Śledztwo w sprawie dokumentów, wszczęte po doniesieniu Eurobanku, jest zawieszone od końca listopada 2010 roku. Powód? Prokuratura twierdzi, że nie można ustalić adresu świadka. Czyli właśnie Pawła Mitera.
Oto fakty. Na początku 2010 roku do rzecznika prasowego Eurobanku zgłosiła się dziennikarka jednego z wrocławskich mediów z informacją o skandalu - bankowe dokumenty z działu windykacji przechodzień znalazł na placu Kościuszki we Wrocławiu.
Bank odebrał dokumenty od dziennikarki i poprosił o kontakt do przechodnia. Chcieli go zapytać o dodatkowe szczegóły. Według prokuratury, tym "przechodniem" okazał się Paweł Miter, były pracownik Eurobanku. Zaś papiery, jakie podobno znalazł, dotyczyły spraw, jakie w imieniu banku prowadził.
Paweł Miter zaprzecza i przedstawia swoją wersję wydarzeń.
- W ubiegłym roku, gdy tylko się dowiedziałem, że jestem poszukiwany jako świadek w jakiejś sprawie, natychmiast zgłosiłem się do prokuratury i złożyłem zeznania. Zostawiłem swój adres i nie dostałem żadnego innego wezwania - mówi Paweł Miter. - To nieprawda, że to ja powiadomiłem media o dokumentach bankowych znalezionych na ulicy. Nie tylko ja, ale 120 innych osób w banku miało do nich dostęp.
Co na to prokuratura? Jej rzeczniczka powtórzyła nam, że śledztwo wciąż jest zawieszone i Paweł Miter nadal jest poszukiwany jako świadek.
O Pawle Miterze zrobiło się ostatnio głośno, gdy wyszło na jaw, że to on nagrał rozmowę z prezesem Sądu Okręgowego w Gdańsku. Podał się za asystenta ministra Tomasza Arabskiego, szefa kancelarii premiera Donalda Tuska. Sędzia uzgadniał z rzekomym asystentem termin posiedzenia sądu w sprawie zażalenia na areszt szefa Amber Gold Marcina P. Historię tej prowokacji opisała kilka dni temu "Gazeta Polska Codziennie".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?