Mecz koszykarskiego Śląska Wrocław? Nie, to tylko turniej o puchar tego klubu, choć niektórzy śmieją się, że memoriał. Obsada wyśmienita - Maccabi Tel Awiw, Lietuvos Rytas Wilno, Asseco Prokom Gdynia i PGE Turów Zgorzelec. Wielki basket, przynajmniej na dwa dni, znów zagościł w stolicy Dolnego Śląska.
Nim koszykarze rozpoczęli zmagania, przy głośnej oprawie muzycznej i grze świateł na parkiet wybiegli wielcy liderzy Śląska Wrocław z czasów największej chwały tego klubu - Maciej Zieliński, Adam Wójcik i Dominik Tomczyk. Wszyscy ubrani w stroje z herbem WKS-u.
- Wrocław to miasto koszykówki. Nie możemy dopuścić do tego, żeby Śląsk umarł. Musimy zrobić wszystko, żeby odbudować potęgę tego klubu - przemówił Zielony. Po chwili pod dachem hali zawisło 17 flag symbolizujących mistrzowskie tytuły, a na telebimie wyświetlono najbardziej chwalebne fragmenty meczów wrocławian. Największy aplauz publiczności wzbudził niezapomniany rzut Jacka Krzykały przez trzy czwarte boiska w zwycięskim meczu z Nobilesem Włocławek z 1998 roku. Z gardeł kibiców co rusz wydobywało się gromkie WKS! WKS!.
W kuluarach Orbity wszyscy powtarzali słowa Macieja Zielińskiego. Nikt nie wyobrażał sobie, że w najbliższym czasie WKS nie wróci na należne mu miejsce. A spotkać można było naprawdę znamienite postacie - Mieczysława Łopatkę, Jerzego Świątka, Wiesława Zycha, a także niedawnych graczy Śląska Robertsa Stelmahersa i Aleksandra Avlijasa oraz osoby niezwiązane z koszykówką - serbskiego piłkarza Vuka Sotirovicia oraz siatkarzy reprezentacji Polski - Jakuba Jarosza i Bartosza Kurka.
- Kiedy przypominano największe sukcesy klubu, zauważyłem, że niektórzy mieli łzy w oczach. Widać, że ludzie pragną powrotu koszykarskiego Śląska na szczyt. Ja też tego chcę. Może nawet bardziej niż odbudowania siły męskiej siatkówki we Wrocławiu - przyznał wychowanek Gwardii.
Nostalgiczna podróż w przeszłość jeszcze bardziej rozbudziła apetyty na wielki basket w stolicy Dolnego Śląska. Tyle tylko, że jak na razie nikt nie kwapi się do tego, by w dobie marnego wizerunku marketingowego koszykówki w Polsce wydawać swoje pieniądze na klub. A to pierwszy i niezbędny warunek do tego, by przywrócić czasy świetności Śląska. Pikiety i manifestacje najbardziej zagorzałych fanów nie wystarczą.
- Jeśli znajdzie się poważny inwestor, to my mu pomożemy, zarówno w sensie finansowym, jak i użytkowym - tłumaczy Michał Janicki, dyrektor Departamentu Spraw Społecznych Urzędu Miejskiego. Czyli nic nowego. Na bogatego wujka z Ameryki czekamy od 2008 roku. - Wierzę, że ktoś taki się w końcu znajdzie. Przecież koszykówka we Wrocławiu jest bardziej święta niż piłka nożna - dodaje z nadzieją Janicki.
- Nie potrzebowaliśmy tego turnieju, żeby przypomnieć sobie o tym, jak ważne jest, by koszykarski Śląsk wrócił do walki o mistrzostwo Polski i gry w europejskich pucharach, bo problem ten jest obecny cały czas - mówi Piotr Mazur, szef Biura Sportu i Turystyki UM.
Cóż z tego, skoro za deklaracjami polityków, sportowców, ludzi kultury czy władz polskiej koszykówki na razie nie idą konkretne czyny. A przecież pieniędzy na to, by utrzymać zespół na średnim poziomie ekstraklasy, nie trzeba dużo. Frekwencja w trakcie turnieju w Orbicie pokazała, że zapotrzebowanie na basket we Wrocławiu jest olbrzymie. Wydaje się jednak, że niewspółmiernie duże wobec bardzo nikłej determinacji decydentów. Niestety, nie uda się odkurzyć Śląska i przywrócić mu dawnego blasku bez polityki i silnego inwestora, bo jedno z drugim jest silnie powiązane i musi się opłacać.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?