Fragment dialogu podczas dzisiejszej rozprawy:
Sędzia Marcin Sosiński do oskarżonego:Jak pan myśli jak pokrzywdzony czuł się w bagażniku?
Oskarżony Maksymilian T.:Niekomfortowo...
Sędzia- Dlaczego? Bo nie miał pasów zapiętych?
(...)
Oskarżony: - Chciałem żeby pokrzywdzony wyszedł z warsztatu nie rzucając się w oczy. Do auta na siedzenia schowałem narzędzia, bo zawsze je wożę do domu. I wziąłem pana do bagażnika.
Sędzia - Zaprosił go pan?
Oskarżony - Za ręce zaprowadziłem.
Sędzia: Woził pan kiedyś kogoś w bagażniku? Może to jest norma, że wozi pan klientów w bagażniku?
Maksymilian T. - przepytywany wczoraj we wrocławskim Sądzie Okręgowym - to jeden z szefów warsztatu samochodowego przy ulicy Strzegomskiej we Wrocławiu.
Prokuratura zarzuca mu udział w linczu na mężczyźnie, który - w czerwcu ubiegłego roku - próbował ukraść BMW spod warsztatu. Razem z Maksymilianem T. na ławie oskarżonych zasiadają trzy osoby.
To Maksymilian T. zauważył jak dwóch mężczyzn wypchało BMW spod warsztatu na ulice. Złapał jednego z nich zaprowadził do warsztatu, , skrepował mu ręce plastikową taśmą i zadzwonił po wspólnika i dwóch znajomych.
Według prokuratury złodziej był torturowany, straszony, przypalany lutownicą i wożony w bagażniku samochodu. Maksymilian T. w śledztwie przyznał, że było bicie. Choć nie młotkiem i bez przypalania lutownicą i że były groźby. Przyznał, że - na koniec - gdy chciał złodzieja wypuścić - zawiózł go w bagażniku do lasu i jeszcze postraszył. Ale pogodzili się a złodziej rozumiał jego postawę.
Dziś na rozprawie oskarżony złagodził opis zdarzenia. Gróźb - jak twierdzi - nie było ani bicia. Tylko rozmowa.
- Taka spokojna? Literackim językiem? Bez przekleństw? - Dociskał sędzia Sosiński. - Z przekleństwami - przyznał oskarżony. - Padały groźby? - dopytywał sędzia. - Myślę, że nie - usłyszał w odpowiedzi.
A dlaczego w ogóle to zrobił? Dlaczego nie zadzwonił na policję i nie oddał złodzieja w ręce funkcjonariuszy? Maksymilan T. dziś wie, że popełnił błąd. Kilka razy podkreślał, że działał pod wpływem emocji. Że wcześniej warsztat był okradany i to nie raz.
Policja umarzała sprawę za każdym razem. Z warsztatu raz zginął mu raz majątek wart przeszło 60 tysięcy złotych. - Ledwo się podźwignąłem - mówił Maksymilian T. Podejrzewał, że ze złodziejami współdziałał jakiś pracownik. Dlatego chciał przepytać złodzieja.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?