MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Z polskiego na nasze: Ostrożnie z tymi kredytami

Andrzej Górny
Polityka coraz bardziej kojarzy mi się z bankowością. Były czasy, że naganiacze wciskali ludziom kredyt osobiście, telefonicznie i komputerowo. W domu, w pracy i na wczasach. Przymilali się jak pieski, kotki lub wesołe panienki, a szczęśliwość z pożyczonej przez nich kasy miała dorównać co najmniej rajowi mahometańskiemu.

Ale gdy tylko pojawiają się problemy ze spłatą, dobrodzieje tracą miły uśmiech i zamieniają się w nieubłaganych lichwiarzy. Do akcji wysyłają swoich goryli.

Jakiś czas temu niektóre brutalne metody ujawniła telewizja. Znajomego bank straszył, że wyśle ekipę, która wszystkich sąsiadów poinformuje o jego bankructwie. Jakoś się z tarapatów wykaraskał. I od tej pory opinia przodków - dobry zwyczaj nie pożyczaj - jest dla niego 11. przykazaniem. Dla mnie zresztą też.

Genialnym ekonomistom nie udało się przewidzieć, że jak się pożycza tym, którzy nie mają dochodu, pracy ani majątku, więc biorą pożyczki, bo nie mają nic do stracenia ( i tak wiedzą, że nie oddadzą), to można się na tym przejechać (luźny cytat z J.K. Bieleckiego).

Śladem takich indywidualnych desperatów poszły niektóre państwa i mamy globalny krach. Tyle co do brania kredytu, a co z jego dawaniem?

Kilka razy udzieliłem w przeszłości kredytu zaufania partiom lub osobom startującym w wyborach i na nie zagłosowałem. Za każdym razem budziłem się wkrótce z ręką w nocniku i plułem sobie w brodę. Naobiecują, nafantazjują, ale po objęciu władzy szybko dopada ich zanik pamięci.

Jeśli więc teraz artysta pan Kondrat namawia mnie medialnie na skorzystanie z usług jakiegoś banku, a były sportowiec pan Tomaszewski (świetny był bramkarz) popiera publicznie pewną partię, to, mimo że cenię dorobek obu panów, nie muszę im wierzyć. Nieważne, czy robią to z przekonania, czy za pieniądze.

Co do głosowania, powtórzę opinię z poprzedniej kampanii. Gdy widzę przy stoliku samych szulerów, to nie siadam do pokera, bo wiem, że na wygraną szans nie mam.

I niech mi nikt nie zarzuca braku patriotyzmu, rezygnacji z wpływu na losy kraju czy niezrozumienia zasad demokracji. Właśnie ona gwarantuje możność postąpienia w zgodzie z własnym sumieniem.

Jeśli wybieram niewybieranie, nic nikomu do tego. Za komuny straszono niegłosujących - utratą pracy, przydziału mieszkania, premii czy wczasów. Chyba były to strachy na Lachy, bo nie pamiętam przypadku zastosowania podobnych sankcji. I choć statystyki głosiły, że frekwencja zawsze była wyższa niż 90 proc., wielu wyborców trzymało się od urn z daleka.

Wówczas uchodziło to za akt patriotyzmu, protest przeciw reżimowi. Dziś odwrotnie.

Pojawiły się opinie, że o wyniku wyborów zadecydują niezdecydowani. Jest ich tak wielu, że gdyby te głosy przypadły jednej partii, może dojść do niespodzianki. Swoją drogą ciekawe musi to być uczucie - iść na wybory bez przekonania do któregokolwiek kandydata. Co w tej decydującej chwili za kotarą? Chybił trafił?

Może być niezły cyrk. Nie pierwszy, nie ostatni…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska