Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wrocławskie kamienice w obiektywie blogerki (ZDJĘCIA, WYWIAD)

Ewa Wilczyńska
Ewelina Kodzis (na zdjęciu w miejscu, w którym czuje się najlepiej, czyli w kamienicy) jest urodzoną wrocławianką. Zawodowo pracuje jako dziennikarka, a wolny czas poświęca na bieganiu z aparatem po wrocławskich kamienicach. Nam opowiedziała dlaczego założyła bloga, które kamienice podobają jej się najbardziej, a także o reakcjach mieszkańców, kiedy odwiedza ich z aparatem.


Skąd wzięła się miłość do kamienic?

Wychowałam się na wrocławskich Hubach, które stanowią niezwykłą mozaikę starego z nowym. Choć mozaika to może zbyt finezyjne określenie –  to jest raczej siermiężny patchwork. Wiadomo, że to, co inne zawsze ciekawi. A ja mieszkałam w bloku. Z moich okien zawsze było widać las anten satelitarnych i... wieżyczki kamienicznych dachów. Jedna z nich bardzo się wyróżniała. Prawie jak z logo Walta Disneya (ach, te skojarzenia kilkulatki...). I zachęcała do tego, by zlokalizować ten budynek i przyjrzeć mu się dokładniej. Dopiero z czasem odkryłam, że kamienice to całkiem inna niż te disnejowskie bajka. Często bajka bez happy endu. A mieszkanie w takiej nieremontowanej ceglanej staruszce to raczej klimat baśni braci Grimm. 

Ale Panią ten klimat fascynuje...

Wejście do kamienicy, która nie ucierpiała zbytnio w czasie wojny i nie została „zaszpachlowana” burym tynkiem tuż po wojnie, to trochę jak wejście w inny wymiar. Te budynki „przeprowadziły się” z Breslau do Wrocławia i były niemymi świadkami tylu wydarzeń w historii tego miejsca! Są okryte dziesięcioleciami historii – dosłownie i w przenośni. Zdobienia, oryginalna stolarka drzwiowa i okienna, tradycyjnie kilka warstw farby olejnej na klatce schodowej, stare tabliczki na drzwiach, schody z zaokrąglonymi brzegami stopni. To typowy scenariusz, ale za każdym razem trochę inaczej odegrany. Inny budynek, inni lokatorzy. Zawsze zastanawiam się kto mieszkał w danej kamienicy, czym się zajmował, jakie sklepy tam były, z czym się mieszkańcom to miejsce kojarzyło. Może był tu magiel, może sprzedawano owoce, może był warsztat tapicerski? Kto wprowadził się tu po wojnie? Mikrohistoria jest dla mnie niesamowicie interesująca. 

Te mikrohistorie wraz ze zdjęciami znalazły swoje miejsce na blogu.

Wrocław ma tysiące kamienic, więc w miarę zwiedzania kolejnych, w mojej głowie powstał kolaż wszelkich napotkanych cudów: pięknych kafli, misternych stiuków, dostojnych drzwi, szaleństwa secesji romansującego z dostojnym neogotykiem. Nosiłam ten kolaż w głowie i od czasu do czasu doklejałam do niego coś, co zapamiętałam z kolejnych wizyt. W końcu stwierdziłam, że pora ten barwny korowód uporządkować. Poza tym moi najbliżsi zaczynali mieć serdecznie dość historii, które zaczynały się od: „Ale piękne schody dzisiaj widziałam!”. 

Czytelnicy za to są zachwyceni. A jak reagują mieszkańcy fotografowanych kamienic?

Najlepiej jest wtedy, kiedy mogę porozmawiać z kimś bezpośrednio – nie przez domofon – bo wówczas dana osoba ma szansę naocznie przekonać się o tym, że naprawdę interesuje mnie nadgryziony zębem czasu hol, resztki kafli i imponujące schody, a nie jego rower na klatce schodowej czy weki w piwnicy. Chyba nie wyglądam podejrzanie, bo takie spotkania kończą się zwykle długą rozmową o tym, jak mieszka się w danym budynku. Wtedy dowiaduję się o tym, że schody to kiedyś były dużo ładniejsze, tylko ktoś zniszczył ozdobną balustradę, a na trzecim piętrze sypie się balkon. Stojąc z boku i fotografując nie zobaczę tego wszystkiego. 

Ale ludzie... cóż, bywają różni. Ci mało sympatyczni, choć rzadko, też się trafiają. Dlatego  fotografowanie kamienic to trening pewności siebie. I straszny złodziej czasu. Nieraz okazuje się, że ze zdjęć detali nic nie wyjdzie, ponieważ w oknach kamienicy wypoczywa właśnie kilka lokatorek i wiem, że najmilsze, co mogę od nich usłyszeć, to: „Niech nie fotografuje, bo na milicję zadzwonię”. Zawsze dbam o to, by nie uwieczniać na moich zdjęciach osób, ale Polacy i tak są nieufni. I w sumie trudno im się dziwić. Dlatego spokojnie rezygnuję i przychodzę innym razem. Wtedy, gdy jest za zimno na okienny plażing. 

Która z wrocławskich kamienic jest najpiękniejsza? 

Zachwycająca jest całe Podwale, ul. Piastowska, ul. Norwida, ul. Traugutta... Jednak jeśli mam wskazać tylko jedną kamienicę w całym Wrocławiu, to moją ulubienicą jest ta z Krasińskiego 21/23. Piękny przykład maniery gotycko-secesyjnej. 

A są kamienice brzydkie?

Brzydkich nie ma, są tylko zdewastowane.



NA KOLEJNYCH STRONACH ZOBACZYSZ ZDJĘCIA  I HISTORIE KAMIENIC, KTÓRE ODWIEDZA EWELINA
Ewelina Kodzis (na zdjęciu w miejscu, w którym czuje się najlepiej, czyli w kamienicy) jest urodzoną wrocławianką. Zawodowo pracuje jako dziennikarka, a wolny czas poświęca na bieganiu z aparatem po wrocławskich kamienicach. Nam opowiedziała dlaczego założyła bloga, które kamienice podobają jej się najbardziej, a także o reakcjach mieszkańców, kiedy odwiedza ich z aparatem. Skąd wzięła się miłość do kamienic? Wychowałam się na wrocławskich Hubach, które stanowią niezwykłą mozaikę starego z nowym. Choć mozaika to może zbyt finezyjne określenie – to jest raczej siermiężny patchwork. Wiadomo, że to, co inne zawsze ciekawi. A ja mieszkałam w bloku. Z moich okien zawsze było widać las anten satelitarnych i... wieżyczki kamienicznych dachów. Jedna z nich bardzo się wyróżniała. Prawie jak z logo Walta Disneya (ach, te skojarzenia kilkulatki...). I zachęcała do tego, by zlokalizować ten budynek i przyjrzeć mu się dokładniej. Dopiero z czasem odkryłam, że kamienice to całkiem inna niż te disnejowskie bajka. Często bajka bez happy endu. A mieszkanie w takiej nieremontowanej ceglanej staruszce to raczej klimat baśni braci Grimm. Ale Panią ten klimat fascynuje... Wejście do kamienicy, która nie ucierpiała zbytnio w czasie wojny i nie została „zaszpachlowana” burym tynkiem tuż po wojnie, to trochę jak wejście w inny wymiar. Te budynki „przeprowadziły się” z Breslau do Wrocławia i były niemymi świadkami tylu wydarzeń w historii tego miejsca! Są okryte dziesięcioleciami historii – dosłownie i w przenośni. Zdobienia, oryginalna stolarka drzwiowa i okienna, tradycyjnie kilka warstw farby olejnej na klatce schodowej, stare tabliczki na drzwiach, schody z zaokrąglonymi brzegami stopni. To typowy scenariusz, ale za każdym razem trochę inaczej odegrany. Inny budynek, inni lokatorzy. Zawsze zastanawiam się kto mieszkał w danej kamienicy, czym się zajmował, jakie sklepy tam były, z czym się mieszkańcom to miejsce kojarzyło. Może był tu magiel, może sprzedawano owoce, może był warsztat tapicerski? Kto wprowadził się tu po wojnie? Mikrohistoria jest dla mnie niesamowicie interesująca. Te mikrohistorie wraz ze zdjęciami znalazły swoje miejsce na blogu. Wrocław ma tysiące kamienic, więc w miarę zwiedzania kolejnych, w mojej głowie powstał kolaż wszelkich napotkanych cudów: pięknych kafli, misternych stiuków, dostojnych drzwi, szaleństwa secesji romansującego z dostojnym neogotykiem. Nosiłam ten kolaż w głowie i od czasu do czasu doklejałam do niego coś, co zapamiętałam z kolejnych wizyt. W końcu stwierdziłam, że pora ten barwny korowód uporządkować. Poza tym moi najbliżsi zaczynali mieć serdecznie dość historii, które zaczynały się od: „Ale piękne schody dzisiaj widziałam!”. Czytelnicy za to są zachwyceni. A jak reagują mieszkańcy fotografowanych kamienic? Najlepiej jest wtedy, kiedy mogę porozmawiać z kimś bezpośrednio – nie przez domofon – bo wówczas dana osoba ma szansę naocznie przekonać się o tym, że naprawdę interesuje mnie nadgryziony zębem czasu hol, resztki kafli i imponujące schody, a nie jego rower na klatce schodowej czy weki w piwnicy. Chyba nie wyglądam podejrzanie, bo takie spotkania kończą się zwykle długą rozmową o tym, jak mieszka się w danym budynku. Wtedy dowiaduję się o tym, że schody to kiedyś były dużo ładniejsze, tylko ktoś zniszczył ozdobną balustradę, a na trzecim piętrze sypie się balkon. Stojąc z boku i fotografując nie zobaczę tego wszystkiego. Ale ludzie... cóż, bywają różni. Ci mało sympatyczni, choć rzadko, też się trafiają. Dlatego fotografowanie kamienic to trening pewności siebie. I straszny złodziej czasu. Nieraz okazuje się, że ze zdjęć detali nic nie wyjdzie, ponieważ w oknach kamienicy wypoczywa właśnie kilka lokatorek i wiem, że najmilsze, co mogę od nich usłyszeć, to: „Niech nie fotografuje, bo na milicję zadzwonię”. Zawsze dbam o to, by nie uwieczniać na moich zdjęciach osób, ale Polacy i tak są nieufni. I w sumie trudno im się dziwić. Dlatego spokojnie rezygnuję i przychodzę innym razem. Wtedy, gdy jest za zimno na okienny plażing. Która z wrocławskich kamienic jest najpiękniejsza? Zachwycająca jest całe Podwale, ul. Piastowska, ul. Norwida, ul. Traugutta... Jednak jeśli mam wskazać tylko jedną kamienicę w całym Wrocławiu, to moją ulubienicą jest ta z Krasińskiego 21/23. Piękny przykład maniery gotycko-secesyjnej. A są kamienice brzydkie? Brzydkich nie ma, są tylko zdewastowane. NA KOLEJNYCH STRONACH ZOBACZYSZ ZDJĘCIA I HISTORIE KAMIENIC, KTÓRE ODWIEDZA EWELINA Jakub Wilk
Wrocławskie kamienice fascynowały ją od zawsze, a że rodzina nie mogła już dłużej słuchać o kolejnej niesamowitej fasadzie i przepięknych schodach, to założyła bloga. I tak już od czterech lat Ewelina Kodzis fotografuje i opisuje kamienice. Na swoim koncie ma kilkadziesiąt budynków i grono stałych czytelników, którzy razem z nią odkrywają piękno wrocławskich kamienic, także tych zniszczonych i zapomnianych. W naszej galerii wywiad z Eweliną i wspólna podróż po wrocławskich kamienicach.
od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto