W wyniku eksplozji w powietrze wyleciała część peronowej restauracji, obok której podłożono ładunek wybuchowy, oraz zniszczony został fragment peronu. Eksplozja nastąpiła dokładnie w momencie, gdy na wrocławski dworzec wjechał osobowy pociąg wojskowy i wysiedli z niego niemieccy żołnierze udający się na urlop.
W wyniku wybuchu zginęły najprawdopodobniej 4 osoby, a kilkanaście zostało rannych. Był to trzeci udany zamach bombowy przeprowadzony w Rzeszy przez „Zagralin” – oddział sabotażowo--dywersyjny Armii Krajowej. W lutym 1943 roku członkowie tej elitarnej jednostki w strukturach AK dokonali dwóch podobnych zamachów na dworcach w Berlinie. W formacji „Zagralin” służyło 18 osób, ale wrocławską akcję przeprowadziły tylko cztery. Dowodził nimi porucznik Bernard Drzyzga, urodzony na Górnym Śląsku, biegle władający językiem niemieckim. Był zawodowym żołnierzem, po kampanii wrześniowej trafił do obozu pracy, skąd po prawie trzech latach udało mu się zbiec. Zmarł w 1994 roku w Anglii, i to właśnie jemu zawdzięczamy wiedzę o zamachach na terenie Rzeszy, opisanych we wspomnieniach wiele lat po wojnie.
Do grupy dywersyjnej we Wrocławiu należało też małżeństwo Józefa i Stefanii Lewandowskich. Józef mieszkał w Bydgoszczy, ale urodził się w Berlinie i jako przedstawiciel niemieckich firm budowlanych prowadził biuro w centrum Warszawy. Często podróżował służbowo na trasie Warszawa– Berlin i jako obywatel niemiecki nie wzbudzał podejrzeń żandarmów kontrolujących podróżnych, co znacznie ułatwiało mu działalność dywersyjną. Dzięki autentycznym dokumentom, także sprawdzonym na dworcu we Wrocławiu, nie zrewidowano mu walizki, w której przewoził bombę.
Czwartą uczestniczką akcji była kuzynka Lewandowskiego Maria Wasilewska. Cała grupa przyjechała do Wrocławia z Warszawy dzień wcześniej, przenocowali w jednym z konspiracyjnych mieszkań. Następnego dnia tuż po godzinie 5 rano byli już na Dworcu Głównym, gdzie szybko wmieszali się w tłum, nie wzbudzając żadnych podejrzeń. W toalecie jednej z restauracji Józef Lewandowski uzbroił bombę, nastawił zegar, a następnie postawił walizkę koło peronowej ławki. Wybuch nastąpił dokładnie o 5.41 rano. Bernard Drzyzga dołączył do tłum uciekających z dworca przerażonych ludzi, zaś pozostała część grupy wsiadła wcześniej do pociągu odjeżdżającego do Brzegu. Choć Wrocław przeżył już jeden zamach, kiedy to w sierpniu 1940 roku członkowie Związku Odwetu podłożyli bombę ze-garową w poczekalni Dworca Głównego, ten postawił na nogi wszystkie służby w mieście.
Szczątki ładunku wybuchowego naprowadziły śledczych na polski ślad. Niemal natychmiast zarządzono blokadę i przeprowadzono rewizje wśród Polaków mieszkających w stolicy Dolnego Śląska. Jednak te działania na nic się zdały, bo zamachowcy z niemieckimi dokumentami tożsamości spokojnie opuścili miasto. Nazistowskie władze doskonale wiedziały, że zamachy w Berlinie i Wrocławiu mogą wywołać strach, dlatego gazety pisały o nich raczej oszczędnie, nie podając nigdy faktycznej liczby ofiar.
Autor jest dyrektorem Muzeum Miejskiego Wrocławia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?