Po chwili ktoś odjechał zwalniając miejsce, ale zaraz z piskiem opon pojawiło się nowe bmw. Kierowca próbował się wcisnąć w wąską lukę, w końcu wyrżnął błotnikiem w jeden z metalowych palików odgradzających chodnik od jezdni. Władze nasze, wiecznie niedopieszczone finansowo, stawiają takie bariery w miejscach koniecznych, a także zupełnie bezsensownych. Bo władzom lepiej, gdy zmotoryzowani poszukają parkingów płatnych.
Z auta wyskoczył krzepki młodzian o karku szerszym niż główka, obdzielił miejski słupek i własny pojazd kilkoma kopami, dodał wyrazy niecenzuralne (choć cenzury już prawie nie ma) i odjechał.
Wysiadłem, żeby zapalić. Przy wygiętym paliku stał obywatel wieku średniego. Rozglądał się, a i na mnie rzucał spojrzenia niezdecydowane. Byłem pewien, że zaraz poprosi o datek na bułkę, choć naprawdę zbiera na piwo. Odwróciłem się tyłem, aby go zniechęcić do żebraniny. Gdy znów spojrzałem, szarpał się z uszkodzonym słupkiem. Wyrwał go z podłoża, wsadził pod kapotę i oddalił się pospiesznie. Powinienem przeprosić, żaden z Pana żebrak, tylko ciężko pracujący złomiarz. Pewnie ciuła na prezenty pod choinkę dla dzieciaków?
Dla biednych, mało które święta są wesołe. Pewnej mroźnej Wigilii wyszedłem z jamnikiem Oskarem na skwerek. Ktoś musiał tam patroszyć karpie, bo po co brudzić własną kuchnię. Leżały flaki i ze cztery wielkie rybie łby... Podeszła starsza pani i ucieszyła się: - Dzięki Bogu za mróz, główki świeżutkie. Nie miałam na rybkę, a teraz zgotuję prawdziwą uchę, jak u nas koło Wilna. I w końcu nie wiedziałem, czy nadal przeklinać osobnika zaśmiecającego okolicę, czy być wdzięcznym, że komuś uzupełnił jadłospis.
Smętnie mi się pisze, jak na tekst przedświąteczny. Ale, jak powspominać, bywało pięknie. Czytałem niedawno wynurzenia jednej z naszych celebrytek, że nie cierpi polskich świąt i towarzyszących im potraw, zawsze więc wyjeżdża w ciepłe kraje. Biedactwo, musiała mieć smutne dzieciństwo. Inne osoby, nieraz z tytułami naukowymi, nie wstydzą się swych wspomnień i ktoś opowiada o zupie grzybowej z pęczakiem, inny o znakomitym śledziu przygotowywanym przez ojca wyłącznie na Boże Narodzenie. Żadne ananasy ani krewetki tego nie zastąpią. Wspomnienia z dzieciństwa są przeważnie ciepłe, a przyzwyczajenia kultywowane. Moja córka, dziś poważna bizneswoman, nadal pamięta z dzieciństwa zapach prawdziwej choinki i wielką radość z prezentu - radiomagnetofonu Kasprzaka. Niedawno ustaliliśmy, że chętnie przeczytalibyśmy ulubioną lekturę sprzed lat - "Na samotnym atolu" Kamila Giżyckiego. Niestety nie możemy na nią trafić. Będą inne książki, nigdy ich nie brak wśród prezentów i mam nadzieję, że jeszcze długo ich nie zabraknie.
PS Sprawiły mi radość życzenia od Państwa Teresy i Rudolfa Fronczków. Dziękuję im oraz innym osobom, które mi dobrze życzą. Nawzajem!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?