Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marek Rożej: Natalia Kaczmarek nie grzeszy ani spóźnialstwem, ani chipsami (WIDEO)

Jakub Guder
Jakub Guder
Wideo
emisja bez ograniczeń wiekowych
- Czy brak medalu w Paryżu będzie rozczarowaniem? Dyplomatycznie powiem: wszystko idzie w dobrą stronę - mówi Marek Rożej (AZS AWF Wrocław), trener Natalii Kaczmarek (Podlasie Białystok), wicemistrzyni świata na 400 m.

Wrócił Pan z Teneryfy, za kilka dni wyjazd na kolejny obóz do RPA. Już raz tam byliście w tym roku.
Zgadza się. Na tym polega praca w sporcie wyczynowym - na ciągłych podróżach. Trzy dni temu wróciliśmy z Teneryfy, a za trzy wylatujemy do Afryki.

Od wielu lat nasi lekkoatleci latają na obozy do Potchefstroom pod Johannesburgiem. Dlaczego akurat tam?
Dużo podróżujemy, ale dla naszych konkurencji nie znaleźliśmy lepszego ośrodka. Składa się na to wiele czynników. Kiedy u nas jest zima, tam mamy lato i pewną temperaturę - ponad 30 stopni. Trenujemy na płaskowyżu na wysokości 1350 m nad poziomem morza. Dla sprintu to bezpieczna wysokość, nie robi nam to żadnej krzywdy przy mocnym treningu. Nie zmieniamy też strefy czasowej. To tylko godzina różnicy. No i przede wszystkim baza treningowa - świetny jest stadion. Do tego 400-metrowa bieżnia trawiasta i potężna siłownia.

Jak się biega po trawie?
Głównie trenujemy na tartanie, ale trawa to fajne odciążenie. Stawy nie są aż tak narażone na kontuzje. To bardzo dobrze utrzymana trawa, cieniutka. Nie byłem na Wimbledonie, ale ona jest też równa i bezpieczna.

W Potchefstroom spotyka się cały lekkoatletyczny świat?
Tak. Zimą jest tam większość tych znaczących nacji z Europy. W styczni byli Brytyjczycy, Francuzi, Włosi, Niemcy. Ci, którzy się liczą i myślę poważnie o igrzyskach. Dużo jest w RPA oszczepników, łącznie z mistrzem olimpijskim z Indii (Neeraj Chopra). Byli skoczkowie wzwyż, mistrzowie olimpijscy z Tokio Barshim i Tamberi. Przyjeżdżają więc najlepsi.

A RPA to przyjazny kraj? W telewizji czy w internecie to państwo pełne kontrastów i drutów kolczastych wokół posesji.
Byliśmy tam pewnie blisko 20 razy i nie spotkała nas żadna przykra sytuacja. Zawsze nas wszyscy przestrzegają jednak, żeby po zmroku poza ten teren nie wychodzić. Na co dzień jesteśmy zamknięci w ośrodku akademickim, który ma całodobową wartownię i szczelny płot z kolcami pod prądem. Bezpieczeństwo jest dla nich ważne. W bogatszych dzielnicach wszystkie posiadłości ogrodzone są murem i drutem pod napięciem. Podobno bywa niebezpiecznie. To potężny uniwersytet. 50-60 tys. studentów. Z naszej perspektywy baza jest idealna. Mieszkamy w budynku, w którym zakwaterowana była piłkarska reprezentacja Hiszpanii podczas mistrzostw świata w 2010 roku. Standard jest wysoki. Czujemy się tam komfortowo. A na pamiątkę mundialu na konkretnych pokojach są tabliczki ze zdjęciami hiszpańskich piłkarzy, którzy w nich mieszkali.

Udało się trafić do pokoju kogoś znanego?
Mi nie, ale zawodnikom się zdarza. Całość ma może 150-200 miejsc.

Z jedzeniem nie ma problemów?
Jest ogólnoświatowe. Bardzo dobre owoce, wołowina, świetne owoce morza. Każdy znajdzie coś dla siebie. Z jedzeniem nigdy nie było kłopotów.

Natalia Kaczmarek zrezygnowała ze startów w hali. Chcieliście zminimalizować ryzyko kontuzji?
Tak. To było zaplanowane dużo wcześniej. Kilka lat startów w hali kończyła do tej pory jakimś urazem. Dwa lata temu doznała kontuzji, z którą borykaliśmy się do końca kwietnia. Teraz wszystko podporządkowaliśmy pod igrzyska. Zostaliśmy jednak w styczniu dłużej w RPA, by wystartować tam w zawodach.

No i padł rekord Polski Ireny Szewińskiej, chociaż na razie na 300m - 35.52. Jak mamy to interpretować? Jest świetnie, czy raczej nie zwracać na to uwagi w kontekście startu na igrzyskach w Paryżu?
To bardzo dobry wyznacznik tego, co robimy i gdzie jesteśmy. Trudno na to nie zwrócić uwagi, bo to jeden z najlepszych wyników na tym dystansie w historii lekkoatletyki. Natalia znacznie pobiła tam rekord życiowy, ale 300 m nie biega się zbyt często. To dystans treningowy. Jej życiówka miała dwa lata. Ustanowiła ją w Suwałkach, w słabych warunkach, więc nie rozpatrywałbym tego w ten sposób, że to aż taki postęp. Chcieliśmy sprawdzić, jak jest przygotowana szybkościowo. 100, 200 i 300 m pokazały tam, że - odpukać - jest wszystko dobrze.

Mówił Pan, że w poprzednim sezonie pracowaliście głównie nad szybkością. Co teraz można jeszcze poprawić?

Natalia rezerwy ma w każdym aspekcie: siłowym, szybkościowym i wytrzymałościowym. To nie jest zawodniczka wyżyłowana do granic możliwości. Uważam, że najwięcej może zrobić jeszcze szybkościowo. Gdy patrzymy na Allyson Felix czy Shaunae Miller-Uibo, to one rekordy życiowe na 200 m mają zdecydowanie lepsze od Natalii. Jest nad czym pracować.

Spróbujmy dla laików rozłożyć bieg na 400 m na czynniki pierwsze - pojawiają się takie pojęcia jak: szybkość, siła, wytrzymałość szybkościowa. Jak dużo jest tych składowych?
Bieg na 400 m jest konkurencją szybkościową, sprinterską. Nie da się jednak całego dystansu przebiec na pełnym gazie - ruszamy, zamykamy oczy i biegniemy, ile fabryka daje. Siły trzeba umiejętnie rozłożyć. Cały fenomen polega na tym, że jeśli zawodnik ma duży zapas szybkości, to może rozpocząć bieg w swojej komfortowej prędkość. To będzie 90-95 proc. możliwości szybkościowych, a dla zwykłego kibica to będzie maksymalny bieg. Cały fenomen biegu na jedno okrążenie polega na tym, że ostatnie 100 m decyduje o wyniku. Często bywa tak, że z ostatniego łuku równo wybiega pięć, siedem dziewczyn, a na mecie te różnice między nimi są znaczne. Cały trening kierujemy na to, aby zaadoptować organizm do takiego wysiłku, aby jak najdłużej mógł tolerować kwas mlekowy, który pojawia się w organizmie i mrozi, usztywnia mięśnie. Chodzi o to, aby przesunąć granice bólu i zmęczenia. Oszukać ciało, aby biegło na maksymalnej prędkości wtedy, kiedy fizjologa mówi, że nie powinniśmy już biec.

A na czym polega technika w biegu na 400m?
Technika jest bardzo ważna. To dystans, który nie wybacz błędów. Jeśli ktoś zacznie bardzo szybko, mięśnie się „zmrożą” i trudno wtedy biec. Cała ekonomia tego ruchu polega na tym, żeby biec jak najładniej technicznie na prędkości maksymalnej, do momentu, kiedy ta technika odgrywa bardzo dużą rolę i kontrolujemy to, jak biegniemy. To musi być jak najbardziej ekonomiczne. Kiedy Natalia przyszła do mnie na treningi, to biegała mocno na podsiadzie, na całych stopach. Chciałem ją podnieść na biodrach, żeby zaczęła biegać mocno na śródstopiu. Aby kontakt nogi z ziemią był jak najkrótszy. Żeby się odbijała i przesuwała w przód. Bo tak to było takie „kłapanie” stopą w ziemię. Wkładała w to więcej siły, a mniej przesuwała się do przodu. No ale mimo tego i tak w swoich kategoriach wiekowych była najlepsza w Polsce.

Femke Bol pobiła w hali rekord świata na 400 m. Jakie zrobiła na Panu wrażenie? Nie wiemy, czy w Paryżu będzie biegała tylko przez płotki, czy także płaskie okrążenie.

Trudno powiedzieć. Żeby tak świetnie jak ona biegać płotki, to trzeba być też szybkim na płaskim. Nie wiemy, jak będą startowały Bol i Sydney McLaughlin. Nie zawracamy sobie tym głowy. Robimy swoje. Myślę, że Holenderka może zdecydować się na płotki, bo to, co pokazała teraz, może sprawić, że jej celem będzie właśnie złoto na 400 m przez płotki. Może zaatakuje rekord świata.

Gdy zaczęliście współpracę z Natalią, od razu miał Pan na nią długofalowy plan?
Staram się tak prowadzić zawodnika, żeby mieć w głowie właśnie jego długofalowy rozwój. Nie chodzi o to, by rzucić wszystko w pierwszym czy drugim roku, a potem się zastanawiać, co dalej. Trzeba zwizualizować sobie każdego biegacza. Zastanowić się, do czego się szykuje, jaki ma potencjał. Zresztą jak ktoś zmienia trenera, to trzeba go rozliczać po dwóch latach. Najłatwiej byłoby dziś mi powiedzieć, że plan był ośmioletni i wszystko idzie w dobra stronę (śmiech). No ale plan jest zawsze taki, żeby zawodnik robił systematyczny progres. Natalia była już mistrzynią Polski juniorek, więc nas interesowało od początku coś więcej: imprezy międzynarodowe.

W wywiadach Pan powtarza, że nie może nic zarzucić Natalii Kaczmarek, bo jest profesjonalistką. Naprawdę nic? Może czasem spóźnia się na trening? Albo znajduje Pan opakowania po chipsach w hotelowym koszu na śmieci?
To są akurat dwie rzeczy, którymi nigdy nie grzeszy - jest punktualna i świadoma jeśli chodzi o żywienie. Jest profesjonalistką. Chociaż wiadomo - jesteśmy ludźmi. Burger czy chipsy - kiedy można, to sobie na nie pozwala. Podchodzi jednak do sportu z pełną odpowiedzialnością. Trudno jej cokolwiek zarzucić.

A od kiedy jest w związku z Konradem Bukowieckim, to jakoś to jej podejście się jeszcze zmieniło?
To, co między nimi się wydarzyło, to pozytywne zjawisko. Nakręcają się. No i jak się ma poukładane życie prywatne, spokój ducha, to treningi są innej jakości, bo głowa nie jest zajęta problemami rodzinnymi.

Wrocław jest dobrym miejscem do trenowania lekkoatletyki?
(śmiech)

Powie Pan „pomidor”?

Jeśli chodzi o zimę, to tak. Mamy piękną halę na Kłokoczycach, która zaspokaja nasze potrzeby w 100 procentach. Naszą bolączką jest brak stadionu latem. Jesteśmy chyba jedynym miastem powyżej 500 tys. mieszkańców w Europie - a może i na świecie - który nie ma stadionu lekkoatletycznego. To trzeba poprawić.

A ma Pan we Wrocławiu pod trenerskimi skrzydłami kogoś, kto w niedługim czasie zakręci się wokół medalu mistrzostw Polski?
Adam Łukomski w zeszłym roku był halowym wicemistrzem Polski na 60 metrów. Latem zdobywał medale młodzieżowych mistrzostw Polski. Jest medalistą Uniwersjady. To duży potencjał. Miał jechać z nami na Teneryfę, ale pojawiły się drobne problemy zdrowotne. Nie chcę wymieniać nazwisk i nadmuchiwać balonika, ale talentów jest dużo.

Natalia Kaczmarek przygotowuje się do igrzysk, a Pan do maratonu. Widzę - forma świetna. To efekt pewnego zakładu, tak?
Ponad rok temu powiedziałem, że każdy normalny człowiek, który nie ma większych problemów zdrowotnych, jest w stanie ukończyć maraton w limicie czasu, czyli w sześć godzin. No i jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć też B. Natalia to podłapała i tak wyszło to mocne postanowienie. Są też cele pośrednie. Przed MŚ w Budapeszcie musiałem zaliczyć 10 km, a potem w Karpaczu na stadionie półmaraton.

Jaki był czas?
No taki, jaki przewiduje się na ukończenie tego biegu (śmiech). Nie mam ambicji, by bić rekordy, ale do końca roku mam przebiec maraton. Chcę udowodnić, że też jestem w stanie sporo się poświęcić, by osiągnąć jakiś cel.
Brak medalu w Paryżu Natalii Kaczmarek to będzie duże rozczarowanie?

Jakiś czas temu został Pan tatą. Do RPA leci też Joanna Linkiewicz, więc co – zabieracie syna ze sobą?
Tak. Pierwszy raz poleci w tak długą podróż. Był już z nami na Teneryfie, ale było o tyle łatwiej, że pojechała też tam z nami mama Asi, czyli babcia Antosia. Teraz lecimy sami. Liczę, że jest na tyle duży, że jakoś sobie poradzimy.

Asia Linkiewicz chciała by pewnie pojechać po raz trzeci na igrzyska. Jak to wygląda okiem trenera?
Taki jest plan. Myślę, że idziemy w bardzo dobrym kierunku. Tamten sezon był „na zaliczenie”. Chodziło o to, aby sprawdzić, czy organizm jest w stanie funkcjonować sportowo. Teraz trening jest mocny, pod igrzyska. Jestem pełen optymizmu.

Brak medalu w Paryżu Natalii Kaczmarek to będzie duże rozczarowanie?
Trudne pytanie. Jedziemy walczyć. Zrobimy wszystko, by powalczyć o medal. To jest sport, bywa nieprzewidywalny. Dyplomatycznie powiem, że wszystko idzie w dobrą stronę.

Jacek Wosiek - przez Iten do Paryża. To dom mistrzów, w któr...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska