Tadeusz Drab - wicemarszałek Dolnego Śląska i szef PSL-u w województwie dolnośląskim - został skazany na rok więzienia w zawieszeniu i grzywnę za składanie fałszywych zeznań. Z ustaleń sądu wynika, że kłamał w śledztwie, żeby kryć pijanego policjanta, który prowadził samochód i spowodował wypadek. Drab przekonywał, że to on, nie policjant, prowadził auto.
Wyrok wrocławskiego sądu rejonowego z grudnia ubiegłego roku uprawomocnił się w maju. Zgodnie z prawem Drab automatycznie powinien stracić funkcję wicemarszałka i pracę w zarządzie. Co więcej, zgodnie ze statutem PSL-u, przestał być członkiem tej partii.
Rzecz w tym, że Drab o swoich problemach nikomu nie powiedział. Sprawa wyszła na jaw wczoraj, gdy ujawniła ją "Gazeta Wyborcza Wrocław".
Politycy rządzącej Dolnym Śląskiem koalicji i opozycji są zgodni - Drab powinien odejść z zarządu województwa.
Zaskoczeni informacją o wyroku są wszyscy. Także partyjni koledzy Tadeusza Draba. Nawet nieprzychylni mu działacze PSL-u nie mieli pojęcia o całej sprawie.
PiS zażądał od marszałka Marka Łapińskiego, by jak najszybciej złożył wniosek o odwołanie Draba.
Jednak Łapiński zaapelował wczoraj do swojego zastępcy, by sam podał się do dymisji. Tego samego oczekują działacze PSL.
- Mam nadzieję, że reakcja marszałka Tadeusza Draba będzie właściwa - mówi szef klubu radnych PSL Wojciech Smoliński.
Zgodnie z prawem Drab automatycznie powinien stracić funkcję wicemarszałka i pracę w zarządzie.
Sam Drab w wywiadzie dla Radia Wrocław zapowiedział, że dymisji nie złoży. Prawdopodobnie dlatego w piątek w trybie pilnym został wezwany do warszawskiej centrali Polskiego Stronnictwa Ludowego. Według nieoficjalnych informacji, rozmawiał o całej sprawie z szefem partii Waldemarem Pawlakiem.
Co zrobi teraz marszałek Łapiński? W poniedziałek ma się spotkać z przewodniczącym sejmiku Jerzym Pokojem. Będą rozmawiać o procedurze odwołaniu Draba, gdyby ten nie podał się do dymisji.
Na poniedziałek wyznaczono również spotkanie Łapińskiego z szefami klubów radnych PO i PSL-u.
- PSL musi sobie z tą sprawą poradzić - mówi szef sejmikowych radnych PO Jarosław Charłampowicz.
- W naszej partii potrzebna jest reakcja ozdrowieńcza - powiedział nam wczoraj Tadeusz Samborski, były poseł PSL.
Jest on uznawany za jednego z największych krytyków Tadeusza Draba. Już jesienią ubiegłego roku zaatakował go podczas posiedzenia rady naczelnej PSL. Samborski nie zostawił suchej nitki na stylu, w jakim Drab sprawuje władzę w wojewódzkim PSL-u. Odpowiedzią były próby usunięcia Samborskiego z partii.
Były poseł miał być liderem listy kandydatów PSL-u do Sejmu w 2007 roku. Ale zamiast niego Drab na pierwsze miejsce wstawił Leszka G., szefa Izby Rolniczej, aresztowanego niedawno w związku z aferą z rozdzielaniem unijnych dotacji w Izbie.
- Powinno się wyrzucić wszystkich tych, którzy tworzyli w partii atmosferę aprobaty dla Draba - komentuje teraz Samborski.
Kazimierz Burtny, szef PSL w powiecie legnickim, zapowiada, że grupa działaczy będzie chciała szybko doprowadzić do odwołania Draba z funkcji szefa dolnośląskiego PSL-u.
Tadeusz Drab będzie drugim wicemarszałkiem, którego w najbliższym czasie trzeba będzie zastąpić. Właśnie trwają poszukiwania następcy Piotra Borysa z PO, który został europosłem.
Przypomnijmy też, że Drab nie jest pierwszym członkiem zarządu województwa, który ma problemy. Choć jego sprawa jest najpoważniejsza. Kłopoty miał Piotr Borys, gdy wyszedł na jaw bałagan w rozdzielaniu unijnych dotacji. W efekcie nadzór nad pieniędzmi z Unii powierzono Drabowi.
Kazimierz Burtny, szef PSL w powiecie legnickim, zapowiada, że grupa działaczy będzie chciała szybko doprowadzić do odwołania Draba.
Kłopoty miał też członek zarządu województwa Grzegorz Roman. Z tajnych nagrań CBA wynikało, że - będąc jeszcze urzędnikiem w magistracie - co najmniej dwa razy pomagał koledze biznesmenowi w zdobyciu kontraktów.
Żeby się św. Hubert nie obraził
Wieczorem 13 listopada 2005 roku przy ul. Wrocławskiej w Sobótce łada niva uderzyła w bramę
jednej z posesji.
Nie było świadków. Patrol drogówki zastał przy aucie pijanego wrocławskiego policjanta Marka W. Miał przeszło 1,7 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Próbował uprosić kolegów z drogówki, by zatuszowali sprawę. Nie zgodzili się.
Wtedy z telefonu komórkowego zadzwonił do Tadeusza Draba. Znali się z koła łowieckiego "Puchacz". Panowie twierdzili potem zgodnie, że wracali razem z polowania. Marek W. ustrzelił jelenia, a Drab dał mu wódki z myśliwskiej manierki. "Żeby się św. Hubert nie obraził" - tłumaczył Drab w fałszywych zeznaniach. Przekonywał, że to on prowadził samochód i spowodował wypadek. Wtedy zorientował się, że nie ma przy sobie prawa jazdy i "okazją" pojechał po nie do swego domu w sąsiedniej wiosce. Prokuratura i sąd nie uwierzyły. Badania śladów zapachowych z udziałem specjalnie szkolonych psów, wykluczyły, by prowadził Drab.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?