Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Yeti nie istnieje? Czyli jak nauka pogrzebała Człowieka Śniegu

Marcin Walków
Sir Edmund Hillary twierdził, że yeti nie istnieje
Sir Edmund Hillary twierdził, że yeti nie istnieje wikipedia.org
Yeti nie istnieje - a zebrane włosy, skóra lub nawet odchody pochodziły od kóz, koni, niedźwiedzi i szopa pracza. Dwaj naukowcy - B. Sykes i M. Satori rozprawili się z mitem Człowieka Śniegu. Raz na zawsze?

Po blisko 200 latach domysłów i snucia legend, naukowcy orzekli, że miejsce yeti jest obok Pegaza, jednorożca, E.T. i teletubisiów - w bajkach. Badacze z uniwersytetu w Oksfordzie i Muzeum Zoologicznego w Lozannie przeanalizowali największą ze znanych ludzkości kolekcję dowodów na istnienie hominidów. Czyli zarówno himalajskiego yeti, północnoamerykańskiej Wielkiej Stopy, jak i kaukaskiego Ałmaza.

Bryan Sykes i Michel Satori przyjrzeli się próbkom sierści, fragmentom skóry i odciskom stóp. Stosując najnowsze metody genetyki, udało im się określić, że pochodziły one ze szczątków niedźwiedzi brunatnych, krów, koni, owiec, psów, wilka, a nawet szopa pracza.

Kim był yeti?
Mierzy od 1,5 do 1,8 metra wzrostu i ma mocną budowę ciała ze stożkowatą głową, dzięki której przypomina goryla. Pokryty jest gęstą sierścią barwy srebrnoszarej, brązowej lub czarnej. Jego stopy przypominają ludzkie, ale są od nich większe - drugi palec jest znacznie dłuższy od pierwszego, uwagę zwracają też dwie poduszeczki na paluchu. Może też występować w odmianie karłowatej - zaledwie metr wzrostu, bądź olbrzymiej - do 270 cm.

Opisem przypomina gigantopiteka, czyli wymarłego pół miliona lat temu praczłowieka. Nic więc dziwnego, że pojawiła się teza o ocalałych gigantopitekach, które wędrując za Homo sapiens do Azji i Ameryki Północnej, ukryły się w górskich lasach i tam przetrwały do dziś.

Ponoć rdzenna ludność zamieszkująca azjatyckie Himalaje i Kaukaz oraz północnoamerykańskie Góry Skaliste o istnieniu małpoludów wie od zawsze. W świadomości Europejczyków stworzenia te zagościły dopiero w XIX wieku. W jaki sposób?

Pierwsze spotkania z Europą
Podczas jednej z pierwszych wypraw w Himalaje w 1832 roku, Anglik Hodgson opisał ucieczkę tragarzy przed dużą, podobną do małpy istotą. Sam jednak jej nie widział. Ale już 20 lat później amerykański badacz o nazwisku de Chailliu miał przywieźć z tych samych Himalajów szkielet i skórę yeti - do dziś jednak nie wiadomo, jakie były dalsze losy tych znalezisk.

Za oficjalną datę narodzin legendy o Człowieku Śniegu można uznać rok 1951. To za sprawą angielskiej ekspedycji, której w drodze na Mount Everest nie tylko udało się dostrzec w oddali dziwną istotę, ale przede wszystkich sfotografować jej tropy w śniegu. Choć przypominały ślady stóp człowieka, mierzyły blisko pół metra. Nie były podobne do tropów znanych gatunków zwierząt. Jednak pościg za małpoludem skończył się tam, gdzie kończył się śnieg, a wraz z nim skończyły się odciski stóp.

CZYTAJ DALEJ
Co ciekawe, jest i polski akcent w tropieniu tajemniczej istoty żyjącej w wysokich górach. W 1979 roku ślady yeti sfilmował polski himalaista - Jerzy Surdel, który wraz z ekipą kierowaną przez Andrzeja Zawadę szturmował szczyt Lhotse. Natomiast 37 lat wcześniej, uciekając z sześcioma towarzyszami przez Mongolię i Chiny do Indii, Sławomir Rawicz miał spostrzec kilkoro małpoludów.
Na tym tle wręcz niewiarygodna - jak z dziewiętnastowiecznej powieści przygodowej - wydaje się opowieść kapitana d'Auvergue, który zaginął podczas samotnej wędrówki przez Himalaje w 1938 roku. Błądząc w śniegu i lodzie, zapadł na ślepotę śnieżną.
Od śmierci uratować go miała ponad 2,5-metrowa istota, która zabrała go do swej jaskini i tam otoczyła opieką aż do powrotu pełnej sprawności. To o tyle specyficzny obraz, że zazwyczaj małpoludy określane są jako istoty wrogie człowiekowi.

Tych opowieści dowodzących istnienia Człowieka Śniegu jest sporo. Nieco ponad 100 lat temu Chińczycy mieli postrzelić i złapać yeti. Po kilku miesiącach spędzonych w klatce stworzenie zmarło. A że w Kraju Środka wybuchła trwała wojna, nikt nie miał głowy do zabezpieczenia ciała tajemniczej istoty. Jakby tego było mało, są też wspomnienia mówiące o tym, że w jednym z klasztorów w Himalajach widziano 2,5-metrowe mumie yeti. Ale nie zweryfikowano ich, a wskutek polityczno-wojskowych zawirowań, niejeden klasztor zniknął z powierzchni ziemi.

Dowody życia
Z każdym kolejnym rokiem przybywało coraz to nowych opowieści na temat yeti, przynoszonych przez himalaistów. Nic dziwnego, że w wysokie góry zaczęły wychodzić ekspedycje mniej już zainteresowane zdobyciem szczytu, a bardziej liczące na spotkanie z Człowiekiem Śniegu.

W 1954 roku na poszukiwanie yeti wyruszyła ekspedycja zorganizowana przez brytyjski tabloid "Daily Mail". Trzy lata później na spotkanie z yeti udali się dwaj amerykańscy milionerzy, inwestując w to przedsięwzięcie niemałe pieniądze. Niedługo po nich himalajskie jaskinie przeszukiwał badacz Dyrenfurth. Wyprawy te zakończyły się przywiezieniem włosów, skalpów, gipsowych odlewów śladów stóp, a nawet resztek jedzenia i odchodów.

CZYTAJ DALEJ

W 1960 roku w Himalaje wyruszył sir Edmund Hillary, który 7 lat wcześniej jako pierwszy zdobył Mount Everest. Jego wyprawa przeczesywała góry, poszukując mitycznej istoty. Hillary od tybetańskich lamów wypożyczył nawet skalp należący rzekomo do yeti. Kiedy jednak po badaniach okazało się, że to skóra górskiej kozicy, słynny himalaista ogłosił światu: yeti nie istnieje. Ale zdecydowanie większym echem niż jego słowa odbiła się w świecie deklaracja Nepalczyków - rok później oficjalnie potwierdzili, że... yeti istnieje.

Ogólnoświatowa dyskusja wróciła do punktu wyjścia, wyraźnie napędzana ludzkim zamiłowaniem do tajemnic i tropienia wszystkiego, co niezbadane, nieodkryte, wyjątkowe i nieznane.

Wiara i nauka
Starć obrońców yeti ze sceptykami od tamtej pory było więcej. Przez lata rozwinęła się nawet osobna dziedzina - kryptozoologia, zajmująca się "ukrywającymi się" gatunkami ze świata zwierząt. Podkreśla ona, że kolejne gatunki zwierząt, określanych dotychczas jako mityczne, powoli są uznawane. Tak jak na przykład olbrzymie kałamarnice albo duże szympansy z lasu Bili - te drugie odkryto w 2004 roku.

W 2001 roku naukowcy z Instytutu Medycyny Molekularnej w Oksfordzie przebadali DNA włosów pochodzących od yeti. Stwierdzili, że nie wiedzą, do jakiego gatunku należą. Podobnie uznał prof. Hill z Uniwersytetu Kalifornijskiego, badając zmumifikowaną rękę yeti z jednego z klasztorów w Himalajach. Sęk tylko w tym, że ślad po niej zaginął w 1991 roku.

W 2005 roku w Rosji zorganizowano światowy kongres badaczy yeti. Nieprzypadkowo wybrano region w zachodniej Syberii, gdzie pojawiać się ma lokalna odmiana Człowieka Śniegu, czyli Ałmaz. W regionie tym zresztą obchodzony jest Dzień yeti, organizowany jest konkurs rzeźb lodowych yeti. a kilka lat przed konferencją, ogłaszano nawet plany powołania instytutu badań nad yeti. Ale zdecydowanie odciął się od nich Państwowy Uniwersytet Kemerowa, który oświadczył, że żaden z naukowych zespołów uczelni nie jest zainteresowany badaniem tej kwestii.

Ani człowiek, ani niedźwiedź
Czy wyniki najnowszych badań genetycznych raz na zawsze pogrzebią mit o Człowieku Śniegu? Zapewne nie. Zwłaszcza, że spośród kilkudziesięciu przeanalizowanych próbek, dwie zwróciły uwagę badaczy.

DNA ze szczątków znalezionych w północnych Indiach i Bhutanie odpowiada kodowi genetycznemu prehistorycznego niedźwiedzia polarnego, żyjącego ponad 40 tys. lat temu. Nie pokrywają się one jednak z DNA niedźwiedzi polarnych, które znamy współcześnie. Niewykluczone, że należą one do nieznanego gatunku niedźwiedzia polarnego albo nawet krzyżówki niedźwiedzia polarnego i brunatnego - czemu nie zaprzeczają sami badacze. Może się więc okazać, że u podstaw ponad 60-letnich intensywnych poszukiwań małpoluda leżał... miś.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska