Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wrocławianie nie sprzątają po swoich psach

Arkadiusz Gołka
Piotr Krzyżanowski
Kompletnych wariatów, osoby niespełna rozumu lub zwykłych oszustów są w stanie udawać wrocławianie, by uniknąć mandatu za nieposprzątanie po swoich psach.

Taki śmieszno-straszny obraz mieszkańców naszego miasta wyłania się, jeśli tylko wsłuchać się w ich, absurdalne wyjaśnienia, dlaczego nie usunęli odchodów.

Jednym z najciekawszych przypadków, który odbił się szerokim echem w całej Polsce, jest historia 74-letniego emeryta. Opisaliśmy ją w sierpniu tego roku. Emeryt miał pecha, bo został zauważony przez patrol straży miejskiej przy skwerze pomiędzy ulicami Wita Stwosza i św. Katarzyny, gdy jego pies właśnie załatwiał swoje potrzeby.

Funkcjonariusze zwrócili mu uwagę, ten jednak uparł się by nie zapłacić mandatu i rzucił się do ucieczki. Strażnicy szybko go dogonili i zagrozili użyciem siły, wtedy zaprosił ich do swojego pobliskiego mieszkania, gdzie rzekomo zostawił dowód osobisty potrzebny do spisania mandatu. Jednak na klatce
schodowej znowu zaczął uciekać i schował się w swoim mieszkaniu.

Jednemu ze strażników udało się zablokować drzwi wejściowe nogą, wtedy dziarski staruszek przez szczelinę drzwi potraktował obu... gazem. Odpowiedzieli tym samym. W końcu wrocławianin poddał się i wezwano policję, która go zatrzymała.

Najciekawsze historie opowiedział nam Robert Paluch, strażnik osiedlowy patrolujący Nowy Dwór. Według niego, pomysłowość właścicieli czworonogów nie zna granic.

- Raz pewien pan, poproszony o posprzątanie po psie, po prostu wszedł w jego kupę. Rozdeptał ją dokładnie i powiedział, że już jej nie ma, a resztki zabiera na butach - relacjonuje Paluch. - Nie komentowałem tego, a pan został pouczony - zaznacza.

Innym razem Paluch spotkał zdesperowanego delikwenta ze swoim pupilem na spacerze. Mężczyzna zorientował się, że strażnik idzie w jego stronę. Uciekł do bramy i wołał psa, by do niego przybiegł. Miał w oczach przerażenie. Patrzył jednocześnie, jak blisko jest strażnik i gdzie znajduje się jego pies, obawiając się czy zdąży zamknąć drzwi. Zdążył uciec. Upiekło mu się.

Warto przytoczyć jeszcze jeden przypadek. Strażnik poprosił kobietę, by posprzątała po swoim yorku. Nie wiedziała jak, w końcu zdjęła folię z paczki papierosów i próbowała pozbierać nieczystości. Bardzo się przy tym namęczyła i nagle zaczęła szlochać tak głośno, że zwróciła uwagę przechodniów.

- Gdy ją uspokoiłem powiedziała, że płacze, bo jej wstyd. Skończyło się na pouczeniu - wspomina Paluch.

Zdarza się również, że właściciele czworonogów udają, że biegający przy ich nogach pies wcale do nich nie należy. Inni tłumaczą, że nie posprzątali, bo zwierzak załatwił swoją potrzebę na trawniku... naturalnie go nawożąc.

Są także przypadki, gdy ktoś udaje cudzoziemca, albo wyjaśnia, że ma małego psa, który robi niewielkie kupy, a strażnicy się czepiają. Normą jest zaś tłumaczenie, że nie wzięli ze sobą torebek, w okolicy nie ma pojemnika na odchody albo że jest to obowiązek dozorcy, któremu za to płacą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska