Wrocław: pożar na Gajowicach. Nie żyje jedna osoba (ZDJĘCIA)

- Ogień zajął cały parter naszej klatki schodowej - opowiada Teresa Chlewicka, która mieszka na pierwszym piętrze częściowo spalonej kamienicy. - Wciąż boli mnie gardło i słabo się czuję. To było straszne uczucie. Wszędzie wokół tylko ogień i dym. Najgorsze, że pożar skończył się taką tragedią i zginął sąsiad.

Pani Teresa mieszka ze swym mężem Gustawem. Okna były zamknięte, więc nie poczuli dymu, wydobywającego się z lokalu na parterze. Dlatego oboje bardzo późno zorientowali się, w jak niebezpiecznej sytuacji się znaleźli.

- Około 13.30, zaraz po obiedzie, chciałem zejść do zaparkowanego pod domem samochodu - relacjonuje Gustaw Chlewicki. - Gdy wychodziłem, na klatce schodowej było już trochę dymu. A po chwili, kiedy wracałem, ledwo dostałem się do domu. Na klatce schodowej musiałem przedzierać się przez płomienie. Od razu, po powrocie do mieszkania, wezwałem straż pożarną. W domu mieliśmy pełno dymu.

Bardzo szybko na miejscu pojawiło się kilka zastępów strażaków. Akcję zaczęli od natychmiastowej ewakuacji wszystkich, 30 lokatorów. Potem zabrali się za gaszenie. Dzięki szybkiej akcji nie spłonęła cała kamienica, lecz tylko parter klatki schodowej i jedno mieszkanie.

Właśnie w nim strażacy znaleźli ciało mężczyzny. To tam prawdopodobnie pojawiły się najpierw płomienie. Prawdopodobnie lokator zaprószył ogień. W czasie pożaru cała kamienica zasnuta była dymem. O tym, jak dużo go było, najlepiej świadczy fakt, że przybyła na miejsce ekipa pogotowia
musiała zająć się mieszkającą na czwartym piętrze kobietą, która zemdlała.

Po ugaszeniu ognia strażacy i policjanci przeprowadzili dochodzenie. Około godz. 16 na noszach wyniesiono zmarłego w wyniku pożaru mężczyznę. Na zakończenie akcji pozostali lokatorzy czekali przed kamienicą. Pozwolono im wrócić do mieszkań po trzech godzinach od wybuchu pożaru.

Klatka schodowa kamienicy nadaje się do kapitalnego remontu.