MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Z polskiego na nasze: Na własnych i cudzych śmieciach

Andrzej Górny
Polskapresse
Co roku o tej porze ogarniają mnie dwa przeciwstawne uczucia - radość i złość. Cieszy mnie jesienna uroda lasu i perspektywa grzybowych wypraw; szczegółów państwu oszczędzę, bo pamiętam ze szkoły, że opisy przyrody uważało się za nudziarstwo.

Także w branży wędkarskiej ruch w interesie nabiera intensywności - szczupak i sandacz dostają wilczego apetytu. Jest zabawa, ja ciągnę w swoją stronę, ryba w swoją, wygra sprytniejszy.

Ale gdy już znajdę się w kniei albo nad wodą, często dopada mnie atak złości, a nawet wściekłości. Na tych bezmózgich albo wrednych, albo leniwych bęcwałów, którzy tzw. łono przyrody, bądź co bądź jedno z dóbr narodowych, traktują niczym wysypisko śmieci.

W dolnośląskich lasach (a i w innych niewiele lepiej) trudno znaleźć zakątek bez puszek po piwie, plastikowych butelek i innych wytworów chemii spożywczej, gospodarczej, motoryzacyjnej albo i erotycznej.

Za luksusami ekspansywnej cywilizacji nie nadąża ani ludzka przyzwoitość, ani świadomość, że dewastując krajobraz, właściwie paskudzimy we własne łóżko.

Kilkadziesiąt lat temu mieszczuch do lasu podążał pociągiem lub PKS-em i do głowy mu nie przyszło, aby zabierać ze sobą domowe śmiecie i tam je porzucić. Także butelki miały swoją wartość w skupie lub dzięki kaucji, a papierosy pakowano w tak nędzny papier, że po trzech deszczach ślad po nim nie zostawał. Prymityw miał swoje plusy.

Teraz panisko z pipidówy pakuje do swojej bryki (obojętnie czy to stara syrena czy nowy mercedes, bo stan majątkowy nie odzwierciedla stanu osobistej kultury) pozostałości po domowym remoncie - farby, gipsy, szpachle, gruz - i wiezie do lasu. Znam kilkunastokilometrową trasę w okolicy Obornik Śląskich, której całe pobocze, praktycznie bez przerw, usłane jest takimi "podrzutkami". Nieraz są to starannie obwiązane pudła lub worki, nieraz wysypane luzem odpadki rozwiewa wiatr po szosie i po lesie.
Wiele wiosek przyległych do kompleksów leśnych tworzy w nich wysypiska - nie musi być daleko, byle za własnym płotem. Znam tylko jeden przypadek, gdy mieszkańcy podwrocławskiej osady rozpoznali na takim nielegalnym śmietniku stare meble sąsiada i zmusili go, aby je zabrał z powrotem do swojego obejścia.

Nad wodami nie lepiej. Tu do śmieci pokonsumpcyjnych dochodzą pudełka po przynętach i zanętach i większa ilość śmieci samochodowych, bo jak się człowiek znudzi brakiem brań, to zawsze może zmienić olej lub zrobić porządek w bagażniku.

Dewastując krajobraz, właściwie paskudzimy we własne łóżko

Zalew powyższego barachła wydaje się nikogo nie interesować. A przecież mogłaby to być kopalnia pieniędzy dla obecnych władz gorączkowo szukających sposobów łatania dziury budżetowej. Zamiast zabierać emerytom dodatki pielęgnacyjne i szykanować kierowców niebotycznymi mandatami za parkowanie, utwórzcie panowie ministrowie straż przyrodniczą. Niech śledzi, tropi, ściga i nakłada kary na ekologicznych szkodników.

Nie będzie nas, będzie las - powiadali przodkowie. Będzie albo i nie będzie. Od nas to też zależy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska