Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Za nami premiera płyty "Samiec Omega" wrocławskiego zespołu Francis Tuan [NASZA ROZMOWA]

Janusz Gajdamowicz
Janusz Gajdamowicz
Zespół Francis Tuan tworzą: Paweł Drygas, Fryderyk Nguyen, Klaudia 'Ajda' Wyglądacz i Gabriela Cybuch.
Zespół Francis Tuan tworzą: Paweł Drygas, Fryderyk Nguyen, Klaudia 'Ajda' Wyglądacz i Gabriela Cybuch. Piotr Nykowski
O nowej płycie „Samiec Omega”, wrocławskim promocyjnym koncercie w klubie „Łącznik” i kulisach jej powstania opowiada gitarzysta, wokalista i autor tekstów Francis Tuan.

Spotykamy się we wtorkowe marcowe przedpołudnie, a za oknami kolejny powiew zimy… Czy dla artysty, muzyka, człowieka sztuki taka pora to dobry moment na naszą rozmowę?

Muzyka jest tak samo zmienna jak pogoda. Kiedy szykowałem się do wyjścia świeciło piękne słońce, a kiedy wyszedłem na zewnątrz padał już śnieg. Kiedy na to patrzę, wydaje mi się, że robię zupełnie podobną muzykę, więc powinno mi to pasować…

Bardzo się cieszę, bo długo czekałem na to spotkanie – tym bardziej, że mamy ku temu doskonałą okazję. Właśnie ukazała się nowa płyta „Samiec Omega”, a za nami wrocławski koncert promujący to wydawnictwo. Czy emocje już troszkę opadły i czy docierają do Was pierwsze recenzje tych wydarzeń?

Mimo że po premierowym koncercie kurz troszkę już opadł, to emocji związanych z naszą nową płytą wciąż nie brakuje. Premiera nowej muzyki miała miejsce na początku marca, najpierw było to w formie czysto dźwiękowej – w Internecie i w wydaniu albumowym – i z tym było najwięcej stresu. Koncerty są bardziej taką nagrodą za te miesiące naszej pozamuzycznej pracy. Premiera płyty to przede wszystkim wypełnianie przeróżnych formularzy, wzmożona działalność w Internecie czy różnych mediach. I chociaż mamy wsparcie naszej wytwórni, to jako niezależne wydawnictwo i my jako niezależny zespół, tej własnej pracy mamy w takim momencie bardzo dużo. Trzeba jeszcze wspomnieć o przygotowaniu oprawy graficznej, czy teledyskach towarzyszących premierze, tak więc jest tego dosyć dużo.

A koncert?

Koncert to już takie nasze święto wieńczące ten trud. Towarzyszy mu zawsze wiele emocji, tym bardziej, że we Wrocławiu było wielu naszych znajomych i niemal pełna sala. Docierają do nas bardzo pozytywne sygnały, a i my widzieliśmy ze sceny, że publiczność żywiołowo reagowała na nasz występ. Za nami już trzy koncerty w ramach promocji płyty, jeden mniejszy w Krakowie i dwa duże – w Warszawie i właśnie we Wrocławiu. Wszędzie była podobna reakcja, a troszkę obawialiśmy się jednak, czy podołamy z tym materiałem na scenie, ponieważ muzyka na płycie jest bardzo złożona. Podczas produkcji dołożyliśmy do niej wiele „smaczków”, których nie da się zagrać na żywo. Musielibyśmy to robić chyba w 15-to osobowym składzie, albo grać coś z komputera, ale nie chcemy tego i tak zaaranżowaliśmy te utwory, aby w czteroosobowym składzie wykonać je na koncercie.

Nie da się ukryć, że podczas występu różniły się od tego, co słychać na płycie…

No właśnie. Są różnice, a my mieliśmy takie podejście, że płyta to płyta, a koncert to koncert i cieszę się, bo są ludzie, którym podobała się płyta, ale też nie mieli wrażenia, że na koncercie czegoś im zabrakło. To po prostu specyfika muzyki rockowej wykonywanej na żywo.

Poszedłbym nawet dalej, chwilami było nie tylko rockowo, ale wręcz heavy metalowo!

No bo my heavy metal bardzo lubimy! I może ortodoksyjni metalowcy nie nazwaliby tego metalem, ale kiedy gramy, to za bardzo nie przejmujemy się, jaki to jest gatunek muzyczny i kiedy chcemy „przyłoić”, to po prostu to robimy i sprawia nam to dużą frajdę. Jednak z tym heavy metalem jest coś na rzeczy, bo kiedy jechaliśmy na pierwszą sesję nagraniową do płyty, to z naszą syntezatorzystką Gabrysią, całą drogę słuchaliśmy heavy metalu. Było Iron Maiden, Dream Theater i nawet Emerson, Lake and Palmer. Często też podczas podróży słuchamy polskiego zespołu Crystal Viper, którego wokalistka Marta Gabriel jest chyba najlepszym metalowym głosem w naszym kraju. Tak więc ta muzyka też przebija się w naszej muzycznej koncertowej scenerii.

To w takim razie swoją drogą muszę porozmawiać z Gabrysią, ale jak już jesteśmy przy personaliach, to opowiedz proszę o zespole, o muzykach i o tym jak wspólnie wam się gra i pracuje?

To zacznę od Gabrysi, bo wcześniej graliśmy w trio. Dołączyła do nas tuż przed premierą pierwszej płyty „Let’s Pretend”, jednak jeszcze na niej nie grała, lecz wystąpiła na kilku premierowych koncertach, jakie zdążyliśmy zagrać w 2020 r. tuż przed pandemią koronawirusa. Kiedy razem wyszliśmy na scenę, poczuliśmy, że teraz nasz skład ma nie tylko nogi, ale i ręce. Mamy teraz pełne brzmienie i nie trzeba już podczas koncertów stosować żadnych technicznych sztuczek w postaci loopowania. Dodam, że ona sama ma gruntowne wykształcenie muzyczne, uczy wokalistyki, gra na flecie i doskonale słyszy wszystkie harmonie, a tym samym wie, kiedy i co w tej kwestii doradzić.

Jest też w zespole śpiewająca basistka. To niezwykłe połączenie.

Tak, z Ajdą gramy wspólnie już od długiego czasu. Ona w pierwszej kolejności jest wokalistką – miała swój zespół Chwilantropia, a na basie zaczęła grać właściwie wtedy, kiedy do nas dołączyła. Wcześniej grała na gitarze. Dzięki temu komponuje takie partie, których basista by nie wymyślił. Ma inne, często bardzo melodyczne spojrzenie na muzykę, a to wiele dodaje do naszego brzmienia.

Nie możemy pominąć perkusisty.

Paweł to człowiek, który na perkusji gra chyba od zawsze. Znamy się jeszcze z liceum, pierwszy wspólny koncert graliśmy 14 lat temu, po tylu koncertach i płytach jesteśmy bardzo zgrani. On też uczestniczy w różnorodnych projektach. Grał alternatywny pop z Chwilantropią, z nami rock czy indie, z Katedrą vintage, ma też zespół eksperymentalny Związki Maillarda i do tego zasiada za perkusją w heavy metalowym Panzerhund. Daje nam to wiele różnorodności, a podczas ostatniego koncertu w Warszawie jeden ze słuchaczy powiedział, że jest on kimś między hippisem, a black metalowcem…

...co widać na zdjęciach z wrocławskiego koncertu.

Cieszę się, że tak odbierane są nasze koncerty, bo nikt z nas się na nich nie oszczędza. I mimo że Francis Tuan to projekt sygnowany moim pseudonimem, to my już od długiego czasu działamy kolektywnie i każdy dodaje dużo twórczości od siebie. Tutaj muszę skierować też ukłony do naszego producenta Pawła Cieślaka, który wydobył na płycie te wszystkie odcienie naszej muzyki.

No właśnie, wróćmy do płyty. Jak wygląda w 2023 r. cały ten cykl twórczo-promocyjny? Da się to wszystko ogarnąć po kilku latach pandemiczno-wojennej rzeczywistości?

Dużo by o tym mówić, ale trzeba przyznać, że mierzymy się z bardzo trudną materią – nawet dla tych najbardziej znanych twórców czy promotorów. W bardzo szybko pędzącym świecie Internetu, trzeba działać bardzo intensywnie i żeby robić to w pełni oraz wykorzystać wszystkie możliwości, wymaga to właściwie etatowej pracy. Nie dałoby się wtedy wykonywać samej muzyki i nie starczyłoby też sił i energii na inne sprawy. Na całe szczęście wokół zespołu mamy wspaniałą społeczność, która może nie jest liczna, ale aktywnie komentuje, dyskutuje czasem o tekstach. Dlatego jestem bardzo usatysfakcjonowany, że ta grupa przychodzi na nasze koncerty, wraca do nas, wspiera i udostępnia naszą muzykę. Robią to też liczni redaktorzy różnych mediów. Dzięki temu mamy poczucie, że jako niezależny zespół, zrobiliśmy w tej kwestii wszystko, co możemy i potrafimy.

Pierwsza płyta była tylko po angielsku. „Samiec Omega” jest tylko po Polsku. Dlaczego?

Bo mój angielski nie jest na tyle dobry i kiedy chcę coś ciekawego napisać, mam wtedy z tym duży problem. „Let’s Pretend” była po angielsku, bo mieliśmy wtedy grać koncerty w Szwecji, Kanadzie czy innych zachodnich krajach, ale to się ze względów lockdawnowych nie powiodło. A ja właśnie z tego też powodu chciałem poruszyć tematy, których bym nie udźwignął w angielskim i które by w tym języku tak mocno nie wybrzmiały. Z dużą ulgą wróciłem do języka polskiego i czuję się z tym bardzo dobrze.

Zostało nam jeszcze tysiąc pytań, ale dzisiaj już nic więcej nam się nie pomieści. Coś musimy z tym zrobić…

...no cóż, mam nadzieję na kolejne spotkania, a póki co zapraszam na nasze koncerty, zachęcam do słuchania muzyki i zakupu płyt. A ja zabieram się już za następne muzyczne plany, bo jest ich jeszcze trochę!

Rozmawiał Janusz Gajdamowicz

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska