Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wrocławianin w chorobie walczy o życie innych. Namawia do oddawania szpiku szukając swojego genetycznego bliźniaka [WIDEO]

Nadia Szagdaj
Nadia Szagdaj
Pierwszy pobór próbki to tylko wymaz z ust. Oddanie szpiku zaś, wygląda tak samo jak oddanie krwi – z żyły.
Pierwszy pobór próbki to tylko wymaz z ust. Oddanie szpiku zaś, wygląda tak samo jak oddanie krwi – z żyły. Paweł Relikowski
Gdy dowiedział się o trzecim nawrocie raka krwi, jego córka namówiła go by stał się twarzą DKMS. Dziś Norbert Ćwichuła jako jeden z ambasadorów fundacji szuka swojego genetycznego bliźniaka, który przekazując szpik, uratuje mu życie. Ale nie działa tylko dla siebie. - Osoba, która odda szpik jest bohaterem. Ale nie takim amerykańskim, w przenośni. Jest prawdziwym bohaterem, bo naprawdę ratuje komuś życie.

W Polsce, posiadamy jedną z największych bazę dawców szpiku. Mimo to, pan Norbert wciąż szuka swojego genetycznego bliźniaka, którego szpik zwróci mu zdrowie. Swoją historią zachęca by tę bazę wzbogacać. - Każda oddana próbka może uratować komuś życie. Mnie lub komukolwiek na świecie – opowiada.

W pierwszej kolejności bliźniąt poszukuje się w Polsce. Potem w Niemczech, co związane jest z naszą wojenną historią. Okazuje się bowiem, że właśnie głównie w Niemczech, Polacy znajdują swoich genetycznych braci i siostry. Potem baza przekopywana jest pod kątem próbek na całym świecie.

Swędziała go skóra

O raku Norbert Ćwichuła dowiedział się dzięki dermatologowi. - Żaden nie był w stanie zaradzić na moją swędzącą skórę - wspomina. - W końcu jedna pani doktor stwierdziła, że powinienem wykonać dodatkowe badania. Wyniki wyglądały całkiem nieźle. Jednak głębsza analiza wykazała, że mam Chłoniaka Hodgkina i, że jest już bardzo źle.

Nawet lekarze mówią o panu Norbercie, że ma pecha. - Ostatni przypadek podobny do mojego był we Wrocławiu trzy lata temu. Mój system immunologiczny przeoczył mnożące się komórki rakowe, a organizm wyhodował ich około kilograma. Pierwsza chemioterapia nie zadziałała. Po drugiej miałem autoprzeszczep, czyli taki restart organizmu. Ale choroba wróciła po raz trzeci. Obecnie jestem w trakcie leczenia i czekam na kolejny przeszczep, tym razem od dawcy – wyjaśnia N. Ćwichuła.

Najważniejsze jest wsparcie

Pan Norbert przyznaje, że ciężko byłoby mu walczyć z chorobą, gdyby nie jego rodzina.

- Kiedy człowiek dowiaduje się, że ma raka, popełnia kategoryczny błąd i w pierwszym odruchu przekopuje Google w poszukiwaniu informacji o schorzeniu. Stamtąd dowiaduje się, że napisy końcowe już lecą. Nie będzie przyszłego roku, kolejnych świąt… Wsparcie rodziny, w moim przypadku żony i córki, jest tu niezwykle ważne. Szczególnie, że sam proces leczenia jest bardzo ciężki, a po chemii człowiek dosłownie całkowicie opada sił. Walką jest nawet dojście do łazienki – mówi.

Córka Norberta Ćwichuły jeszcze zanim jej ojciec zachorował, honorowo oddawała krew i zgłoszona jest jako dawca szpiku. To ona zgłosiła ojca do DKMS. - Gdybym nie znalazł swojego genetycznego bliźniaka, córka zostanie moim dawcą ratunkowym, zgodnym z moim profilem w 50 procentach – tłumaczy dumny ojciec.

- Taka wiadomość o chorobie, dla zdrowego, aktywnego człowieka jest nie do prostu nie do przetrawienia – dodaje pan Norbert. - Pomoc rodziny poparta jest często sesjami z psychologiem onkologicznym. Człowiek często nawet tego nie chcąc, poddaje się. I właśnie tego absolutnie nie wolno robić.

Trzeba także dodać, że sam przeszczep jest jednym z najbardziej ekstremalnych przeżyć jakich może doświadczyć człowiek. Lekarze mówią, że podczas megachemii poprzedzającej proces, pacjenci dosłownie ocierają się o śmierć. Do końca życia zaś skazani są na leki zapobiegające odrzutom.

Mity wciąż pokutują

W Polsce i tak mamy rozbudowaną bazę dawców szpiku. Wciąż jednak wśród wielu z tych potencjalnych pokutuje przekonanie, że dawcą nie może zostać np. osoba wytatuowana. - Tatuaż w niczym nie przeszkadza. No, może poza tym, że pielęgniarki nie mogą znaleźć żyły, w którą mogłyby się wkłuć – żartuje N. Ćwichuła. - Jedynie od momentu wykonania tatuażu do poboru musi minąć pół roku, to wszystko – uspokaja.

Potencjalni dawcy boją się także bólu związanego ze słynnym poborem szpiku z biodra. - Nie należy oglądać seriali telewizyjnych i sugerować się tym, co jest w nich pokazane – przekonuje pan Norbert. - Pierwszy pobór próbki to tylko wymaz z ust. Oddanie szpiku zaś, wygląda tak samo jak oddanie krwi – z żyły. Jedyna różnica polega na tym, że dawca leży podłączony do specjalnej maszyny, która gromadzi szpik i zwraca mu jego krew z powrotem.

Duża baza to połowa sukcesu

Pan Norbert podkreśla, że duża baza dawców nie gwarantuje „szczęśliwego trafu”. - Mój bliźniak genetyczny, który gdzieś tam jest, po prostu jeszcze nie oddał szpiku – domyśla się. - Jeśli ma się szczęście szansa na znalezienie takiego bliźniaka wynosi 1 na 20 tysięcy. Jeśli nie, jeden na milion – wylicza.

Dlatego potencjalnych dawców trzeba cały czas uświadamiać i informować, że zapotrzebowanie na szpik nigdy nie maleje. - Osoba, która odda szpik jest bohaterem. Ale nie takim amerykańskim, w przenośni. Dla kogoś jest bohaterem, bo zwraca mu życie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska