Własna droga polityczna
Obaj nieźle się znają. Kazimierz Ujazdowski, choć nie jest rodowitym wrocławianinem (urodził się w Łodzi), właśnie z Wrocławia przez wiele lat startował w wyborach do Sejmu. I zdarzyło mu się, jako posłowi AWS, współpracować z prezydentem Wrocławia Zdrojewskim. Zresztą, jak się dobrze przyjrzeć karierom politycznym obu panów, jest w nich kilka punktów stycznych. Zaczynali od działalności w opozycji demokratycznej. Co prawda Ujazdowski pismo podziemne wydawał, a Zdrojewski drukował podziemne wydawnictwa, ale można powiedzieć, że obaj "działali w mediach".
Po Okrągłym Stole zdecydowali się na poważne wejście w politykę. Ale obaj z kariery naukowej nie zrezygnowali. Tyle tylko, że łodzianin doktorat obronił i pracuje w Katedrze Doktryn Polityczno-Prawnych Uniwersytetu Łódzkiego, a niedawno uzyskał habilitację. Zdrojewski zaś przez wiele pozostawał formalnie pracownikiem Uniwersytetu Ekonomicznego i planował dokończenie doktoratu, w końcu jednak z tych planów zrezygnował, choć nie da się ukryć, że potrafi wykorzystać w praktyce wiedzę zdobytą podczas studiów socjologicznych.
Ujazdowski przez wiele lat poszukiwał swojej politycznej tożsamości. No, może lepiej będzie powiedzieć, formacji najbardziej zbliżonej do jego wyobrażenia świata. Zaczynał, tak jak wielu działaczy opozycji podziemnej, od Unii Demokratycznej. Z Unią się pożegnał, by przejść do Partii Konserwatywnej Aleksandra Halla. I tę w końcu opuścił, by założyć Koalicję Konserwatywną. Potem były AWS i PiS. Prawo i Sprawiedliwość opuścił zresztą na chwilę, by spróbować sił w Stowarzyszeniu Polska XXI, które założył wraz z Rafałem Dutkiewiczem.
Zdrojewski tak bogatej przeszłości politycznej nie ma. Przez wiele lat dystansował się od partii politycznych, choć nikt nie miał wątpliwości, że najbliżej mu do Unii Demokratycznej, a później do Unii Wolności. "Wpadł" politycznie w 2001 roku, kiedy zgodził się zostać "twarzą" wrocławskiej Platformy Obywatelskiej. Jako ojciec założyciel PO w naszym regionie jest wierny Platformie do dzisiaj.
Miłość do kultury
Bogdan Zdrojewski, jeszcze jako prezydent miasta, dał się poznać jako osoba przywiązująca wielką wagę do kultury. Wystarczy przypomnieć, że miasto pod jego rządami solidnie wsparło odbudowę spalonego Teatru Polskiego, pokazać, jak zmieniło się Muzeum Historyczne, przekształcone w 2000 roku w Muzeum Miejskie Wrocławia.
Ani Ujazdowski, ani Zdrojewski historykami nie są. Prawnik i kulturoznawca przykładają jednak do niej dużą wagę. Bogdan Zdrojewski zwłaszcza do tego, jak historię Wrocławia postrzegają jego mieszkańcy. Bo jak sam mówił, w 1990 roku "ścierały się z sobą dwie fałszywe ideologie, dwa mity: pierwszy, iż Wrocław to miasto piastowskie, na wskroś polskie, w którym każdy kamień mówi po polsku, a po 1945 roku szczęśliwie wróciło do macierzy, i drugie, że to miasto niemieckie i należy na jego gruzach zbudować jego polską alternatywę". I prezydentowi Zdrojewskiemu udał się patent na odkłamanie historii stolicy Śląska. Między innymi, dlatego, że historię Wrocławia pisali nie tylko pracownicy naukowi Uniwersytetu Wrocławskiego, ale także prof. Norman Davies, publicysta i historyk spoza dotychczasowego, niemalże zaklętego kręgu Polacy - Niemcy.
Zdrojewski później tak o tym opowiadał: "To sami wrocławianie odkrywali na nowo miasto. Uczyli się je odkrywać. Ja jedynie pomagałem rozumieć określone procesy, mechanizmy i stawiane różnym środowiskom cele. Bardzo zależało mi na zbudowaniu współodpowiedzialności, a w konsekwencji wspólnego wysiłku, dumy z miasta i jego przepięknej, choć skomplikowanej, wielokulturowej historii". Hmm, jeśli to nie jest polityka historyczna, to jak to nazwać?
Dla Ujazdowskiego polityka historyczna jest jednym z ważniejszych obszarów działalności ministra kultury i dziedzictwa narodowego. Wyraźnie zostało to sformułowane w debacie na temat roli państwa w procesie kształtowania świadomości historycznej Polaków, którą zainicjowała grupa publicystów konserwatywnych. Wśród nich był oczywiście Kazimierz M. Ujazdowski. Dla konserwatystów polskich historia, czy też pamięć historyczna, odgrywa ogromną rolę w życiu społeczno-politycznym. Bo jest narzędziem "konsolidacji obywateli, lepiszczem wspólnoty narodowo-państwowej, podstawowy warunek umożliwiający sprawne funkcjonowanie demokratycznego społeczeństwa".
Poglądy na ten temat odcisnęły swoje piętno na działalności ministra Ujazdowskiego. Bo to przecież za jego kadencji powołano Muzeum Historii Polski, które ma prezentować i przedstawia najważniejsze wątki polskiej historii - państwa i narodu - ze szczególnym uwzględnieniem tematyki wolności: tradycji parlamentarnych, instytucji i ruchów obywatelskich, walki o wolność i niepodległość. To on wspierał, jak żaden inny minister, nasz wrocławski Narodowy Zakład im. Ossolińskich, to on wreszcie powołał do życia wrocławski Ośrodek Pamięć i Przyszłość, który, jak sama nazwa wskazuje, ma pilnować, by pamięć naszej historii była "wiecznie żywa".
Jak nie ziemie zachodnie, to co?
Prawdziwą kością niezgody stało się jednak dla obu kandydatów Muzeum Ziem Zachodnich. Po raz pierwszy o Wrocławiu jako miejscu dokumentującym losy ludzi, którzy musieli opuścić swoje rodzinne strony i tych, którzy przyszli na ich miejsce, wspomniano w 2002 roku. Markus Meckel, deputowany do Bundestagu, przewodniczący polsko-niemieckiej grupy parlamentarnej, zaproponował, by Centrum Wypędzonych zbudować nie w Berlinie, jak proponowała to Erika Steinbach, tylko w stolicy Dolnego Śląska. Meckel motywował to tak: "Uważam, że Wrocław, który w ostatnich latach jako miasto polskie w zadziwiającym stopniu otworzył się na swą niemiecką przeszłość, byłby idealnym miejscem dla takiego centrum".
Pomysł spodobał się w Polsce. Znacznie mniejszy entuzjazm przejawiali niemieccy politycy, a przede wszystkim sama szefowa Związku Wypędzonych Erika Steinbach. W końcu jasne stało się, że międzynarodowego Centrum przeciwko Wypędzeniom u nas nie będzie. Wtedy padł pomysł powołania Muzeum Ziem Zachodnich - wspierany przez ministra Ujazdowskiego. Nawet wybierano jego siedzibę. Przyszły jednak wybory parlamentarne, zmienił się minister. Dolnoślązak z krwi i kości, Bogdan Zdrojewski na Muzeum Ziem Zachodnich się nie zgodził. Tak krytykował pomysł: "Bo czuję w tym projekcie fałsz, komunistyczną propagandę i zagrożenie utraty najważniejszych wartości dzisiejszego Wrocławia. (...) Idea zbudowania muzeum pokazującego dorobek pokoleń przyjezdnych z ziem wschodnich to ciekawy pomysł. Lecz miejsce, sposób konstrukcji projektu, czas realizacji, koszty, a także pomysł, by było to jakąś odpowiedzią na projekty Eriki Steinbach, to raczej nieporozumienie".
Kandydaci na europosłów o Muzeum Ziem Zachodnich nie będą dyskutowali. Mogą sobie natomiast przynajmniej w jednej sprawie podać ręce.
Bo deklarację Kazimierza Ujazdowskiego, złożoną podczas naszej redakcyjnej debaty: "Dla mnie bardzo ważne jest, że projekt budowy nowoczesnej sali koncertowej ma gwarancje europejskie", doprowadził do szczęśliwego końca jego następca - Bogdan Zdrojewski, decydując o wsparciu budowy Narodowego Forum Muzyki.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?