MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Z polskiego na nasze: Piękne mity i małe rozczarowania

Andrzej Górny
Od dziecka słyszałem o Lwowie tylko dobre rzeczy. Jego mieszkańcy, wypędzeni lub zbiegli po wojnie, m.in. do Wrocławia, pamiętali go wyłącznie jako miasto piękne, bogate, wesołe i przyjazne. W tym też tonie pisywano o nim, m.in. Stanisław Lem w "Wysokim zamku".

Ale kiedyś przeczytałem wspominkarską książkę Jurija Wynnyczuka "Knajpy Lwowa". Wtedy uświadomiłem sobie, że filmowi Szczepcio i Tońcio to nie żadne batiary. Prawdziwy batiar miał zawsze przy sobie majcher i nie wahał się go użyć, a rozrywek zażywał w mordowniach, w których krew lała się tylko trochę rzadziej niż wódka.

Prócz mordowni istniało wiele szulerni, zamtuzów i melin narkomańskich. Miasto przyciągało spekulantów, oszustów i innych przestępców. Lwowska szkoła kasiarzy znana była przecież w Europie.

Kilka doniesień prasowych sprzed lat: Po seansie w kinie Kopernik widzowie ukradli wszystkie żarówki oświetlające salę i przyległe korytarze (maj 1920). Władysław Toriwczyk w kawiarni Sewilla podłożył ładunek wybuchowy pod krzesło Władysława Makarewicza, który doznał poważnych obrażeń (marzec 1931).

Podczas pogrzebu niejakiego Koza-ka na trasie konduktu tłum tłukł szyby, rabował sklepy, restauracje i kioski, podpalał magazyny. Zamieszki trwały do północy (kwiecień 1935). Miejskie organa kontrolne donosiły, że niektóre próbki mleka zawierały 80 proc. wody, a bryndzę, smalec i czekoladę fałszowano, dodając tłuszczu kokosowego.

To mniej miła twarz tego miasta, o której rzadziej się słyszy. Wrocław przez lata uchodził za drugą ojczyznę wypędzonych lwowian. Schroniło się tu wielu przedstawicieli inteligencji. Na ulicach słyszało się śpiewną mowę; w następnych pokoleniach specyficzny akcent zanikł; szkoda, bo go lubiłem. Wrocław ma perspektywy i rozmach, a jego mieszkańcy są dynamiczni, odważni, przyjaźni. Ileż komplementów na ten temat słyszałem od przybyszów z innych stron kraju, a także od cudzoziemców. O mało mi się w głowie nie przewróciło.

Ale ostatnio wysłuchałem opowieści człowieka, który wieczorem odwiedził lokal w okolicach USC. Wracając do domu, niedaleko postoju taksówek napotkał grupę młodzieży. Jedna z dziewczyn oblała go piwem z puszki, a gdy zwrócił jej uwagę, reszta rzuciła się do bicia. Powalono go na ziemię, obrabowano ze wszystkiego i skopano. Krzyczał do taksówkarzy, aby wezwali policję. Nie wezwali, za to szybko odjechali, bez pasażerów, a po co im kłopoty? Wołał o pomoc, ale ani ochroniarze pobliskiego obiektu, ani przechodnie nie zareagowali. Z pożyczonej komórki zawiadomił policję. Obiecali, że przyjadą. Czekał godzinę i przestał. Wrocław jakoś mniej mu się podoba.

Mnie też. Swoje dokłada także pan Jerzy z Jeleniej Góry, przewodnik wycieczek krajowych i zagranicznych. Co jakiś czas sygnalizuje, jakie turyści mają we Wrocławiu problemy z parkowaniem oraz z dostępem do toalet. I przewiduje, że Euro 2012 może się okazać dla naszego miasta sporą kompromitacją. Wierzyć się nie chce, przecież chyba tutejsi grododzierżcy znają wszystkie ograniczenia, bariery i niebezpieczeństwa? I potrafią je wziąć w garść choć na krótki czas mistrzostw?

A później to niech choćby i potop...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska