Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wrocław: Zmarło dziecko, a prokurator tuszowała sprawę błędu profesora?

Marcin Rybak
- Każda konfrontacja, każda rozmowa wzmaga we mnie traumę - mówi Małgorzata Ossmann
- Każda konfrontacja, każda rozmowa wzmaga we mnie traumę - mówi Małgorzata Ossmann Janusz Wójtowicz
Wrocławska prokuratorka Justyna D. zamiotła pod dywan dwa różne śledztwa dotyczące błędów w sztuce lekarskiej. Oba dotyczyły lekarzy z klinik wrocławskiej Akademii Medycznej. Jedno z ginekologii i położnictwa, a drugie z chirurgii ogólnej i onkologicznej. Przez kilka lat w obu sprawach nic nie zrobiono, ale pani prokurator udawała, że toczy się intensywne śledztwo. Akta były niby wysłane do ekspertów medycyny sądowej. Ale to nieprawda.

Co więcej, do wrocławskiej prokuratury przychodziły pisma i faksy od biegłych. Ale - jak się okazało - pani prokurator wysyłała je sama do siebie. Po to, by mieć "podkładkę", że coś się w sprawie dzieje. To wszystko ma wynikać z ustaleń śledztwa prowadzonego przez Prokuraturę Okręgową w Legnicy. Śledczy chcą postawić wrocławskiej prokuratorce z Prokuratury Rejonowej w Śródmieściu dwa zarzuty popełnienia przestępstwa. Chcą, by odpowiadała m.in. za przekraczanie uprawnień i posługiwanie się dokumentami, które poświadczały nieprawdę.

Żeby postawić prokuratorowi zarzut popełnienia przestępstwa, trzeba mu najpierw uchylić immunitet. Zajmuje się tym prokuratorski Sąd Dyscyplinarny. W sprawie prokurator D. jego postępowanie ma się zacząć 24 września. Od decyzji tego sądu można odwołać się do Wyższego Sądu Dyscyplinarnego. Orzeczenie tej instancji jest ostateczne. Gdyby immunitetu nie uchylono, śledztwo trzeba by umorzyć. Jak będzie? Zobaczymy.

Profesor Andrzej K. i zaginione akta sprawy
Historia zaczęła się we wrześniu ubiegłego roku. Wtedy ujawniliśmy, że w tajemniczych okolicznościach zaginęły akta sprawy, w której od kilku lat podejrzany jest profesor Andrzej K., kierownik Kliniki Ginekologii i Położnictwa z ul. Chałubińskiego (zobacz: W prokuraturze tuszowano sprawę znanego lekarza?). Ofiarą błędu lekarskiego ma być Małgorzata Ossmann. W sierpniu 2007 r. lekarze mieli zbyt późno rozpoznać, że zaczął się poród. Rozpoczęło się cesarskie cięcie, ale dziecka nie udało się już uratować. Zagrożone było również życie pani Małgorzaty.

Jeśli Sąd Dyscyplinarny zgodzi się z ustaleniami legnickiego śledztwa, prokurator D. będzie podejrzana o to, że śledztwo zaczęło być zamiatane pod dywan 1 kwietnia 2009 r. Fakt ten ujawniono dopiero rok temu. Przez cały ten czas pokrzywdzona kobieta dopytywała się, co się dzieje w sprawie. I cały czas była informowana, że akta są w Poznaniu w tamtejszym Zakładzie Medycyny Sądowej.
Dopiero przed rokiem przełożeni zapytali Justynę D., gdzie są te akta. Musieli się przygotować do telewizyjnego wywiadu. Justyna D. w odpowiedzi na pytanie zasłabła i trzeba było wezwać lekarza. Szybko okazało się, że w sprawie coś jest nie tak. Historię nakazano zbadać śledczym z Legnickiej Prokuratury Okręgowej. Podczas ich postępowania wyszło na jaw, że Justyna D. w podobny sposób miała zamieść pod dywan inne śledztwo. Rzeczniczka legnickiej Prokuratury Okręgowej Liliana Łukasiewicz nie chciała ujawnić jego szczegółów. Wiadomo jedynie, że ukrywanie sprawy zaczęło się w styczniu 2008 roku, czyli kilkanaście miesięcy przed sprawą pani Ossmann.

Małgorzata Ossman od lat czeka na sprawiedliwość
- Nie chcę, żeby pani prokurator się nade mną litowała. Chcę tylko, żeby robiła to, co do niej należy - mówi "Gazecie Wrocławskiej" Małgorzata Ossmann. Pani Małgorzata jest przekonana, że ona i jej dziecko padły ofiarą lekarskiego błędu. Od lat nie może dojść prawdy i sprawiedliwości. Rok temu wyszło na jaw, że śledztwo w jej sprawie przez kilka lat zamiatano pod dywan.

W sprawie zarzuty usłyszało dwóch lekarzy. Profesor Andrzej K. z kliniki ginekologii i położnictwa wrocławskiej Akademii Medycznej oraz doktor Marek M. z tej samej placówki. Już w 2008 roku obaj usłyszeli zarzuty nieumyślnego spowodowania śmierci dziecka. Podstawą była opinia ekspertów medycyny sądowej z Poznania.

W 2009 r. w śródmiejskiej prokuraturze zapadła decyzja, że konieczna jest jeszcze jedna opinia biegłych. Wtedy akta sprawy pani Ossmann były widziane po raz ostatni. - Chodziłam pytać, co się w sprawie dzieje. Cały czas słyszałam, że akta są u biegłych, a pani prokurator czeka i nie wie, kiedy wrócą - opowiada pani Ossmann.

Rok temu wyszło na jaw, że akta nigdzie nie trafiły. Gdzie były - nie wiadomo. Prokurator Justyna D. gdzieś je schowała. Zapytana o akta - zemdlała. Po kilku dniach dokumenty, które trafić miały do Zakładu Medycyny Sądowej w Poznaniu, ktoś podrzucił do takiej samej placówki... w Białymstoku. Stało się to już wtedy, gdy o aferze z zagubionymi aktami huczały media.

- Trudno mi z tym żyć. Trudno przez cały czas grzebać w ranach - mówi Małgorzata Ossmann. - Szczególnie gdy muszę spotykać się z takim postępowaniem ludzi. Każda konfrontacja, każda rozmowa na ten temat wzmaga we mnie traumę. Kobieta, która przeszło sześć lat temu straciła dziecko, bo lekarze zbyt późno zabrali się za cesarskie cięcie, nie może zrozumieć, jak można było zrobić jej coś takiego.

- W jakim kraju żyjemy? Gdzie obywatel i jego prawa? Jakie ja mam prawa? - pyta. - Kiedy wreszcie się dowiem, kto odpowiada za śmierć mojego dziec-ka? Kto powinien stać po mojej stronie? Jakie mam środki do obrony?
Kiedy i czy w ogóle prokurator Justyna D. usłyszy zarzuty - na razie nie wiadomo. Postępowanie przez Sądem Dyscyplinarnym o uchylenie jej immunitetu może się ciągnąć przez wiele miesięcy.

Zapłaciliśmy za poczynania pani prokurator
Podatnicy już zapłacili za zamiatanie pod dywan sprawy pani Ossmann. Przed kilkoma miesiącami sąd ocenił, że to, co działo się z tym śledztwem, to ewidentny bałagan i przewlekłość. Pani Małgorzacie Ossmann wypłacono 20 tys. zł odszkodowania. To maksymalna kwota, jaką można dostać, gdy sąd lub prokuratura niesłusznie przeciągają postępowanie. A śledztwo toczy się, choć - jak mówi pani Ossmann- jest już na ukończeniu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska