Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Metropolita wrocławski: Pisałem do Mikołaja, marzyłem o wozie strażackim (WYWIAD)

Robert Migdał
Tomasz Hołod
Jak wspomina Boże Narodzenie z dzieciństwa? Czy na stole w jego domu było zawsze 12 potraw? I dlaczego nie wyobraża sobie wigilii bez rodziny? O swoich świętach opowiada ksiądz arcybiskup Józef Kupny, metropolita wrocławski

Wyobraża sobie Ksiądz Arcybiskup święta spędzone bez rodziny?
W naszej kulturze święta Bożego Narodzenia są bardzo mocno związane z rodziną. Dlatego jest mi bardzo trudno sobie taką sytuację wyobrazić. Nawet kiedy byłem poza domem, na parafii, kiedy spożywałem wieczerzę wigilijną z księżmi, z którymi pracowałem, to znajdowałem zawsze trochę czasu, żeby pojechać do rodziny, do mamy, żeby w tym dniu spotkać się z najbliższymi.

Rodzina jest dla Księdza fundamentem?
Wielkim oparciem. Mam to szczęście, że rodzinę zawsze miałem w zasięgu ręki i zawsze miałem w niej oparcie. Górny Śląsk, z którego pochodzę, cechuje to, że wszyscy mieszkają blisko siebie. Ślązacy żyją bardzo rodzinnie. Te więzi są bardzo mocne. Pamiętam z dzieciństwa, jak rodzice zabierali nas do dziadków na święta, a nasze rodziny były wielodzietne. Do dzisiaj zastanawiam się, jak myśmy mogli wszyscy się pomieścić, skoro ze strony mojej mamy było ośmioro dzieci, a każdy przyjeżdżał ze swoją rodziną. Dzieci biegały po podwórku, mężczyźni siedzieli przy stole, kobiety w kuchni się krzątały. Do momentu śmierci dziadków obowiązkowo cała rodzina gromadziła się wokół nich. W takim klimacie zostałem wychowany. Kiedy później moja siostra i ja opuściliśmy dom, to święta były tym momentem, w którym się wszyscy spotykaliśmy.

Jak wyglądała Wigilia i święta w Księdza rodzinnym domu?
Były zupełnie inaczej przeżywane niż obecnie. One naprawdę rozpoczynały się w Wigilię. Nie było takiej wspaniałej oprawy, bo dzisiaj już w okresie adwentu mamy przystrojone ulice, witryny sklepowe, już się czuje atmosferę świąteczną. W czasach mojego dzieciństwa ze wszystkim czekaliśmy do Wigilii. I nawet choinkę ubieraliśmy w Wigilię rano.

Razem z siostrą robiliście ozdoby?
Łańcuchy z papieru, wieszaliśmy pierniczki, które mama piekła. I cukierki...

Te słodycze pewnie kusiły?
Tak bardzo, że je podkradałem z choinki (uśmiech). Mama nie mogła się nigdy doliczyć tych cukierków. Zawsze, przeze mnie, brakowało.

Wigilia była wyczekiwanym dniem?
Jako dzieci patrzyliśmy z siostrą przez okno, czy jest już pierwsza gwiazdka, pytając: "Mamuś już? Czy już widać?". Bo tak byliśmy spragnieni tego, żeby zasiąść do stołu, no i żeby otrzymać prezenty. Mama zawsze potrafiła utrzymać w tajemnicy, co dostaniemy. Dopiero w Wigilię dowiadywaliśmy się i zawsze to była niespodzianka.

Pisał Ksiądz list do Świętego Mikołaja?
Oczywiście. Jednego roku bardzo chciałem dostać samochód straży pożarnej. I znalazłem go pod choinką. Nigdy nie mieliśmy z siostrą bardzo wygórowanych marzeń, zawsze cieszyliśmy się z tego, co dostaliśmy. Pamiętam, że pod choinką, ten jeden raz w roku, leżały pomarańcze. Były dobrem rzadkim - czytaliśmy w gazetach, jak to "statki z Kuby z pomarańczami dopływają do Polski". I czekaliśmy na nie. Były też inne słodycze, zwłaszcza czekolady, które uwielbiałem.

O TRADYCYJNYCH POTRAWACH WIGILIJNYCH W DOMU PRZYSZŁEGO KAPŁANA CZYTAJ NA NASTĘPNEJ STRONIE (KLIKNIJ)
Wigilia pewnie kojarzy się Księdzu też z krzątaniem w kuchni, z zapachami unoszącymi się w powietrzu...
Oj tak, mama pysznie gotowała. Te zapachy nęciły, zwłaszcza że bardzo przestrzegaliśmy, żeby Wigilia była dniem postnym. Mniej jedliśmy na śniadanie, w ciągu dnia tak samo - i dzięki temu nie mogliśmy się doczekać tej wieczerzy.

Na stole było 12 potraw?
Nie przypominam sobie, żeby było ich aż tyle. Było mniej, ale stół był bogato zastawiony. Te wieczerze były też skromniejsze niż dzisiaj.

Czego na pewno nie mogło zabraknąć na stole?
Zawsze musiał być opłatek, którym się łamaliśmy. Sianko pod obrusem - polskiej tradycji ściśle przestrzegaliśmy. A, i mama pieniądze kładła na stole, żeby bogato w domu było.

A jakie smakołyki?
Zupa rybna. I moczka - zupa z piernika...

Na słodko?
Oj tak. Były w niej rodzynki. Pyszna. Był też karp, ale specjalnie dla nas, dzieci, mama robiła filety, bo nie lubiliśmy wybierać ości. Gotowała też kompot z suchych śliwek - miał specyficzny smak. No i makówki...

Czyli kluski z makiem?
Niezupełnie. To jest taka bułka z makiem, z bakaliami.

Łamaliście się opłatkiem, składaliście sobie życzenia. Pamięta Ksiądz jakie?
Zawsze zdrowia, szczęścia, żebyśmy się dobrze uczyli. To były takie rodzinne życzenia. Zwykłe, ale składane od serca.

Telewizor był wyłączony na święta?
Rodzice bardzo późno kupili telewizor i przez lata byliśmy nauczeni, że w domu zajmujemy się sami sobą, sami sobie organizujemy czas, rozrywkę. Święta były więc bez telewizora. Po Wigilii śpiewaliśmy kolędy. I to po kilka zwrotek, a nie tylko jedną czy dwie pierwsze. Potem mieliśmy czas, żeby zabawkami się pobawić, mama wtedy zmywała i w nocy szliśmy całą rodziną do kościoła na pasterkę. Wracaliśmy bardzo późno, ale dzięki temu w pierwszy dzień świąt mogliśmy sobie dłużej po-spać.

GDZIE W TYM ROKU METROPOLITA SPĘDZI ŚWIĘTA? CZYTAJ NA NASTĘPNEJ STRONIE (KLIKNIJ)
Pierwszy i drugi dzień świąt to...
…dom pełen gości. Dom pełen rodziny. To był czas upragniony, myśmy naprawdę na niego czekali. Eksplozja radości.

Jak wyglądały już dorosłe święta Księdza Arcybiskupa?
Nie było świąt, w czasie których nie spotkałbym się z rodzicami, a w tej chwili tylko z mamą, siostrą i jej rodziną. Bo nawet kiedy byłem na stypendium habilitacyjnym w Niemczech, to wracałem do Polski. Przerażało mnie to, co tam, na Zachodzie widziałem. To było 20 lat temu: już po 1 listopada na ulicach, w sklepach - widać było choinki i bożonarodzeniowe ozdoby.

To tak jak u nas teraz - reklamy nas atakują wiele tygodni przed Gwiazdką, żebyśmy kupowali prezenty...
Przez to magia świąt się "rozmywa", a po świętach wszystko szybko znika. Już sklepy przygotowują się na coś nowego.

Na poświąteczne wyprzedaże.
Właśnie. A kiedyś Boże Narodzenie trwało i trwało. Aż do uroczystości Trzech Króli. Dłużej się śpiewało kolędy w kościele. Dłużej czuło się tę podniosłą atomosferę.

Na te święta Ksiądz Arcybiskup zostaje we Wrocławiu i cała rodzina zjeżdża do Księdza?
W tym roku jadę do mamy, do której zjedzie się na święta cała moja najbliższa rodzina. Dwie godziny autostradą na Górny Śląsk to żaden problem...

Józef Kupny
Urodziny obchodzi 23 lutego. Na świat przyszedł w 1956 roku w Dąbrówce Wielkiej. Święcenia kapłańskie przyjął 31 marca 1983 w Katowicach. 18 maja 2013 r. ogłoszony został arcybiskupem metropolitą wrocławskim. Jest doktorem nauk humanistycznych w zakresie filozofii i socjologii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska