Najbardziej dramatyczny przypadek wydarzył się 12 września, gdy przypięta pasami do łóżka kobieta podpaliła się zapalniczką i kilka dni później zmarła w szpitalu. Miała spalone 70 proc. powierzchni ciała. Pomieszczenie było monitorowane.
Jak się dowiedzieliśmy, inny dramatyczny wypadek wydarzył się w lipcu. Samobójstwo popełnił 50-letni mężczyzna ze Żmigrodu. Był w pięcioosobowej sali. Według naszych informacji - podobnie jak w tej, w której spłonęła kobieta - był monitoring. Mężczyzna powiesił się na kracie okiennej.
- Prowadzimy śledztwo - mówi rzeczniczka wrocławskiej Prokuratury Okręgowej Małgorzata Klaus. - Przesłuchaliśmy już innych pacjentów izby, którzy leżeli w tej samej sali. Jest też zabezpieczony monitoring.
W izbie wytrzeźwień przekonują, że w przypadku lipcowej tragedii - inaczej niż w związku z ostatnim pożarem - pracownicy dopełnili wszelkich formalności.
- Z tego, co wiem, zareagowali natychmiast - mówi Dominik Golema, wicedyrektor Departamentu Spraw Społecznych wrocławskiego Urzędu Miejskiego. - Zdjęli mężczyznę z kra-ty i zaczęli reanimować. Jak przyjechała karetka, to człowiek wciąż żył.
Problem w tym, dlaczego nie zauważono wcześniej, że mężczyzna przygotowuje się do samobójstwa. Dyrektor izby Janusz Łoziński od swoich pracowników słyszał relacje, z których wynikało, że na monitorze nic nie było widać. Mężczyzna siedział twarzą do okna i przygotowywał sznur z koszuli . Nie dało się tego zauważyć.
Potem błyskawicznie założył gotowy sznur na kratę i powiesił się. Na ratunek ruszono natychmiast. Dlatego po tej tragedii nie podjęto żadnych decyzji dyscyplinarnych. Natomiast po pożarze i śmierci 34-letniej kobiety pracę straciły dwie osoby. Wśród nich jest opiekunka. Zarzucono jej złamanie procedur. Powinna była co kilkanaście minut przychodzić do pomieszczenia, w którym leżała kobieta. A nie zrobiła tego.
- Nas jest za mało - przekonują anonimowo pracownicy izby broniący zwolnionej koleżanki. - Prosiliśmy dyrektora żeby zwiększyć liczbę pracowników na zmianie. Dla naszego bezpieczeństwa i dla bezpieczeństwa pacjentów - mówi jeden z pracowników. - Nie było żadnej odpowiedzi.
Dominik Golema przekonuje, że wtedy, gdy izba spodziewa się większej liczby pacjentów - na przykład w sylwestra, popularne imieniny czy w czasie jakiejś dużej imprezy w mieście - liczba pracowników jest większa niż w normalne dni. A na co dzień zwiększania liczby personelu nie potrzeba.
Trzy pozostałe śmiertelne wypadki w izbie zakwalifikowani jako "zgon naturalny", czy-li wynikający z nadużycia alkoholu. Nie ma śledztwa w ich sprawie. A może izba powinna być przy szpitalu, żeby człowiek z zagrożeniem życia mógł otrzymać natychmiastową pomoc lekarską? Może wtedy któraś ze zmarłych osób przeżyłaby?
- Dobre pytanie - mówi dyrektor Golema. Problem w tym, że to droga inwestycja. A opłaty za pobyt w izbie nie można podnieść, bo reguluje ją ustawa. Teraz jest to 250 zł za dobę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?