesiątki innych wnikliwych obserwacji różnych przejawów życia społecznego, mimo zmiany ustroju, pozostaje aktualne do dziś. Dlatego lwowsko-wrocławski profesor jest dziś patronem wielu prestiżowych nagród, stypendiów, instytucji. Na Politechnice Wrocławskiej od 20 lat działa Centrum im. H. Steinhausa, przy ul. Włod-kowica lada dzień ruszy kawiarnia Steinhause, którą tworzy fizyk, syn profesora matematyki Bolesława Gleichgewichta, przyjaciela Steinhausa, Aleksander Gleichgewicht. A sam uczony do końca życia pozostał patronem inteligencji czy też po prostu mądrości. Pokazał to w końcu lat 60., gdy zatelefonowano do niego z informacją, że za godzinę na dworcu we Wrocławiu zjawi się delegacja radzieckich uczonych i profesor musi ich powitać. Steinhaus odpowiedział: - Drogi kolego, jestem zdrowy na umyśle, natomiast słaby na ciele. Gdyby było na odwrót, pospieszyłbym niezwłocznie.

* Korzystałem m.in. z gawęd o Steinhausie przygotowanych dla Programu Drugiego Polskiego Radia oraz książek Hugona Steinhausa "Wspomnienia i zapiski" i "Słownik racjonalny". Jacek Antczak

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska