Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zniknięcie młodej dziewczyny, kaseta VHS z zapisem zabójstwa, brak śladów – to wszystko i wiele więcej zapewnia powieść „Ślad”

materiał informacyjny
O literackich autorytetach i inspiracjach, żonglowaniu fabułą, emocjonalnej więzi z bohaterami pisanych przez siebie książek opowiada Przemysław Żarski, autor między innymi „Śladu”.

Kim jest Robert Kreft?

Przemysław Żarski: To główny bohater powieści kryminalnej „Ślad” i zapoczątkowanego w ten sposób cyklu kryminalnego. Robert Kreft jest komisarzem wydziału kryminalnego i człowiekiem, który różni się od śledczych spotykanych na kartach literatury pod wieloma względami. Nie ma nałogów, nie rzuca mięsem i nie wyżywa się na swoich współpracownikach i bliskich. Ma za to pasję, którą jest rysowanie i lektura komiksów, oraz bagaż doświadczeń, związanych z samobójczą śmiercią matki i intrygującą przeszłością. Kreft stara się ułożyć sobie życie, a ja starałem się nie udziwniać go na siłę. Jest normalnym człowiekiem, z normalnymi problemami i wyzwaniami zawodowymi, popełnia błędy, bywa uparty, a ja próbuję podążać krok w krok za nim. Obserwuję go i zastanawiam się, co zrobiłby w danej sytuacji. To inspirujące.

Czy może Pan nazwać Roberta Krefta swoim przyjacielem? Czy istnieje coś takiego, jak przyjaźń autora i bohatera, którego powołał do życia na kartach swojej powieści i w wyobraźni czytelników?

Przemysław Żarski: Przyjaźń to za duże słowo, ale jestem z moimi bohaterami związany emocjonalnie. Kibicuję im, ich wyborom, decyzjom, mimo że nieustannie rzucam im kłody pod nogi. Najważniejsze, by każda z postaci, które powołuję do życia, miała swój charakter i była wiarygodna dla czytelników. Nie chcę tworzyć papierowych postaci. Interesuje mnie ich przeszłość, sposób funkcjonowania i to, jak sobie radzą z wyzwaniami. Ale nie uciekam od ich prywatnego życia, bo ono determinuje nasze wybory, napędza do działania albo odbiera siły. To dotyczy nie tylko śledczych, ale także sprawców zbrodni. Psychologia postaci jest dla mnie bardzo istotna, sam staram się zrozumieć, dlaczego postępują w konkretny sposób.

Pytanie dość banalne, ale zdradzające wiele – kto jest Pana autorytetem, jeśli chodzi o pisarzy?

Przemysław Żarski: To trudne pytanie, jest tak wielu autorów, których cenię, że nie sposób ich wszystkich wymienić. Piszę powieści kryminalne, jednak czytam klasykę, literaturę piękną, gatunkową, horrory i komiksy, w zależności od nastroju i tego, na co w danej chwili mam ochotę. Nie oceniam książek ze względu na ich tematykę, formę, ramy gatunkowe, dzielę literaturę na dobrą i złą. Dlatego na jednej półce stoją u mnie książki, których autorami są: Cormac McCarthy, Stephen King, Laurence Rees, Jo Nesbø, Dan Simmons, Gabriel Garcia Marquez. Za każdym razem, gdy odpowiadam na pytanie dotyczące ulubionych autorów, przychodzą mi do głowy nowe nazwiska, nowe książki, żałuję tylko, że muszę wybierać między pisaniem i czytaniem, to jeden z minusów tworzenia własnych historii.

Czy pisanie nowej powieści jest dla Pana rytuałem? Jak w Pana przypadku wygląda praca nad książką?

Przemysław Żarski: Rzeczywiście, lubię pracować w zorganizowany sposób. Jednak nie mogę sobie na to pozwolić ze względu na pracę zawodową i życie rodzinne. Dlatego piszę w różnych sytuacjach, wieczorami, korzystając z biurka córki albo w fotelu przy włączonym telewizorze. Izoluję się od świata, słuchając muzyki, choć najlepiej pracuje mi się w zupełnej ciszy. Samo pisanie jest procesem nudnym, to uderzanie w klawiaturę i wystukiwanie słów, dużo ciekawsze rzeczy dzieją się w głowie, w trakcie układania, żonglowania fabułą, prób łączenia fabularnych puzzli. Wreszcie przychodzi czas na poprawki, a to dla mnie koszmar. Potrafię zmieniać jedno zdanie wiele razy, poprawiam, skreślam, zmieniam. W nieskończoność.

Jak świętuje Pan dzień premiery książki?

Przemysław Żarski: Nie jestem specjalnie rozrywkowym człowiekiem. Największym luksusem jest dla mnie cisza i spokój. Możliwość trzymania w dłoniach swojej książki zawsze jest wyjątkowym przeżyciem, ale nie świętuję w jakiś uroczysty sposób. Zaproszę bliskich na dobry obiad, a potem wrócę do pracy i pisania. Najbardziej żałuję, że nie mogę przeczytać swojej książki; poprawiam ją tyle razy, że w zasadzie mógłbym recytować fragmenty z pamięci. A mówiąc zupełnie serio, wracając do niej wpadłbym pewnie na pomysł, żeby coś dodać lub zmienić, albo znalazł jakiś błąd, dlatego wolę tego unikać. Może gdy zatrze się już w pamięci, to do niej powrócę?

Twoja przeglądarka nie obsługuje tego formatu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska