Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zdrojewski: Nie będziemy dawać łapówek za Oscara dla "80 milionów" (ROZMOWA)

Katarzyna Kaczorowska
Paweł Relikowski
- Chce pani, żebym do gazety powiedział, że będę prowadził lobbing nieformalny i dawał akademikom łapówki? (śmiech) Broń Boże. Będziemy honorowi. W końcu nie mamy do rozdania 80 milionów - mówi minister kultury Bogdan Zdrojewski pytany o sposób, w jaki Polska zamierza walczyć o Oscara dla filmu "80 milionów".

Czy ministerstwo włączy się w amerykańską promocję filmu "80 milionów" - polskiego kandydata do Oskara?
Za promocję odpowiadają Państwowy Instytut Sztuki Filmowej i producent, i to oni decydują, jak do tego filmu przekonać akademików i amerykańską widownię.

Ale PISF to de facto Pan, czyli ministerstwo kultury.
To prawda. Ale też trzeba pamiętać, iż prawa właściciela filmu oznaczają także konieczną zgodę na określony tryb promocji. Pamiętam sytuację sporego rozdźwięku pomiędzy TVP a producentem jednego z filmów i kompletnie nieudane działania promocyjne.

Mówi Pan o "Katyniu"?
Tak. Andrzej Wajda był bezradny, my także, rozmaite działania nie miały prawa doprowadzić filmu do szczęśliwego finału. Natomiast tu mamy trochę inną sytuację.

Dlaczego?
Bo jest zgoda. Wszyscy oczekują skutecznych działań promocyjnych i widzą w nich szansę poprawy samej dystrybucji. Ważne, by film zobaczyła jak największa liczba akademików, a także, by o filmie dobrze mówiono. "80 milionów" musi też być wsparte publikacją po angielsku, tłumaczącą tę historię, wprowadzającą w lata 80. w Polsce. I chcemy tej publikacji zapewnić dobry kanał dystrybucji. Powtórzę jednak, że przede wszystkim "80 milionów" musi obejrzeć, jak największa liczba osób oceniających film. To priorytet.

Andrzej Wajda w znacznej mierze Oscara za całokształt twórczości zawdzięcza skutecznemu lobbingowi, między innymi ze strony Holly Hunter. Teraz też tak będzie?
Chce pani, żebym do gazety powiedział, że będę prowadził lobbing nieformalny i dawał akademikom łapówki? (śmiech)
Broń Boże. Będziemy honorowi. W końcu nie mamy do rozdania 80 milionów.
Będziemy prowadzić lobbing na rzecz tego filmu we wszystkich możliwych formach. Będziemy też starać się sfinansować specjalne pokazy, czyli takie, które powodują, iż inni, którzy znają akademików, oglądają film i zachęcają ich, by go obejrzeli.

Planuje Pan wyjazd na galę?
Raczej nie, choć jest to możliwe. Nie chcę zabierać miejsca na widowni twórcom filmu. Jeśli jednak uznano by, iż w przypadku "80 milionów" moja obecność mogłaby się przydać, to rozważę taką możliwość.

Pana zdaniem "80 milionów" jest w stanie przekonać jury?Wszystko zależy od konkurencji.

Film Krzystka będzie walczył m.in. z "Miłością" Hanekego.
Filmów nominowanych do Oscara w kategorii obrazu nieanglojęzycznego będzie pięć. I jeśli "80 milionów" zdobędzie nominację, będzie to wielki sukces. Z punktu widzenia progów, nominacja do tej piątki jest ważniejsza niż zdobycie Oscara. Oczywiście, Oscar to absolutny szczyt, ale z punktu widzenia promocji, już samo nominowanie będzie wielkim sukcesem Waldemara Krzystka i oczywiście scenariusza, czyli samej historii. Na razie w walce o Oscary mieliśmy solidnego pecha.

Dlaczego?
Źle trafialiśmy. Aż dwukrotnie nasze znakomite produkcje zostały pokonane przez samego Felliniego - "Osiem i pół" wygrało z "Nożem w wodzie" Polańskiego, a "Amarcond" z "Potopem" Hoffmana. Pecha miał Andrzej Wajda, bo raz przegrał z Kurosawą i jego "Dersu Uzała", innym razem z Istvanem Szabo i "Mefistem" z genialnym Brandauerem w roli głównej czy też "Blaszanym Bębenkiem". A przypomnę, iż właśnie w tych latach mieliśmy najlepszy polski film "Ziemię Obiecaną". Potem były lata chudsze, przez ponad 20 lat w ogóle czekaliśmy na samą nominację, a w tym czasie pojawiło się zaledwie kilka produkcji marki światowej, tytułów przechodzących do historii kinematografii. Ważne jest więc, z kim konkurujemy i w jakim nurcie mody, także politycznej, określony film się pojawia.

Agnieszka Holland też rok temu przegrała.
Inaczej - zajęła drugie miejsce w głosowaniach. I sama przyznała w rozmowie ze mną, że irański obraz "Rozstanie", który dostał Oscara, był chyba lepszy od "W ciemności". Gdyby tego filmu nie było, wracałaby z Los Angeles z Oscarem. Dlatego tak ważna będzie ta nominowana piątka. Patrząc wstecz, wydaje mi się, iż jedynie "Noce i dnie" Antczaka powinny zdecydowanie wygrać w słabszej stawce - to był 1976 rok, inni mieli już bardzo silnych konkurentów.

Taka historia ma szansę na Zachodzie? Kiedy Sverak dostał Oscara za "Kolę", pamiętam głosy, że nie umiemy opowiadać tak o swojej historii.
Umiemy, choć rzeczywiście Sverak był szybszy. Film Krzystka miał w kraju świetną widownię i co równie ważne, przekonał do siebie zarówno tę starszą część, jak i tę młodszą. W przypadku tej pierwszej nie naruszył fundamentu wartości, a tę drugą przekonał dynamiką, akcją, tempem. Pokazał niezwykłą historię akcji Józefa Piniora, właściwie poza Wrocławiem nieznaną, tak, że stała się ona czymś uniwersalnym. Wierzę, że ta historia może się spodobać amerykańskim akademikom. Czy dostanie nominację, tego już nie wiem. Poczekajmy na konkurentów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska