Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Władzo, nie dręcz Jurka Owsiaka za przekleństwa

Janusz Michalczyk
archiwum
Ku...a, Owsiak przed sądem za powiedzenie „ku...a”, użycie najbardziej pospolitego w naszym kraju przekleństwa? Darujmy sobie od razu całą ideologię, która stoi za wytoczeniem przez prokuraturę sprawy po donosie rzekomo obrażonego osobnika. Ten nawet nie pofatygował się na spotkanie z Jerzym Owsiakiem, a jedynie śledził jego przebieg w internecie i - jak twierdzi - poczuł się obrażony użyciem niecenzuralnego słowa. Obrażony jedną zwykłą „k...ą”, która padła w trakcie opowiadania anegdoty ze stanu wojennego?

Ten osobnik po prostu nienawidzi Owsiaka, ale co z jego nienawistnym uczuciem zrobiła prokuratura, to już jest, oczywiście, sprawa polityczna. Jak wszystkim doskonale wiadomo, dla obecnej władzy Owsiak jest uosobieniem wszystkiego, co najgorsze, bo tej władzy nie lubi. Niezależnie od tego, co się sądzi o działalności Owsiaka i jego wpływie na młodzież, trzeba uczciwie przyznać, że jest szykanowany i nękany w całym majestacie prawa.

Żeby było jasne, w tych przypadkach, gdy Owsiak procesował się wielokrotnie z internautą o nicku „matka kurka”, była to ich prywatna wojna. Kiedy zarzucano Owsiakowi różne nieprawidłowości finansowe, nie było to przekroczeniem granicy przyzwoitości, bo kto korzysta z ofiarności ludzi, prowadzi zbiórkę pieniędzy i dysponuje milionami złotych, ten powinien być pod lupą i tłumaczyć się publicznie z każdego wydanego grosza.

Pozostaje pytanie, od kiedy publiczne przeklinanie jest zbrodnią? Dla językoznawców używanie słów niecenzuralnych, wulgarnych to przejaw żywej polszczyzny, bo takie są potrzeby emocjonalne człowieka. Kwestią otwartą jest, w jakiej sytuacji „brzydkiego” wyrazu użyjemy. Jeśli ktoś wulgarne słowa rozpoczynające się na „k”, „p”, „ch” stosuje jak przecinki w zdaniu, strzela nimi co pięć sekund - to jest prymitywem. Warto go upomnieć, zwłaszcza gdy w pobliżu są kobiety lub dzieci.

Natomiast jeżeli takie słowo padnie w trakcie opowiadania anegdoty, zazwyczaj nadaje jej „pieprzności”, a czasem czyni jeszcze zabawniejszą. Bywa że bez takiego słowa trudno się wręcz obyć i nie chodzi tylko o momenty, gdy rzucamy „mięsem” lub „łaciną” w zdenerwowaniu. Ba, naukowcy udowadnili, że umiarkowane przeklinanie jest zdrowe, bo rozładowuje psychiczne napięcie, zwiększa wydolność fizyczną organizmu, a nawet świadczy o prawdomówności. „Wprowadzanie zakazów używania wulgaryzmów czy przekleństw jest absurdalne” - twierdzi prof. Maciej Grochowski, autor „Słownika polskich przekleństw i wulgaryzmów”.

W pamięci utkwiła mi anegdota opowiedziana przez prof. Jana Miodka, który za jej pomocą krótko i trafnie przedstawił zjawisko upowszechnienia najbardziej typowego wulgaryzmu. Profesor podróżował kiedyś pociągiem w jednym wagonie z dystyngowaną, starszą parą. W pewnej chwili, podczas przygotowań do opuszczania wagonu, starszy i dystyngowany pan zwrócił się do swojej dystyngowanej małżonki: „Krysiu, podaj mi, k...a, walizkę”. Czy chciał w ten sposób obrazić bliską sobie kobietę? Nie. Czy zamierzał świadomie zbulwersować współpasażerów? Nie. Przez chwilę przestał się kontrolować i paskudne słówko wyrwało się na wolność.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska