Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wigilia z dala od domu. Tak święta wspominają Martyna Wojciechowska i Elżbieta Dzikowska

Kinga Czernichowska
Zastanawialiście się kiedyś, jak to jest spędzać wigilię samotnie, z dala od domu? Gdzieś za granicą, gdzie atmosfery świąt brak? Zobaczcie, jak takie nietypowe wigilie wspominają podróżniczki: Martyna Wojciechowska i Elżbieta Dzikowska.
Zastanawialiście się kiedyś, jak to jest spędzać wigilię samotnie, z dala od domu? Gdzieś za granicą, gdzie atmosfery świąt brak? Zobaczcie, jak takie nietypowe wigilie wspominają podróżniczki: Martyna Wojciechowska i Elżbieta Dzikowska. Piotr Smoliński, Polska Press Grupa
Zastanawialiście się kiedyś, jak to jest spędzać wigilię samotnie, z dala od domu? Gdzieś za granicą, gdzie atmosfery świąt brak? Zobaczcie, jak takie nietypowe wigilie wspominają podróżniczki: Martyna Wojciechowska i Elżbieta Dzikowska.

Gdzie tkwi magia świąt Bożego Narodzenia? W lampkach na choince, tradycji dzielenia się opłatkiem, a może poświęcenia większej uwagi najbliższym? O specyfice świąt Bożego Narodzenia opowiadają na kartach książki "Przy wigilijnym stole" ludzie kultury, biznesu i Kościoła. Wśród nich wigilię z dala od domu opisują Martyna Wojciechowska i Elżbieta Dzikowska.

Martyna Wojciechowska, podróżniczka i dziennikarka jedną z takich wigilii spędziła z dala od domu. Brała wtedy udział w wyprawie na masyw Mount Vinson na Antarktydzie. Było to pierwsze Boże Narodzenie jej córki, Marysi, która miała wtedy osiem miesięcy. Dziennikarka tak wspomina tamtą wigilię:

W końcu zadzwoniłam do mamy i powiedziałam: „Mamo, wracam. Zbliżają się święta, nie wyleciałam na Antarktydę, nie wiem, czy i kiedy się to uda, czuję się strasznie samotna". Zaczęłam wtedy tęsknić tak bardzo, jak jeszcze nigdy wcześniej w życiu. Tęskniłam za Marysią. Nagle w mojej głowie otworzyły się całe pokłady świadomości i zaczęłam sobie wszystko powoli porządkować. Mama natomiast wzięła cztery głębokie wdechy i powiedziała tak: „Moja droga, powiedziałaś A, należy powiedzieć B. Wyleciałaś na kraniec świata i masz do zrealizowania pewien cel. Więc nie rób scen, wiesz, że wspieram cię w każdej decyzji, ale zostań i dokończ, bo będziesz zawsze czuła niedosyt. Tu się nic nie dzieje, Marysia jest pod opieką, wszyscy czujemy się świetnie, będzie nam przykro w te święta bez ciebie, ale zostań. Zrób, co masz zrobić, wróć, a potem będziemy się zastanawiać, co dalej”. No i zrobili wigilię wcześniej, ze względu na różnicę czasu, usiedli przy stole, a ja znalazłam jakąś kafejkę internetową, gdzie połączyłam się z nimi na Skypie i mogłam wszystkich zobaczyć. Oczywiście widziałam Maryśkę i... po tej rozmowie rozkleiłam się całkowicie.

Martyna Wojciechowska wiele razy udowodniła, że potrafi odnaleźć w sobie siłę. Nie inaczej było i tym razem.

Postanowiłam więc wziąć plecak i ruszyć w miasto. I zaczęła się bardzo osobliwa część mojej Wigilii.Najpierw znalazłam austriacko-niemieckich kolegów, którzy właśnie siedzieli w knajpie, zamawiali krwiste steki i popijali je czerwonym winem, głośno sie przv tym śmiejąc i opowiadając rubaszne dowcipy. Atmosfery świątt brak. W pewnym momencie w zamarzniętych drzwiach, bo było bardzo zimno, zobaczyłam Świętego Mikołaja, którv wpadł, krzycząc jakieś „Ho, ho, ho". Okazało się, że to dwaj Czesi, którzy również wybierają się w kierunku Antarktydy i tak samo jak ja siedzą i czekają na samolot. Jak to Polak z Czechem, szybko się dogadaliśmy. Oni zdecydowali, że naslępnego dnia wracają do kraju, bo już nie mają czasu i skońćzyły im się pieniądze, ale jeszcze spędzą tu Wigilię. Ruszyliśmy więc razem w miasto.

Elżbieta Dzikowska to kolejna podróżniczka, która woli Boże Narodzenie w spędzać w Polsce. Nie zawsze było to jednak możliwe.

Raz spędziłam je na morzu, dawno temu, kiedy wracałam statkiem Krynica z Meksyku. (...) Akurat wtedy rozpętał się sztorm. Miało być uroczyście, kucharze przygotowali bardzo smakowite potrawy, ale nikt nie był w słanie ich skosztować, chociaż stoliki były nakryte mokrymi obrusami, żeby talerze się nie ślizgały. Tak więc nie udała się ani ta Wigilia, ani świąteczna noc, ponieważ w kajutach wszystko fruwało. Mnie wyrwało radio ze ściany, ponoć nieźle przymocowane. No i przewracałam się na koi. Były to trzy dni bardzo nieprzyjemnych świąt, zwłaszcza że ja mam chorobę morską, więc było naprawdę ciężko. Drugie święta poza Polską spędziłam w Meksyku z moim mężem Tonym Halikiem. Pamiętam, że do wigilijnej wieczerzy przygrywali nam mariachis i bynajmniej nie były to kolędy, tylko wesołe piosenki regionalne. Ludzie nie dzielą się tarn opłatkiem, nie podaje się postnych potraw. Królował indyk w czekoladzie, czyli w specjalnym sosie, który składa się z ponad dwudziestu ingrediencji. Podstawą tego sosu są czekolada, ostra papryka chili i inne składniki. Ja to bardzo lubię, to się nazywa mole poblano, a zostało wynalezione przez mniszki, tak jak nasze pierniki toruńskie - katarzynki. Do Puebli miał przyjechać biskup, a one nie wiedziały, czym go podjąć, więc przygotowały danie z tego, co miały. Okazało się, że wyszła im wspaniała, kultowa dziś dla Meksyku potrawa.

W tekście wykorzystano fragmenty książki "Przy wigilijnym stole" Danuty Śmierzchalskiej. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa REBIS. Jest do kupienia w księgarniach od 9 grudnia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska