Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z polskiego na nasze: Wikingowie z oscypkami

Andrzej Górny
Wprawdzie zaproszenie z Wolina zapowiadało liczne, w tym ekstremalne atrakcje, jednak rzeczywistość przerosła wszelkie oczekiwana. Na dworcu wśród komitetu powitalnego rzucał się w oczy dwumetrowy osobnik z włosami do ramion i brodą do pasa, odziany w sukmanę kroju skandynawskiego i portki barwione w odcień kory dębowej. U pasa miał topór bojowy oraz półmetrowy majcher, stylizowane na X wiek naszej ery. Dopiero po chwili rozpoznałem w nim dawno niewidzianego druha Mirka Kuźmę, malarza, satyryka, archeologa, a ostatnio Szkota.

Wręczył mi stertę materiałów dotyczących Festiwalu Słowian i Wikingów odbywającego się od lat na początku sierpnia w Wolinie. Dowiedziałem się m.in. że w imprezie bierze udział od kilkuset do ponad tysiąca rozbójników morsko-rzeczno-lądowych z różnych krajów, nawet takich bez dostępu do morza (Szwajcaria) lub nieistniejących w czasach wikingów (Australia, USA).

Same zaś przezwiska władców duńskich (Sven Widłobrody odebrał władzę tatusiowi - królowi Haraldowi Sinozębemu) musiały budzić postrach współczesnych im rywali.

Stroje, ozdoby, broń, wyścigi replik łodzi z epoki, demonstracje wyrobów rzemieślniczych, występy zespołów muzycznych... Długo można wymieniać. Kulminacja to bitwa drużyny wikingów ze słowiańską. Kilkuset wojów naparza się bez scenariusza, zwyciężają rzeczywiście lepsi.

Są i konkurencje dla dzielnych niewiast, wybrałem co smakowitsze: obieranie warzyw mieczem, rzut sakiewką do kosza, siłowe doprowadzenie pijanego męża do domu. Wprawdzie nie wiem, skąd panie brały pijanych mężów, jeśli podczas walki uczestnicy muszą być trzeźwi. Sędziowie z dwumetrowymi pałami pacyfikują wszystkich łamiących przepisy.

Moja przewodniczka po Wolinie, Iwona, próbowała dogadać się w 4 językach z trzema rosłymi blondynami w zbrojach. W końcu wyjąkali nieśmiało, że są Waregami z Rosji (to takie plemię, które grasowało gdzie popadnie, a potem założyło Ruś Czerwoną) i zaraz uciekli. A przecież dziewczę chciało ich tylko poczęstować oscypkami z kiermaszowego straganu, aby im piwo na czczo nie zaszkodziło.

Może przeraził ich fakt, iż na foremnych kształtach walecznej wolinianki widać było ślady po ciosach tłuczonych. Zaszczytne te rany odniosła w bitwie narodów. Nie mniej odwagi, a także świętej cierpliwości wykazała jej mama Jadwiga i przyjaciółka Kasiecka, które w swych mieszkaniach gościły i karmiły do 15 osób w szczycie.
Panie na Wolinie są naprawdę też trochę z Marsa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska