Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojna laweciarzy. Płoną auta pomocy drogowej

Rafał Święcki
Już siedem aut należących do pomocy drogowej spłonęło w ciągu ostatnich lat w Jeleniej Górze. Przedsiębiorcy nie mają wątpliwości, że to efekty wojny "laweciarzy" o miejscowy rynek. Jeleniogórska policja jest bezradna. Nikomu nic nie udowodniono. Śledztwa umorzono.

20 tysięcy złotych nagrody, za wskazanie sprawców podpalenia lawet pomocy drogowej, wyznaczył jeleniogórski przedsiębiorca Łukasz Szeszko. W andrzejkową noc nieznani sprawcy spalili mu pod domem trzy auta. Z dymem poszedł nowy volkswagen i 4-letnia ciężarówka man. Ogień uszkodził też terenowe mitsubishi.

Nie ma wątpliwości, że było to podpalenie. Nadtopione plastikowe pojemniki, w których podpalacz przyniósł benzynę, leżą jeszcze na trawniku posesji. - Wyjechaliśmy z domu na imprezę andrzejkową. Podpalacz musiał nas obserwować. Około 21 zadzwoniła moja przerażona mama i powiedziała, że jest pożar - mówi Szeszko.

Łukasz Szeszko uważa, że za podpaleniem mogą stać osoby z konkurencyjnej firmy. Przyznaje, że wcześniej składał na nią donosy na policję. Zapewnia, że chodzi mu tylko o przestrzeganie prawa. - Bardzo wiele lawet jeździ przeładowanych. Firma, która ma lekkie samochody do 3,5 tony, ładując na platformę auto osobowe, przekracza dopuszczalną masę całkowitą. Próbujemy z tym walczyć, bo sami inwestujemy w cięższe samochody, by jeździć zgodnie z przepisami - mówi Szeszko. - Zwracaliśmy na to uwagę policji. Oni nic z tym nie zrobili. Jedynym efektem są te wypalone wraki na podwórku - dodaje.

Szeszko twierdzi, że kilka tygodni przed podpaleniem, jeden z kierowców z konkurencyjnej firmy groził mu. Udało mu się nagrać tę rozmowę. Nagranie przekazał policji. Mężczyzna ma usłyszeć zarzut kierowania gróźb karanych. Przedsiębiorca zapewnia, że nie da się zastraszyć.

Laweciarz z konkurencyjnej firmy nie chce komentować tych zarzutów. On sam też był ofiarą podpalenia. Rok temu w piwnicy budynku, w którym mieszka, spłonęły dwie opony. Dym zniszczył klatkę schodową. Z budynku ewakuowano mieszkańców. Na szczęście nikt się nie zatruł czadem.

Co na to policja? Historia wojny laweciarzy - CZYTAJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Komendant miejski policji Zbigniew Markowski tłumaczy, że procesowo tego typu przestępstwa są niezwykle trudne do udowodnienia. - Absolutnie tego nie bagatelizujemy. To są poważne przestępstwa kryminalne - mówi Markowski.

Jego zdaniem policja reaguje też na sygnały, dotyczące naruszeń przepisów ruchu drogowego podczas transportu lawetami. - Jeśli informacje potwierdzały się, policjanci interweniowali, były zatrzymywane dowody rejestracyjne. Kontrolowaliśmy także dopuszczalne masy całkowite, robiliśmy to na podstawie dokumentów, wagi nie stoją przecież na każdej ulicy - dodaje Markowski.

W Jeleniej Górze działa 5 legalnych firm pomocy drogowej, kolejnych dwadzieścia jeździ na „dziko” bez licencji. Między kierowcami holowników dochodziło nieraz do sporów, firmy rywalizują bowiem o klientów.

W ciągu ostatnich pięciu lat w „wojnie" pomocy drogowych w mieście spłonęło już w sumie 7 aut należących do holowników i jeden samochód klientki. Ogień podłożono też w domu jednego z kierowców holowników. Jeleniogórska policja jest bezradna. Nikomu nic nie udowodniono. Śledztwa umorzono.

Do pierwszych pożarów doszło we wrześniu 2010 roku. Podpalacze dwukrotnie podłożyli ogień w bazie firmy Leszka Poniatowskiego na ul. Uroczej w Jeleniej Górze. W ciągu kilku dni spłonęły tam cztery samochody. Trzy z nich należały do Leszka Poniatowskiego, który lawetami jeździ od 23 lat. O podłożenie ognia podejrzewał konkurencję. - Kosztowało mnie to 70-80 tys zł, ale udało mi się podnieść po tej katastrofie - mówi dziś Poniatowski.

W 2013 roku spłonęła w Jeleniej Górze ciężarowa laweta należąca do firmy Macieja Tomali. On również uważa, że za pożarem stała konkurencja. - Rynek jeleniogórski jest za mały, by mogło działać tu tylu holowników, stąd konflikty - uważa poszkodowany laweciarz.

Przedsiębiorcy podejmowali już kilka prób rozwiązania konfliktów i uregulowania rynku. Te kończyły się nowymi sporami. W efekcie walki o klienta zdarza się, że do jednej kolizji przyjeżdża kilka firm i dochodzi do kłótni o zlecenie. Laweciarze ostro rywalizują też w przetargach na transport aut zatrzymanych przez policję oraz o zlecenia odholowywania niewłaściwie zaparkowanych pojazdów, które zlecają samorządy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska